Próby alternatywnych wytłumaczeń zmartwychwstania Jezusa. Część I

Brian Harrison

Próby alternatywnych wytłumaczeń zmartwychwstania Jezusa. Część I

Autor zwięźle analizuje główną kwestię sporną we współczesnym piśmiennictwie teologicznym dotyczącym zmartwychwstania Chrystusa. Szczególnie skupia się na twierdzeniach teologów, którzy utrzymują, że ukrzyżowane ciało Jezusa nigdy nie zostało cudownie wskrzeszone do nowego i chwalebnego życia – lub przynajmniej, że katolicy powinni mieć wolność wątpienia w to, czy taki cud rzeczywiście miał miejsce. Uważają oni, że prawdziwe znaczenie „zmartwychwstania” jest czymś bardziej „duchowym” niż to, które katolicy przyjmowali tradycyjnie.

 

W niniejszym cyklu artykułów rozważam najważniejszą kwestię sporną przewijającą się we współczesnych tekstach teologicznych poświęconych zmartwychwstaniu Chrystusa. Coraz więcej teologów katolickich, po co najmniej stu latach liberalnej protestanckiej krytyki Biblii, wyraża opinię, że powinniśmy „przemyśleć” zagadnienie zmartwychwstania w taki sposób, żeby móc stwierdzić, podobnie jak Hans Küng w książce Christ sein [Być chrześcijaninem], że „cielesność zmartwychwstania nie wymaga tego, żeby grób [Chrystusa] był pusty”1Hans Küng, Christ sein, München 1974; cyt. za: Hans Küng, On Being a Christian, transl. Edward Quinn, Image Books.....

Teologowie ci uważają, że ukrzyżowany Jezus nigdy nie powstał cudownie z martwych do nowego wspaniałego życia – a przynajmniej, że katolicy powinni mieć swobodę wątpienia w to, że takowy cud miał miejsce. Stanowczo twierdzą, że właściwy sens „zmartwychwstania” ma charakter bardziej „duchowy” niż to, w co katolicy zgodnie z tradycją wierzą.

W dalszej części tekstu omawiam powody, dla których z perspektywy historycznej tradycyjne, cudowne wytłumaczenie – zawarte w Nowym Testamencie – jest najbardziej wiarygodne. Stoję na stanowisku, że współczesnych „reinterpretacji” nie da się obronić nie tylko z punktu widzenia rozumu, ale również wiary oraz tradycji. Stanowią one zniekształcenie wiary, i to na tyle poważne, że wykluczone jest zaakceptowanie ich przez Kościół jako uzasadnionych opcji.

 

Metodologia

Dwa sposoby badania zmartwychwstania Chrystusa – z perspektywy wiary oraz z perspektywy rozumu – są komplementarne. W odróżnieniu od na przykład katolickiej doktryny dotyczącej Trójcy Świętej czy Bożej łaski, wiara w zmartwychwstanie Chrystusa rzeczywiście jest kwestią prawdy objawionej, ale Kościół nigdy nie uważał jej za jedną z tych prawd, które są poznawalne jedynie poprzez objawienie i z założenia nieosiągalne dla ludzkiego rozumu.

Kościół od zawsze uważał racjonalne dowody na zmartwychwstanie Chrystusa za jeden z „motywów wiarygodności” całokształtu wiary chrześcijańskiej. Dlatego utrzymuje, że osoba dociekająca prawdy i otwarta na nią może się przekonać, że zmartwychwstanie jest faktem historycznym, bez konieczności powoływania się na autorytet Magisterium Kościoła czy też przeświadczenia o idealnym zachowaniu się zapisów Nowego Testamentu i Boskim natchnieniu towarzyszącym jego powstawaniu.

W przeciwieństwie do ludzi, którzy w XIX wieku opowiadali się za fideizmem, twierdząc, że wiara nie wymaga racjonalnych podstaw, a wszystkie katolickie dogmaty powinny być przyjęte bezkrytycznie, jedynie w oparciu o wiarę, Stolica Apostolska obstawała przy poglądzie, że nikt nie może oczekiwać od niewierzącego, żeby uznał zmartwychwstanie naszego Boskiego Zbawiciela, zanim nie przedstawi mu się dowodów, które wyprowadzono z ustnej oraz pisemnej tradycji chrześcijaństwa.

