Apologetyka inna niż jedynie wyrafinowana apologia

Małgorzata Madej

Apologetyka inna niż jedynie wyrafinowana apologia

O apologetyce Krzysztofem Polakiem, uczniem ostatniego Profesora Warszawskiej Szkoły Apologetycznej, doktorem teologii fundamentalnej UKSW rozmawia dr Małgorzata Madej.

 

Kim był ks. Tadeusz Gogolewski (1921-2003), o którego życiu i myśli apologetycznej napisał Pan rozprawę doktorską?

Ostatnim apologetykiem XX w. w Polsce.

 

Dlaczego ostatnim?

Bo w II połowie XX w. apologetyka została odstawiona do lamusa historii i wymieniona na teologię fundamentalną. Choć ten proces postępował wtedy, a apologetyka faktycznie stopniowo zamierała, Gogolewski pozostał apologetykiem, do końca.

 

Jakie powody legły u podstaw zmiany apologetyki na teologię fundamentalną?

Tradycyjna apologetyka była w znacznym stopniu polemiczna, była „zaciekłą obroną starego porządku”. Po Soborze Watykańskim II (1962–1965), który postanowił otworzyć Kościół na świat, by podjął z nim dialog, uznano taką apologetykę za naukę anachroniczną. Dlatego zastąpiono ją teologią fundamentalną – otwartą na dialog i pozytywnie nastawioną do stron znajdujących się poza kanonicznymi granicami Kościoła katolickiego.

 

Ks. prof. Tadeusz Gogolewski. Zdjęcie z roku 1973.

 

W swoim doktoracie pokazuje Pan sylwetkę i myśli ks. Tadeusza Gogolewskiego. Kiedy i dlaczego zainteresował się on apologetyką?

Był zdolnym i pracowitym uczniem, a potem klerykiem. W seminarium wyróżniał się tym, że rozszyfrował apologetykę totalną ks. prof. Wincentego Kwiatkowskiego, twórcy Warszawskiej Szkoły Apologetycznej (WSA). Radził sobie z nią do tego stopnia, że pomagał innym klerykom uporać się z tym wykładem i następującym po nim egzaminem, który był niezwykle trudny. Klerycy zdawali apologetykę totalną wiele razy i było to dla nich prawdziwe wyzwanie. Jednak z pomocą Tadzia nabywali zdolności, by stawić czoła wymaganiom prof. Kwiatkowskiego i radzili sobie na egzaminie o wiele lepiej niż zdani wyłącznie na własne siły.

Jako naukowiec z dwoma doktoratami – z dogmatyki i filozofii – Gogolewski zaczął się zajmować apologetyką dopiero w 1964 r., gdy miał już 43 lata! Prymas Wyszyński zgodził się na to, by Gogolewski po powrocie ze studiów w Rzymie podjął wykłady apologetyki, najpierw w warszawskim seminarium duchownym, a potem w Akademii Teologii Katolickiej.

 

Ksiądz Gogolewski przejmował dziedzictwo myśli apologetycznej ks. prof. Wincentego Kwiatkowskiego – twórcy WSA – w kontekście żywiołowej dyskusji o apologetyce, którą prowadzono w skali międzynarodowej? Czego dotyczyły te okołosoborowe dyskusje?

Przed soborem apologetyka była bliska Magisterium Kościoła, apologetycy wypracowywali argumenty, z których potem kolejni papieże korzystali w swoim nauczaniu. Jednak apologetyka była zbyt polemiczna, zbyt kategoryczna, a w związku z tym raczej skłonna do pouczania innych, a nawet surowego ich piętnowania. Brakowało jej natomiast otwartości, zdolności do zrozumienia innych czy umiejętności prowadzenia dialogu. Tymczasem w XX w. narastała potrzeba, by na nowo zdefiniować oficjalne nauczanie o tym, czym jest Kościół, a Vaticanum II przyjął konstytucję „Lumen gentium” z dogmatycznym wkładem nauczania o Kościele. W związku z tym pojawiały się postulaty, by zreformować też tradycyjną apologetykę. W okresie okołosoborowym odbyły się cztery międzynarodowe zjazdy we Francji, w Belgii i we Włoszech, w których teologowie z kilkunastu krajów świata dyskutowali, jak zmienić apologetykę. Skłaniano się do zastąpienia jej teologią fundamentalną, do czego w latach 70. faktycznie doszło.

