Rozwinięcie pytania: Chrześcijanie mówią, że Bóg jest niewidzialny. W ogóle nie da się Go dostrzec zmysłami, bo jest bytem duchowym, nie materialnym. Filozof powiedziałby, że Bóg nie jest przedmiotem doświadczenia zmysłowego. W takim razie na drodze doświadczenia nie da się wykazać, że Bóg istnieje. Może więc wszelkie wypowiedzi o Nim nie mają żadnego sensu?
Odpowiedź:
Powyższe pytanie może wydawać się niejasne osobom, które nie zetknęły się z publikacjami na temat religii lub relacji między nauką a religią, gdzie pojawia się argument, że skoro Boga nie widać, to wszelkie wypowiedzi o Nim są pozbawione sensu. Tymczasem jest to bardzo popularny zarzut wobec chrześcijaństwa. W XX wieku był często powtarzany oraz przyjmowany przez wielu filozofów i odbiorców tekstów filozoficznych. Dziś w kręgach specjalistów został porzucony, ale czasami jest jeszcze powtarzany przez osoby mniej zorientowane lub przywiązane do przebrzmiałych już nurtów myślowych. Jeśli ktoś zaczyna się interesować filozoficznymi opracowaniami na temat religii, to z pewnością prędzej czy później spotka się z tym argumentem.
O co więc chodzi? Otóż na początku XX wieku robiła karierę pewna idea, którą głosili zwolennicy tak zwanego logicznego pozytywizmu, znanego też jako logiczny empiryzm lub neopozytywizm. Jego twórcy i główni przedstawiciele byli znanymi i cenionymi filozofami z takich ośrodków, jak Uniwersytet w Oxfordzie i Uniwersytet w Cambridge; w Europie kontynentalnej zaś centrum znajdowało się w Wiedniu i skupiało przedstawicieli nurtu w ramach tak zwanego Koła Wiedeńskiego. Myśliciele ci wywarli w XX wieku ogromny wpływ na rozumienie, czym jest nauka, ale także czym są filozofia i religia. Zwykle można o nich przeczytać, że przede wszystkim interesowali się nauką, ustaleniem, co sprawia, że jej twierdzenia są tak wiarygodne, uzasadnione i sensowne. Tak się jednak składa, że podczas tych refleksji doszli do wniosku, że twierdzenia religii, a dokładniej: o Bogu ‒ nie są wiarygodne, uzasadnione ani sensowne. Trudno nie domyślić się, że popularność ich opracowań na temat wiarygodności i sensowności różnych twierdzeń wpłynęła znacząco na szerzenie się w XX wieku światopoglądu ateistycznego wśród tak zwanych wykształconych elit.
To w końcu jakie twierdzenia według nich były sensowne, a jakie nie? Otóż zgodnie z podstawową wersją ich kryterium sensowności ‒ wszystkie porządne twierdzenia o czymkolwiek, aby zasłużyć na miano sensownych, muszą dać się udowodnić przez bezpośrednią obserwację, ewentualnie muszą wyrażać konieczne prawdy logiczne, czyli być tak zwanymi tautologiami (jak zdania: „Każdy kawaler jest nieżonaty” lub „Czytam książkę albo nie czytam książki”). Dla neopozytywistów było jasne, że zdanie „Bóg istnieje” nie wyraża żadnej prawdy logicznie koniecznej. A że Boga z definicji nie widać, i w ogóle nie da się Go zaobserwować, to wypowiedzi o Jego istnieniu lub zakładające Jego istnienie są pozbawione sensowności.