Należy zwrócić uwagę na trzy kolejne kwestie metodologiczne. Po pierwsze, terminy „dowód” oraz „prawdziwa i całkowita pewność” powinny być interpretowane z rozwagą. W tym kontekście oznaczają rodzaj dowodu oraz pewności adekwatnych do wiedzy historycznej. Wystarczy, że mamy pewność moralną, a nie pewność absolutną, która byłaby konsekwencją ujrzenia na własne oczy tego, co miało miejsce, lub też wynikałaby z dowodu doświadczalnego i powtarzalnego dowodu matematycznego albo dowodu wykazanego przy użyciu dedukcji.

Po drugie, warto jest mieć na uwadze kwestię, którą poruszał Arnold Lunn. Kościół nie oczekuje, żebyśmy rozpatrywali jakikolwiek motyw wiarygodności w abstrakcyjnej próżni – nawet zmartwychwstania. To, że historię katolicyzmu cechuje występowanie licznych innych dobrze udokumentowanych cudów w życiu pobożnych mężczyzn i kobiet, uwiarygodnia a priori cuda dokonane przez Jezusa oraz Jego zmartwychwstanie opisane w Nowym Testamencie.

Byłoby doprawdy zaskakujące, gdyby wspólnocie, w której przez ponad 2000 lat zdarzały się coraz to nowe cuda, na samym początku jej istnienia nie towarzyszyły przynajmniej tak samo zdumiewające wydarzenia. Z drugiej strony, zauważa Lunn w książce The Third Day [Trzeciego dnia]: „Jestem gotowy przyznać, że gdyby zmartwychwstanie było jedynym cudem w całej historii świata, to mógłbym ulec pokusie wydania werdyktu brzmiącego »Nie udowodniono«”2Arnold Lunn, The Third Day, The Newman Book Shop, Westminster 1945..

Po trzecie, musimy rozważnie wykorzystać przyjęte założenia, z którymi rozpoczynamy badanie wiarygodności zmartwychwstania. Uczciwy badacz nie popadnie w skrajność: uniknie zarówno nadmiernej łatwowierności, jak i zbytniego sceptycyzmu. Nie zacznie on rozważań z nastawieniem (tak powszechnym wśród zachodnich intelektualistów, także teologów, w naszych zsekularyzowanych, materialistycznych czasach), że żadne świadectwo, bez względu na to, jak wydawałoby się wiarygodne, nie przekona go, że ciało zmarłego ożyło. Owszem, oparte na doświadczeniu statystyczne nieprawdopodobieństwo, że człowiek wstanie z martwych kilka dni po pochówku, w dodatku zawdzięczając to samemu sobie, jest przytłaczające – miliardy do jednego.

Chrześcijanie akcentują, że samowskrzeszenie dotyczyło nie takiej sobie osoby, lecz człowieka, który – co jest powszechnie uznawane za prawdę – był jednym z najbardziej wyjątkowych oraz znaczących ludzi w historii ludzkości. Nie można a priori zakładać, że ta teza jest nieprawdopodobna. Stanie się to jaśniejsze, gdy zastosujemy pewną analogię. Na loterii, na której sprzedaje się milion losów, szansa, że nasz los będzie zwycięski, to zaledwie jeden do miliona. Jednak niedorzeczne byłoby, gdybyśmy czytając w gazecie, że ktoś wygrał, nie uwierzyli w to, mówiąc: „To jest mało prawdopodobne. Ten człowiek miał zaledwie jedną szansę na milion, by wygrać”.

Możemy podsumować argumenty przemawiające za cudownym i cielesnym zmartwychwstaniem Chrystusa, rozpatrując alternatywne interpretacje tego, co miało miejsce.

 

„Jezus w ogóle nie umarł na krzyżu”

Już w XVIII wieku racjonalistyczni krytycy chrześcijaństwa starali się uzasadnić jego powstanie bez odwoływania się do udziału Boga. W książce La Risurrezione di Gesù [Zmartwychwstanie Jezusa] Francesco Spadafora powołuje się przykładowo na niemieckich liberalnych protestantów, Karla Bahrdta oraz Heinricha Paulusa, którzy sugerowali, że Chrystus jedynie na pozór był martwy na krzyżu, a później w grobowcu na pozór powstał z martwych3Francesco Spadafora, La Risurrezione di Gesù, Cantagalli, Siena 2010..