 

Ks. Tadeusz Gogolewski z prymasem Stefanem Wyszyńskim

Gdzie widziano miejsce apologetyki w teologii? Jaką miała mieć relację z teologią fundamentalną?

Tradycyjnie apologetykę traktowano jako wstęp do teologii i „przedteologię”, a także „służebnicę teologii” (ancillae theologiae), czyli jej naukę pomocniczą, która układa racjonalne podstawy do uprawiania teologii. Widziano jej rolę w tworzeniu racjonalnego wprowadzenia w wiarę (preambula fidei), ale też w udowadnianiu i obronie wiary. Po soborze te tradycyjne funkcje chciano poszerzyć o podejmowanie dialogu ze światem, i to w każdej niemal dziedzinie, jeśli tylko graniczyła z filozofią czy teologią i stanowiła interesujący temat, który pojawiał się w debacie publicznej. Po soborowej reformie apologetyka straciła swoją nazwę, bo miała ona zbyt duże obciążenia historyczne – kojarzono ją z polemiką i potępieniami oponentów. Po Vaticanum II stała się więc teologią fundamentalną, która miała w szczególny sposób zająć się udzielaniem odpowiedzi na tzw. „pytania graniczne” i inicjowaniem dialogu.

 

Jaki był pomysł ks. Tadeusza Gogolewskiego na apologetykę?

Zasadniczo przyjął on wszystkie główne założenia organizujące apologetykę totalną. Jako apologetyk dołączył do grona warszawskich apologetyków skupionych w WSA. Mimo to nie chciał kontynuować apologetyki totalnej, która była sercem warszawskiej szkoły. Koncepcja ta – zgodnie z życzeniem jej twórcy, ks. prof. Kwiatkowskiego – miała nie podlegać krytyce (przynajmniej za jego życia), a Gogolewski miał pod jej adresem sporo krytycznych uwag. Uważał w szczególności, że ta koncepcja przekreśla samą siebie ze względu na lekceważące podejście do nauczania Vaticanum II i z powodu braku ambicji, by poddać nauczanie soborowe apologetycznej analizie.

Wobec tego ks. Gogolewski, jako początkujący apologetyk, z jednej strony podjął analizę stanu apologetyki w okresie okołosoborowym, czyli w latach 50. i 60. XX w., a z drugiej strony badał jej oblicza, jakie przybierała ona w ostatnich dwóch stuleciach. Doszedł do wniosku, że tradycyjna apologetyka była w gruncie rzeczy wyrafinowaną i usystematyzowaną apologią, która usiłowała prowadzić do wiary drogą wyłożenia argumentów intelektualnych (apologetyka intelektualistyczna) bądź próbowała przekonywać swoich odbiorców do uruchomienia woli i dokonania wyboru wiary (apologetyka woluntarystyczna). Na przełomie XIX i XX w. pojawiła się też apologetyka integralna. Jej przedstawiciele chcieli oddziaływać argumentami apologetycznymi zarówno na rozum, jak i na wolę człowieka.

Zgodnie z optymistycznymi, dobrodusznymi intencjami apologetyka, rozumiana tradycyjnie, miała być sztuką doprowadzania człowieka niewierzącego do wiary, rozwiązywania trudności wątpiącego i dostarczania wierzącemu przekonania, iż postępuje rozumnie, przyjmując z wiarą prawdy objawione, podawane mu przez Kościół i wyłożone w potrydenckim Katechizmie Rzymskim z 1566 r.

 

A czym, w tym kontekście, była apologetyka totalna?

