Dowód ontologiczny

Piotr Bylica

Dowód, który nie miał być dowodem

To, co określa się powszechnie jako dowód ontologiczny na istnienie Boga, jest fragmentem rozważań św. Anzelma z Canterbury (ok. 1033‒1109), średniowiecznego biskupa, który zasłynął z obrony rozumowych podstaw wiary. Passus ów pochodzi z jego dzieła Proslogion, które miało być raczej rodzajem medytacji niż polemiką opartą na logicznym wywodzie i logicznych argumentacjach. Niemniej wywód, który niżej przedstawiamy, w tradycji filozoficznej traktowany jest jako dowód. Określenie „ontologiczny” wskazuje na dział filozofii: ontologię, czyli naukę o bycie. Mówimy tu więc o rozważaniach dotyczących bytu.

 

Bóg, czyli…?

Dla całego wywodu Anzelma kluczowe jest to, jak zdefiniował on pojęcie Boga. Otóż Anzelm przyjął, że Bóg to, „coś, od czego niczego większego nie da się pomyśleć”. Jeśli ta definicja jest adekwatna, to według Anzelma, wynika z niej, że Bóg istnieje – na pewno istnieje.

 

Jeśli Bóg jest najdoskonalszy, to na pewno istnieje

Oto rozumowanie Anzelma:

A więc, Panie, który udzielasz zrozumienia wierze, daj mi, bym zrozumiał, na ile to uważasz za wskazane, że jesteś, jak w to wierzymy, i jesteś tym, w co wierzymy. A wierzymy zaiste, że jesteś czymś, ponad co niczego większego nie można pomyśleć. Czy więc nie ma jakiejś takiej natury, skoro powiedział głupi w swoim sercu: nie ma Boga? Z całą pewnością jednak tenże sam głupiec, gdy słyszy to właśnie, co mówię: „coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane”, rozumie to, co słyszy, a to, co rozumie, jest w jego intelekcie, nawet gdyby nie rozumiał, że ono jest. Czymś innym bowiem jest to, że rzecz jest w intelekcie, a czymś innym poznanie tego, że rzecz jest. Kiedy bowiem malarz zastanawia się nad tym, co zamierza dopiero wykonać, to bez wątpienia ma w intelekcie to, czego jeszcze nie zrobił, ale nie poznaje jeszcze, że to jest. Kiedy zaś już namalował, to ma i w intelekcie to, co już wykonał, i poznaje, że to jest. A więc także głupi przekonuje się, że jest przynajmniej w intelekcie coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, ponieważ gdy to słyszy, rozumie, a cokolwiek jest rozumiane, jest w intelekcie. Ale z pewnością to, ponad co nic większego nie może być pomyślane, nie może być jedynie w intelekcie. Jeżeli bowiem jest jedynie tylko w intelekcie, to można pomyśleć, że jest także w rzeczywistości, a to jest czymś większym. Jeżeli więc to, ponad co nic większego nie może być pomyślane, jest jedynie tylko w intelekcie, wówczas to samo, ponad co nic większego nie może być pomyślane, jest jednocześnie tym, ponad co coś większego może być pomyślane. Tak jednak z pewnością być nie może. Zatem coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, istnieje bez wątpienia i w intelekcie, i w rzeczywistości1Anzelm z Canterbury, Proslogion, w: tenże, Monologion. Proslogion, tłum. Tadeusz Włodarczyk, PWN, Warszawa 1992, s. 145‒146..

O co chodzi?

Anzelm zakładał, że rzecz tylko wyobrażona, czyli istniejąca wyłącznie w intelekcie, jest w pewien sposób gorsza, mniej doskonała i w tym sensie mniejsza, niż ta sama rzecz, ale istniejąca rzeczywiście, realnie. Na tej samej lub podobnej zasadzie lepiej mieć tysiąc złotych w portfelu lub na koncie niż tylko w swojej wyobraźni. A przecież możemy mieć tysiąc złotych tylko w wyobraźni, a nie w portfelu, czyli realnie. Realny tysiąc jest jednak lepszy niż tylko pomyślany.

Jasne? Jeśli tak, to rozpatrzmy teraz sytuację, w której w intelekcie jest idea istoty najdoskonalszej, ale nieistniejącej realnie, a także sytuację, gdy w intelekcie jest pojecie istoty najdoskonalszej i istniejącej realnie. Według Anzelma, taka istota najdoskonalsza, ponad którą nic doskonalszego nie da się pomyśleć, musi istnieć nie tylko w intelekcie, ale też realnie. Dlaczego? Bo istnienie realne jest bardziej doskonałe od tego, co istnieje tylko w intelekcie. Jeśli więc zgadzamy się z definicją, że Bóg to coś najdoskonalszego, ponad co nic doskonalszego (większego) nie da się pomyśleć, to musi On rzeczywiście istnieć. Gdyby Bóg nie istniał realnie, a był tylko pojęciem w intelekcie, to pojęcie Boga wcale nie byłoby pojęciem dotyczącym istoty najdoskonalszej. Nie byłoby to więc pojęcie Boga. Jeśli więc zgadzamy się, że przez pojęcie Boga należy rozumieć istotę najdoskonalszą, to Bóg musi istnieć realnie. Tak naprawdę twierdzenie o istocie najdoskonalszej, że nie istnieje, jest wewnętrznie sprzeczne. Zatem Bóg istnieje.