Obecnie niewielu ludzi opowiada się za takim wyjaśnieniem, ponieważ wymagałoby to równoczesnej zbieżności całej serii mało prawdopodobnych wydarzeń, na które nie ma żadnych, ale to żadnych dowodów. Staje się to równoważne z pewnością moralną, że owa wykładnia jest błędna, gdy uzmysłowimy sobie, że w wypadku wystąpienia szeregu niezależnych wydarzeń, z których każde jest stosunkowo mało prawdopodobne, prawdopodobieństwo zajścia wszystkich łącznie jest wyjątkowo małe.

Jeśli istnieje jedna szansa na pięćdziesiąt zajścia pewnego wydarzenia, uwierzymy bez oporu, że miało ono miejsce, gdy wielu ludzi tak twierdzi. Jednak prawdopodobieństwo jednoczesnego zajścia dwóch równie prawdopodobnych wydarzeń, które nie są ze sobą związane przyczynowo-skutkowo, jest równe kwadratowi jednej szansy na 50, czyli jednej szansie na 2,5 tysiąca. Będziemy chcieli usłyszeć przekonujące świadectwo, zanim w coś takiego uwierzymy. A gdy dochodzi do czterech takich wydarzeń łącznie, prawdopodobieństwo tego jest mniejsze niż jeden do 6 milionów. Będą potrzebne naprawdę mocne dowody, zanim uwierzymy w takie zbiegi okoliczności.

Kiedy takich dowodów nie ma, a tym bardziej gdy istnieją dowody świadczące przeciwko temu, możemy mieć pewność moralną, że żadne równoczesne zajście tych wydarzeń nie miało miejsca. Na samą spekulację, że być może taka zbieżność zdarzeń zaistniała, bez obawy potencjalnej pomyłki możemy odpowiedzieć, że owa spekulacja jest błędna. Quod gratis asseritur, gratis negatur [To, co stwierdza się bez uzasadnienia, można też bez uzasadnienia odrzucić].

Wróćmy do serii nieprawdopodobieństw związanych z hipotezą, że Jezus na krzyżu w ogóle nie umarł:

  1. Rzymscy żołnierze – profesjonalni kaci, których własne życie byłoby w niebezpieczeństwie, gdyby dopuścili do ucieczki skazańca – błędnie ocenili, że Jezus nie żyje.
  2. Z tej hipotezy wynika, że Jan Ewangelista, który wierzył, że Jezus powstał z martwych, posiadał rzadką w tamtych czasach wiedzę medyczną oraz powód (niby jaki?), aby świadomie skłamać, że z przebitego włócznią boku Jezusa wypłynęły krew i woda4Patrz J 19, 34–35; wszystkie cytaty i nawiązania do Biblii wg: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia,..., jednocześnie nie informując swoich niezorientowanych w temacie czytelników, że takie zjawisko jest medycznym dowodem zgonu.
  3. Jezus, nie działając w sposób nadprzyrodzony, musiałby ożyć i zregenerować się całkowicie i tak nagle, aby apostołowie nie mieli wątpliwości, że nastąpił cud, a nie tylko zadziwiające ozdrowienie.
  4. Ponieważ, według tej hipotezy to, co wydawało się zmartwychwstaniem, było jedynie powrotem do zwykłego życia, Jezus prędzej czy później umarłby naprawdę i pozostał martwy, a jednak uczniowie dalej byli święcie przekonani, że Jezus powstał z martwych do nowego wspaniałego życia, odnosząc trwałe zwycięstwo nad śmiercią.

 

„Uczniowie wykradli ciało”

W XVIII wieku Hermann Reimarus wskrzesił tradycyjnie podawane przez Żydów wyjaśnienie, że uczniowie potajemnie zabrali ciało Jezusa z grobu i zorganizowali największą mistyfikację w dziejach, tworząc pozory, że Jezus powstał z martwych.