Idea, która kryje się za zaproponowaniem tego kryterium, nie jest wcale niedorzeczna. Chodzi w niej o to, by nie przyjmować twierdzeń, których prawdziwości nie da się w żaden sposób sprawdzić. A najlepszym sposobem sprawdzania prawdziwości twierdzeń neopozytywistom wydawała się obserwacja zmysłowa. To za pomocą naszych zmysłów stwierdzamy normalnie, czy coś istnienie, czy nie. Dlatego wszystkie sensowne twierdzenia oraz zawarte w nich słowa odnoszące się do osób, rzeczy, zdarzeń i tak dalej według neopozytywistów powinny być albo twierdzeniami i słowami odnoszącymi się do tego, co bezpośrednio widać, słychać i czuć, albo dać się do takich stwierdzeń sprowadzić. Odnośnie do tej drugiej sytuacji, zdecydowanie częstszej w przypadku bardziej wyrafinowanej wiedzy jak wiedza naukowa, na przykład twierdzenie o wartości napięcia elektrycznego sprowadza się do twierdzenia o obserwowanym ruchu wskaźnika woltomierza, bo samego prądu i jego napięcia nie obserwuje się bezpośrednio. Nie obserwujemy też grawitacji, ale twierdzenia o jej działaniu sprowadzają się do twierdzeń opisujących bezpośrednią obserwację spadających kamieni. O twierdzeniach odwołujących się do rzeczy, których istnienia nie da się wykazać na drodze doświadczenia, nie można powiedzieć ani że są prawdziwe, ani że są fałszywe, one są bezsensowne. Człowiek inteligentny, wykształcony, „na poziomie” nie powinien takich twierdzeń przyjmować.
Twierdzenia, których nie da się udowodnić na drodze obserwacji, neopozytywiści nazywali metafizycznymi. Ich pierwotne kryterium odróżniania metafizyki od twierdzeń sensownych określa się jako kryterium lub zasadę empirycznej weryfikowalności (później zostało ono nieco zmodyfikowane, ale idea związku z obserwacją zmysłową była dalej podtrzymywana). Odwołując się do tej zasady, angielski filozof z Oxfordu i czołowy przedstawiciel neopozytywizmu Alfred Ayer w swej ikonicznej książce wydanej w roku 1936 Language, Truth and Logic wprost pisał o bezsensowności twierdzenia, że Bóg istnieje:
„Bóg” to termin metafizyczny. A skoro „Bóg” jest terminem metafizycznym, to nie może być nawet prawdopodobne, by istniał. Albowiem mówić, że „Bóg istnieje”, to wygłaszać twierdzenie metafizyczne, które nie może być ani prawdziwe, ani fałszywe […]. Jeśli jakieś zdanie nie spełnia kryterium [weryfikowalności] i nie jest tautologią, to […] jest twierdzeniem metafizycznym, i […] jako metafizyczne nie jest ani prawdziwe, ani fałszywe, tylko pozbawione sensu (Alfred Ayer, Language, Truth and Logic, Victor Gollancz, London 1946, s. 115; cyt. za: Peter S. Williams, C.S. Lewis vs the New Atheists, Paternoster, Milton Keynes 2013, s. 29-30).
Neopozytywistycznymi kryteriami sensowności i krytyką, z którą się one spotkały, zajmujemy się dokładniej w tekście (Zawodne) sposoby odróżniania nauki od nienauki. Lepszych brak. Tu zwracamy uwagę tylko na dwa problemy. Po pierwsze, główną trudnością kryterium empirycznej weryfikowalności jest to, że ono samo nie spełnia owego kryterium. Żadna liczba obserwacji nie dowodzi bowiem tego, że sensowne są tylko twierdzenia, których prawdziwość można wykazać na drodze obserwacji.