 

Nie można nawet pomyśleć, że Boga nie ma

Są takie rzeczy, o których uważa się, że nie istnieją, ale można sobie je pomyśleć, wyobrazić. Na przykład krasnoludki, pegazy lub nawet owca o pięciu głowach. Ale niektóre z nieistniejących rzeczy nie istnieją jakby jeszcze bardziej, bo ich istnienia zakazuje sama logika. Tak jest na przykład z żonatym kawalerem, synem bezdzietnej matki, owcą, która jest psem, itp. Możemy sobie wyobrażać pod jakimś względem coś podobnego do psa, a pod innym względem do owcy ‒ hybrydę tych dwóch gatunków zwierząt; nawet można coś takiego wyhodować w laboratorium, ale nie będzie to ani owca, ani pies, ale mieszanka jednego i drugiego, która nie jest ani jednym, ani drugim. O takich rzeczach, których istnienia zabrania logika, można powiedzieć, że nie istnieją z konieczności. Twierdzenie o nich, że istnieją, jest twierdzeniem wewnętrznie sprzecznym.

Według Anzelma, logika nakazuje uznać, że Bóg istnieje, bo twierdzenie, że nie istnieje, jest wewnętrznie sprzeczne. Tak jak nie da się pomyśleć czy wyobrazić sobie żonatego kawalera ani owcy, która jest psem, tak samo nie można nawet pomyśleć, że Boga nie ma:

 

Ono [coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane] w każdym razie tak prawdziwe jest, że nawet nie można pomyśleć, że nie jest. Albowiem można pomyśleć, że jest coś, o czym nie można by pomyśleć, że nie jest, a to jest czymś większym niż to, o czym można pomyśleć, że nie jest. Dlatego, jeżeli o tym, ponad co nic większego nie może być pomyślane, można pomyśleć, że nie jest, wówczas to samo, ponad co nic większego nie może być pomyślane, nie jest tym, ponad co nic większego nie może być pomyślane, a to być nie może. Zatem coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, jest tak bardzo prawdziwe, że nawet nie można pomyśleć, że tego nie ma.

I tym jesteś Ty, Panie, Boże nasz. Jesteś więc tak prawdziwie, Panie, Boże mój, że nawet nie można pomyśleć, że nie jesteś2Anzelm z Canterbury, Proslogion…, s. 146..

 

Sama więc logika wskazuje, że Bóg istnieje. A nawet musi istnieć. O wszystkim innym istniejącym można sobie pomyśleć, że nie istnieje, ale nie o Bogu.

 

Dlaczego więc głupi mówi w sercu swoim, że Boga nie ma?

W Psalmie 53 czytamy: „Mówi głupi w swoim sercu: «Nie ma Boga»”. Dlaczego on tak mówi? Anzelm do pytania, dlaczego głupi tak mówi, podchodzi następująco:

 

Dlaczego więc powiedział głupi w swoim sercu: nie ma Boga, skoro dla rozumnego umysłu jest tak bardzo widoczne, że Ty jesteś najbardziej ze wszystkich? Czyż nie dlatego właśnie, że jest głupi i niemądry? […]

Niewątpliwie nikt rozumiejący to, czym jest Bóg, nie może pomyśleć, że Boga nie ma, choćby nawet wypowiadał te słowa w sercu albo bez żadnego znaczenia, albo nadając im jakieś obce znaczenie. Bóg bowiem jest tym, ponad co nic większego nie może być pomyślane. Ten, kto dobrze to rozumie, doskonale rozumie, że to coś jest w taki sposób, że nawet nie można pomyśleć, że nie jest. Kto więc rozumie, że Bóg w taki sposób jest, ten nie może pomyśleć, że go nie ma3Anzelm z Canterbury, Proslogion…, s.  147..

 

Zatem, według Anzelma, jeśli ktoś mówi, że Boga nie ma, to nie rozumie, co mówi. W tym sensie jest głupi i niemądry.

Piotr Bylica

Przypisy:

  • 1 Anzelm z Canterbury, Proslogion, w: tenże, Monologion. Proslogion, tłum. Tadeusz Włodarczyk, PWN, Warszawa 1992, s. 145‒146.
  • 2 Anzelm z Canterbury, Proslogion…, s. 146.
  • 3 Anzelm z Canterbury, Proslogion…, s.  147.

Dodaj komentarz

Przeczytaj także