Jak celnie stwierdził Lunn, jest to najlepsze alternatywne wytłumaczenie, gdyż preferowali je ówcześni żydowscy przywódcy5Lunn, The Third Day., a byli oni nie tylko inteligentni, ale (w przeciwieństwie do współczesnych krytyków) również obecni na miejscu wydarzeń oraz doskonale zorientowani w sytuacji.

Jeśli którekolwiek inne możliwe niecudowne wyjaśnienie, które pojawiło się w ostatnich stuleciach, wydawałoby się bardziej wiarygodne niż wyżej wspomniane, najprawdopodobniej przywódcy Sanhedrynu wybraliby je. Znaczące zatem, że przez wieki (nie tylko w Ewangelii Świętego Mateusza) wszyscy żydowscy przeciwnicy chrześcijaństwa powoływali się na tę teorię.

Rozważmy kolejny mało prawdopodobny splot okoliczności, które ta teoria implikuje:

  1. Pomimo świadczących przeciwko temu dowodów, nikt nie pilnował grobu, więc uczniowie, niezauważeni, mogli wykraść ciało. Jest to jednak wątpliwe przez wzgląd na samą hipotezę. Jeśli Jezus zapowiedział, że powstanie z martwych trzeciego dnia, a wieści o tym rozpowiadane przez podekscytowanych oczekujących się rozeszły, można przypuszczać, że faryzeusze zastosowali odpowiednie środki zapobiegawcze, a Mateusz Ewangelista pisze, że w rzeczy samej tak właśnie zrobili6Patrz Mt 27, 62–66..

Z drugiej strony, gdyby Jezus nigdy nie zapowiedział swego zmartwychwstania po trzech dniach i gdyby nie krążyły o tym pogłoski (i w związku z tym przy grobie nie postawiono by żadnej straży), to wydaje się mało prawdopodobne, żeby uczniom przyszedł do głowy pomysł tak dziwacznej mistyfikacji. Aby tak niebywałe przedsięwzięcie mogło się powieść, musieliby oni mieć podstawę, na której mogliby się oprzeć, przynajmniej łatwowierność odpowiedniej grupy podekscytowanych zwolenników Jezusa, spodziewających się cudownego zmartwychwstania.

  1. Teoria ta wymaga udziału 500 konspiratorów. Najstarszym świadectwem chrześcijańskiego orędzia zmartwychwstania jest niewątpliwie szczere oświadczenie Świętego Pawła z pierwszego Listu do Koryntian, napisane około 57 roku n.e., o tym, czego go nauczono, kiedy stał się chrześcijaninem 20–25 lat wcześniej7Patrz 1 Kor 15, 3..

Badacze twierdzą, że jest to najstarsze znane nam credo (z łac.: wierzę) zawierające istotę nauczania apostołów w latach trzydziestych I wieku. Święty Paweł powołuje się m. in. na świadectwa, według których zmartwychwstały Jezus „zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd”81 Kor 15, 6.. Pogodzenie tego z hipotezą o zwykłym oszustwie wydaje się niemożliwe.

Żadni oszuści nawet by nie próbowali nakłonić do krzywoprzysięstwa aż 500 osób i w dodatku do opowiadania o kimś, kto po swojej śmierci ukazał im się żywy. Pięćset to o wiele więcej świadków niż wydaje się konieczne, a przecież w tak dużej grupie osób przynajmniej jedna poczułaby wyrzuty sumienia i przyznała się do kłamstwa.

Warto porównać początki chrześcijaństwa z początkami innego ruchu religijnego opartego na doniesieniach o zjawiskach nadprzyrodzonych, takiego jak mormonizm.

Założyciela mormonizmu Josepha Smitha wielu współczesnych mu podejrzewało o oszustwo. Podejrzenia te wzmacniał fakt, że prócz Smitha zaledwie trzech rzekomych świadków w ogóle twierdziło, że widziało jego „złote płyty”. (Jeden z nich, Martin Harris, przyznał, że widział je jedynie „oczami wiary”, gdyż były „przykryte płachtą”).