Po drugie, gdyby przyjąć to kryterium, to musielibyśmy odrzucić cały szereg przekonań, które przyjmujemy codziennie, a bez przyjęcia których trudno byłoby sobie wyobrazić funkcjonowanie w świecie i budowanie normalnych relacji z ludźmi. Analogią dla twierdzenia o istnieniu Boga jest twierdzenie o tym, że inni ludzie mają życie umysłowe. Nie jesteśmy w stanie zaobserwować umysłów innych osób, a jednak przekonanie, że oni też mają umysły, jest racjonalne. (Do tej analogii odwoływał się Alvin Plantinga, w książce God and Other Minds z roku 1967. Praca ta znacząco przyczyniła się do odrodzenia teistycznego nurtu w filozofii. W późniejszej publikacji Plantinga prezentował też nową wersję dowodu ontologicznego na istnienie Boga, w której wykazywał wbrew opinii neopozytywistów, że zdanie „Bóg istnieje”, można uznać za prawdę konieczną). Jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy uznali, że przekonanie o tym, iż inni posiadają umysłowe życie wewnętrzne, nie ma sensu? Tak naprawdę istnieje cały szereg twierdzeń filozoficznych, które wszyscy, zwykle bezwiednie, przyjmujemy. Uznanie ich za bezsensowne uczyniłoby nasze życie bardzo trudnym. Jednocześnie nie da się ich empirycznie udowodnić. Na przykład odróżniamy dobro od zła, poprawne rozumowania od niepoprawnych, przyjmujemy, że posiadamy wolną wolę, pewne rzeczy cenimy, a inne uważamy za godne pogardy. Filozofowie neopozytywistyczni postulowali uprawianie filozofii, które odpowiadałoby zwykłemu użyciu języka ‒ takiego, w którym nie ma dziwacznych, bezsensownych, metafizycznych terminów. Gdyby jednak ich posłuchać, trudno byłoby nam przeżyć spokojnie i sensownie jeden dzień.
Pod wpływem tego typu oraz innych zarzutów neopozytywistyczne kryterium sensowności zostało odrzucone. Nawet Ayer przyznał później:
Sam fakt, że [zasada weryfikowalności] odmawiała sensowności twierdzeniom, które wielu ludzi uznawało za sensowne, można było wziąć za świadectwo jej fałszywości. Na ten zarzut można by odpowiedzieć jedynie tak, że została ona zaproponowana jako definicja projektująca. Nie mówiła ona o tym, jak słowo „znaczenie” jest powszechnie używane, lecz zalecała, jak powinno się je rozumieć. Ale w tym wypadku dlaczego ktokolwiek miałby kierować się tym zaleceniem, jeśli nie odpowiadałyby mu implikacje, które się z nim wiążą? W rzeczywistości zdawaliśmy sobie sprawę, że zasada weryfikowalności jest wadliwa… (Alfred Ayer, The Central Questions of Philosophy, Penguin, London 1973, s. 34; cyt. za: Williams, C.S. Lewis…, s. 36).
Pozytywizm logiczny umarł wiele lat temu. Nie sądzę, aby dużo z tego, co zawiera Language, Truth and Logic, było prawdą. Myślę, że jest tam mnóstwo błędów (Alfred Ayer w: Great Thinkers on Great Questions, ed. Roy Abraham Varghese, Oneworld, Oxford 2009; cyt. za: Williams, C.S. Lewis…, s. 36).
Gdy więc zetkniesz się gdzieś z zarzutem wobec wiary religijnej, że nie ma ona sensu, bo twierdzenie „Bóg istnieje” jest bezsensowne, ponieważ nie można go udowodnić na drodze obserwacji ‒ wiedz, że nie musisz się tą insynuacją przejmować. To słaby argument. Nikt, kto się orientuje we współczesnej filozofii religii czy analizach nad relacją nauki i religii, nie traktuje go już poważnie. Wciąż jednak można trafić na takich, którzy go powtarzają. Cóż? Richard Dawkins napisał kiedyś o kreacjonistach: „Śmiało można przyjąć, że gdy spotkasz kogoś, kto nie wierzy w ewolucję, to masz do czynienia z człowiekiem niewykształconym, tępym lub pomylonym […]” [Wypowiedź Dawkinsa z jego recenzji książki Maitlanda Edeya i Donalda Johansona, Blueprints: Solving the Mystery of Evolution (Little, Brown and Co., Boston, Massachusetts 1989), New York Times Book Review, April 9/1989 (cyt. za: Jodkowski, Metodologiczne aspekty…, s. 179‒180)]. Nie popieramy takiego języka pełnego wrogości dla adwersarzy, toteż uznajemy, że osób wciąż utrzymujących dawno oddalony zarzut o bezsensowność wiary w Boga, nie należy obrażać, ale warto przekonywać za pomocą argumentów. Dlatego istnieje ta strona, by pokazać, że argumentów za racjonalnością wiary nie brakuje.