  1. Koncepcja mistyfikacji wymaga, abyśmy uwierzyli, że w zmyślonej opowieści apostołów w rolach pierwszych świadków zmartwychwstania obsadzono takie osoby, których świadectwo byłoby automatycznie postrzegane przez ówczesne społeczeństwo jako podejrzane. Wszystkie Ewangelie mówią, że przynajmniej jedna kobieta (lub więcej) była pierwszym świadkiem zmartwychwstania. Musiała być to część tradycji przekazywanej od samego początku i zaakceptowanej przez pierwszych przywódców Kościoła.

Oczywiście, w I wieku żaden Żyd czy też Żydówka chcący oszukać opinię publiczną, opowiadając zdumiewające historie o cudownych objawieniach, absolutnie nie obsadziliby kobiety w roli pierwszoplanowej. W patriarchalnym społeczeństwie nie były one traktowane na równi z mężczyznami w żydowskich sądach. Po co konspirujący uczniowie mieliby przysparzać sobie niepotrzebnych komplikacji?

  1. Trudno sobie wyobrazić motywy, jakie mogłyby skłonić uczniów do przeprowadzenia takiej mistyfikacji. Jest to zapewne najoczywistsze i najmocniejsze zastrzeżenie wobec tej teorii spiskowej. Szalbierze wiedzieliby od początku, że nauczanie o cudownym zmartwychwstaniu oraz Boskiej naturze człowieka, który za bluźnierstwo oraz podburzanie ludu został niedawno stracony przez rzymskie władze, pod naciskiem wpływowego Sanhedrynu, było prawdziwie ryzykownym przedsięwzięciem.

Wracając do porównania z mormonizmem, zauważmy, że uwarunkowania społeczne w Palestynie w I wieku n.e. różniły się znacznie od  dziewiętnastowiecznych w Stanach Zjednoczonych, gdzie silna tradycja wolności religijnej, pluralizmu oraz akceptacji różnorakich wyznań czyniła stworzenie nowego Kościoła albo nowego kultu względnie bezpiecznym i akceptowalnym przez społeczeństwo przedsięwzięciem, nie wspominając już o jego opłacalności.

W świetle historii przedstawionej w Nowym Testamencie nawet perspektywa zyskania sławy nie byłaby zbyt kusząca dla hipotetycznych oszustów. Apostołowie nie podawali się za proroków twierdzących, że korzystają z bezpośredniego połączenia z Bogiem 24 godziny na dobę, co pozwoliłoby im wymyślać mądrości na każdą okazję i dzięki temu wzbudzać uwielbienie tysięcy oczarowanych wyznawców. Oni przyjęli jedynie funkcję skromnych świadków niesamowitego wydarzenia – zmartwychwstania ich Boskiego Mistrza. Niezmiennie odwracali uwagę od siebie i zwracali ją ku ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu Panu.

Cóż za kontrast z „prorokiem” mormonów, Josephem Smithem, który sfabrykował setki „objawień” (niektóre przyniosły mu duże pieniądze i sposobność, by dać upust żądzy)! W końcu nawet został ogłoszony „Królem Królestwa Bożego”.

Wszystko, czego apostołowie mogli się spodziewać po mistyfikacji „zmartwychwstania”, to wierność niewielu oraz prześladowania ze strony bardziej licznych i wpływowych, a może nawet przerażająca śmierć przez ukrzyżowanie, którą wcześniej poniósł ich Mistrz. O ile nie chcemy znowu zaprzeczać dowodom, musimy uznać za fakt, że większość z nich poświęciła życie chrześcijańskiej sprawie, co stanowi kolejny powód, żeby uwierzyć ich świadectwu. (Pascal powiedział: „Wierzę jedynie historiom, których świadkowie daliby się wymordować”9Blaise Pascal, Myśli. Księgarnia św. Wojciecha, Poznań; Warszawa 1921; tekst dostępny również: https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/pascal-mysli.pdf.).

 

Teoria halucynacji

Popularna od czasów Celsusa z Aleksandrii (II wiek n.e.) lub od III wieku teoria halucynacji została ponownie spopularyzowana przez dziewiętnastowiecznych liberalnych protestantów, takich jak David Strauss, Ernest Renan oraz Adolf von Harnack. Najbardziej pomysłowy wariant koncepcji łączy ją z teorią mistyfikacji: jeden czy dwóch zwolenników Jezusa wykradło ciało z grobu, aby dokonać religijnie motywowanego oszustwa, zwodząc pozostałych. Kierowali się swoiście rozumianym, wypaczonym oddaniem zmarłemu Mistrzowi, pokrętnym pragnieniem podtrzymania Jego przesłania, nawet jeśli oznaczałoby to oszukiwanie Jego umiłowanych wyznawców i narażanie ich na niebezpieczeństwo.

Wciąż jednak musimy skonfrontować ją ze zbiorem nieprawdopodobieństw, które wszystkie razem dają nam pewność moralną, aby wykluczyć tę hipotezę:

  1. Wprawdzie nie jest niemożliwe, aby ktoś z tak wypaczonym sposobem myślenia był akurat obecny w odpowiednim miejscu i czasie, lecz prawdopodobieństwo działa na niekorzyść takiej wersji wydarzeń.
  2. Przedstawione w opisie poprzedniej teorii przeszkody dotyczą w równym stopniu teorii halucynacji. Chodzi o niedostępność ciała, jeżeli straż była obecna oraz prawdopodobny brak motywu (jak również brak halucynacji), jeżeli straży nie było.
  3. Wykradzenie ciała z grobu miało miejsce albo po rzekomych „wizjach” albo przed nimi. Raczej nie zrobiono by tego przedtem, gdyż wtedy oszustwo nie miałoby szans powodzenia. Nikt nie mógłby przewidzieć realistycznie wyglądających wizji, których niedługo później doświadczyliby apostołowie, a żaden rozsądny człowiek nie oczekuje, że sam pusty grób wystarczy do przekonania kogokolwiek, że Jezus zmartwychwstał, a nie że Jego ciało zostało skradzione.

Z drugiej strony, jeśli religijnie motywowane oszustwo miało miejsce po „halucynacjach”, to musimy założyć, że uczeń, który wiedział o tych szokujących „wizyjnych” fenomenach, zdołał dotrzeć do grobu, podjąć decyzję i przenieść ciało gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie – a wszystko to, zanim inni uczniowie zjawią się przy grobie, żeby porównać ich „wizje” ze stanem faktycznym, jednocześnie nie wzbudzając przy tym ich podejrzeń co do własnych potajemnych działań.

  1. Zakładając, że zgodnie z tą teorią, oszustwo było zainspirowane czyimiś „wizjami”, raczej trudno wyjaśnić, dlaczego zawsze ta sama kolejność wydarzeń przekazywana przez tradycję w tej koncepcji jest odwrotna: najpierw pusty grób, a potem ukazanie się Jezusa. Apostołowie, którzy – według tej hipotezy – nie kłamali, obstawali przy tym, że „ujrzeli” zmartwychwstałego Pana, a przynajmniej tak myśleli, wrócili do grobu, żeby się upewnić i rzeczywiście był on pusty.
  2. Pamiętajmy, że ówcześni żydowscy przywódcy, którzy byli znacznie lepiej zorientowani w sytuacji niż współcześni krytycy, teorię halucynacji odrzucili. Świadczy to o tym, że opisy doświadczeń, jak również przesłania głoszonego przez apostołów zawarte w Nowym Testamencie – są obiektywnie wiarygodne. Zgodnie z tymi relacjami apostołowie wyrażali się i zachowywali w taki sposób, że nie można było ich zdyskredytować, uznać za osoby, które doznały halucynacji; tak stanowczo opowiadali się za prawdziwością zmartwychwstania Jezusa, którego mogli fizycznie dotknąć, z którym mogli jeść, spacerować, rozmawiać, że jedyną alternatywą poza uwierzeniem im było przedstawienie ich jako kłamców. Żydowskie władze zdecydowały się na tę drugą opcję.
  3. Według omawianej hipotezy raz aż pięciuset obecnych w tym samym miejscu i czasie uczniów doświadczyło grupowych „halucynacji” czy też „wizji”. Jest to nieprawdopodobne! Nie ma żadnych dowodów psychologicznych na to, że duże grupy ludzi mogą cierpieć na to samo zaburzenie w dokładnie tym samym czasie i „zobaczyć” te same zjawiska, które w dodatku nie mają podstaw w żadnej zewnętrznej rzeczywistości, niezależnej od ich subiektywnej podświadomości. (Wydaje się, że cała koncepcja „grupowej” czy też „masowej” halucynacji została wymyślona w ciągu poprzedniego stulecia w ramach dosyć desperackich starań, aby znaleźć pretekst do odrzucenia serii współczesnych objawień Maryjnych doświadczanych przez wielu świadków naraz, które zapoczątkowały te z La Salette w 1846).
  4. Oczekuje się od nas, byśmy uwierzyli, że pierwsi świadkowie zmartwychwstania nie tylko ulegli omamom czysto subiektywnych halucynacji, lecz od tamtego czasu do tego stopnia trwali w przekonaniu o prawdziwości tego, co widzieli, że byli gotowi cierpieć tortury i umrzeć za przekonanie. Coś takiego jest nie tylko mało prawdopodobne, ale też absolutnie nadzwyczajne i niepojęte.

Prawda jest taka, że niczyje halucynacje nikogo nie przekonują o wskrzeszeniu. W historii było wiele doniesień dotyczących ludzi, którzy widzieli „duchy” albo doświadczyli krótkich spotkań ze zjawami ich dalszych znajomych czy członków rodziny, często, jak się później okazywało, w czasie bliskim ich śmierci.

Jednak zjawiska takie, jakiekolwiek byłoby ich wytłumaczenie, praktycznie nigdy nie skłaniają ludzi do wniosku, że ujrzany „człowiek” cudownie powstał z grobu, nie mówiąc już o poświęceniu reszty swojego życia misji głoszenia tego rzekomego cudu jako absolutnego dogmatu.

Ci, którzy doświadczyli takich widzeń, raczej nie zastanawiali się, czy ciało zmarłego nadal pozostaje w grobie. Przyjęli to za rzecz oczywistą, gdyż sama specyfika widzenia nie daje żadnych podstaw, by podejrzewać, że jest inaczej.

Ci, którzy doświadczają podobnych wizji, praktycznie zawsze przypisują im duchowe albo psychologiczne wyjaśnienie. Jedni opisują tego, kogo zobaczyli, jako „ducha”; drudzy mówią, że to dusza zmarłego – dowód na życie po śmierci; a jeszcze inni tłumaczą to telepatią albo „energią psychiczną”.

Oczywiście, kwestia dusz funkcjonujących poza ciałami, jak również potencjalnie ukazujących się ludziom na ziemi nie była obca Żydom w I wieku n.e.10Patrz 1 Sm 28, 7–19; Mdr 3, 1–3; Mt 10, 28; 14, 26; 17, 3; Łk 16, 19–31; 23,.... Mając na uwadze „wizje” albo „zjawy”, z jakimi ludzkość była w miarę obeznana, uczniowie wytłumaczyliby swoje doświadczenia na jeden z wcześniej przedstawionych sposobów, bez względu na to, czy grób był pusty, czy też nie.

Co najwyżej doszliby do wniosku, że dusza Jezusa, kolejnego świętego proroka, szczęśliwie spoczywa w raju („na łonie Abrahama”) i powstanie z martwych w Dniu Ostatecznym wraz z resztą ludu Bożego. Aby przekonać innych, że Jezus już w pełni zatryumfował nad śmiercią w wyjątkowy sposób, ich „wizje” musiałyby być równie fizyczne i realistyczne, jak opisują Ewangelie – a to oznacza ich wyjątkowość.

 

„Poszli do niewłaściwego grobu”

Rzekome wyjaśnienie pustego grobu, wysunięte między innymi przez Kirsoppa Lake’a na początku poprzedniego stulecia, jest tak niedorzeczne, że nie będziemy poświęcać mu zbyt wiele miejsca. Skoro obie strony sporu – zarówno uczniowie, jak i zwierzchnicy Sanhedrynu – miały najmocniejsze możliwe powody, żeby upewnić się, w którym grobie rzeczywiście pochowany został Jezus, absurdalne są sugestie, że wszyscy się pomylili co do tego, gdzie ów grób się znajdował, jak również że nikomu nigdy nie udało się znaleźć właściwego miejsca pochówku i spoczywającego w nim ciała.

Wystarczyłoby sprawdzić zaledwie niewielki obszar, na którym możliwe było pochowanie ciała, nawet jeśli założymy, że doszło do nagłej śmierci lub nagłej amnezji tych, którzy jeszcze tak niedawno złożyli ciało do grobu.

Abstrahując od tego, taka teoria musiałaby uporać się z nieprzezwyciężalnymi przeszkodami, które wcześniej rozważaliśmy, próbując wyjaśnić „widzenia”, gdyż, jak wszyscy się ze mną zgodzą, sam pusty grób nie byłby w stanie wzbudzić tak niezachwianej wiary apostołów w to, że Jezus powstał z martwych z duszą i ciałem.

 

„Mit ze wschodu”

Wysunięta przez takich znawców religioznawstwa porównawczego, jak James Frazer, hipoteza jest nie tyle alternatywnym historycznym wyjaśnieniem, ile odrzuceniem jakiegokolwiek historycznego wyjaśnienia. Zgodnie z nią zmartwychwstanie jest jednym ze wschodnich mitów o bogach, którzy giną, a potem powracają do życia, jak Izyda czy Ozyrys w Egipcie albo Attis czy Kybele w Azji Mniejszej.

Hipoteza ta nie uwzględnia dwóch kluczowych faktów:

Po pierwsze, w odróżnieniu od orientalnych legend – wiara w Jezusa oraz w Jego zmartwychwstanie dotyczy postaci historycznej, nie bóstw nieulokowanych w żadnym konkretnym czasie i miejscu na ziemi.

Po drugie, w zmartwychwstanie Jezusa zaczęto wierzyć zaraz po wydarzeniach zbawczych, podczas gdy legendy o pogańskich bóstwach zawsze odnoszą się do nich w kontekście mglistej i odległej przeszłości u zarania dziejów albo też suponują, że owa „śmierć i powstanie z martwych” w ogóle nie jest widzialnym aktem, a jedynie nadprzyrodzonym procesem, który mistycznie objawia się w ponownym przyjściu wiosny po zimie i który należy przyjąć bez żadnego dowodu.

Jak zauważa Arnold Lunn oraz wielu innych, legendy o „umierającym i zmartwychwstałym bogu” idealnie współgrają z chrześcijańską wiarą w zmartwychwstanie Chrystusa – obrazują, jak ludzka dusza instynktownie pragnęła rzeczywistości, która w końcu nadeszła w Chrystusie11Lunn, The Third Day.. W żadnym razie nie osłabiają one chrześcijańskiego przeświadczenia o tym, że Jezus powstał z martwych.

 

Brian Harrison

Przypisy:

  • 1 Hans Küng, Christ sein, München 1974; cyt. za: Hans Küng, On Being a Christian, transl. Edward Quinn, Image Books. A Division of Doubleday & Company, Inc., Garden City 1984, s. 366.
  • 2 Arnold Lunn, The Third Day, The Newman Book Shop, Westminster 1945.
  • 3 Francesco Spadafora, La Risurrezione di Gesù, Cantagalli, Siena 2010.
  • 4 Patrz J 19, 34–35; wszystkie cytaty i nawiązania do Biblii wg: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. 3. popr., Wydawnictwo Pallottinum, Poznań – Warszawa 1990.
  • 5 Lunn, The Third Day.
  • 6 Patrz Mt 27, 62–66.
  • 7 Patrz 1 Kor 15, 3.
  • 8 1 Kor 15, 6.
  • 9 Blaise Pascal, Myśli. Księgarnia św. Wojciecha, Poznań; Warszawa 1921; tekst dostępny również: https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/pascal-mysli.pdf.
  • 10 Patrz 1 Sm 28, 7–19; Mdr 3, 1–3; Mt 10, 28; 14, 26; 17, 3; Łk 16, 19–31; 23, 43; 23, 46; 24, 37; 24, 39; Dz 7, 59.
  • 11 Lunn, The Third Day.

Informacje dodatkowe:

Przełożyła z języka angielskiego: Barbara Marczak

 

Tekst ukazał się pierwotnie w serwisie „Catholic Answers” pod tytułem Augustine’s Explaining Away Jesus’ Resurrection: Part I; https://www.catholic.com/magazine/print-edition/explaining-away-jesus-resurrection-1. Tłumaczenie i przedruk za zgodą Redakcji „Catholic Answers”.

Przeczytaj także