Na tle myśli apologetycznej XIX i początku XX w. apologetyka totalna prof. Kwiatkowskiego była koncepcją niespotykaną i oryginalną, bo nie zamierzała argumentacyjnie pozyskiwać rozum dla wiary, czy apelować do woli człowieka w celu wyboru wiary. Nie chciała przekonywać do wiary, czy pociągać do wiary, lecz jedynie – skromnie! – przedstawiać opis stanu faktycznego historii zbawienia, nauczania i praktyki Kościoła, na podstawie danych empirycznych (ustaleń archeologii, historii, topografii, socjologii, literaturoznawstwa, krytyki Pisma Świętego w najstarszych jego wersjach, analizy nauczania Magisterium Kościoła itp.), czyli dostępnych w źródłach podlegających badaniu przy pomocy szkiełka, oka i racjonalnej refleksji.

Nowość i oryginalność takiego podejścia wynikała ze stanowczego odcięcia się od intencji apologijnych, czyli od chęci udowadniania, przekonywania, pozyskiwania dla wiary. Mimo takich założeń wyjściowych apologetyka totalna pełniła jednak funkcję racjonalnego i empirycznego podprowadzania pod wiarę, choć nie leżało to w jej intencjach i założeniach. Realizowała więc myśl konstytucji dogmatycznej Soboru Watykańskiego I (1869–1870) „Dei Filius”, w której ojcowie Soboru uczyli, że „rozsądny sposób myślenia wykazuje podstawy dla wiary” (recta ratio fidei fundamenta demonstret). Dodawali do tego objaśnienie, że gdyby działanie rozumu w stosunku do wiary wyrażało się jedynie w uprawianiu teologii, to wierni byliby narażeni na niebezpieczeństwo fideizmu. Tymczasem dobrze przeżywana wiara nie jest sprzeczna z rozumem. Tadeusz Gogolewski powtarzał to nieustannie. „Kościół nigdy nie bał się rozumu i raczej uznaje rozum za swojego sprzymierzeńca, a nie za przeciwnika, od którego należy się odżegnywać” – podkreślał.

 

Wokół czego ks. Gogolewski skupiał swoją apologetykę? Z kim polemizował?

Sprzeciwiał się tendencji odrzucania apologetyki na rzecz teologii fundamentalnej, ale raczej nie prowadził w tym zakresie angażujących polemik, nie próbował zatrzymać dokonującej się zmiany i nie wdawał się w potyczki publikacyjne czy podczas konferencji. To ciekawe i wymowne, że przyjmując założenia apologetyki racjonalnej i empirycznej, stronił w swoim postępowaniu od utarczek, polemik czy zmagań ideowych. Twierdził niewzruszenie, że „zdyskredytowana w XIX w. i na początku XX w. apologetyka powinna stać się w II połowie XX w. bardziej wnikliwa, racjonalna i naukowa, lecz w żadnym przypadku nie może być usunięta i zastąpiona teologicznym wykładem o naturze objawienia i rozumności aktu wiary chrześcijańskiej”. Z drugiej strony zauważał, że w II połowie XX w. apologetyka jest zastępowana przez naukę, która ma ogromne ambicje podjęcia dyskusji niemal z całym światem, a jednocześnie nie dba o precyzję terminologiczną i nie dysponuje klarownie zdefiniowanymi głównymi zasadami, które mają ją organizować.

Sam uprawiał apologetykę, którą rozumiał podobnie jak jego poprzednik. Świadczą o tym jego pierwsze teksty pisane z pozycji apologetyka i następcy prof. Wincentego Kwiatkowskiego. W jednym z nich analizował, jak w trakcie historii Kościoła zmieniało się rozumienie natchnionego, apostolskiego nauczania o Kościele jako Ciele Chrystusa. W kolejnym tekście poddał analizie ewolucję rozumienia Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Nikogo nie usiłował przekonywać czy nawracać – wskazywał na fakty, na zmiany zachodzące w świadomości Kościoła.

 

Jakie inspiracje ks. Gogolewski zaczerpnął od Johanna Sebastiana Dreya (1777–1853), twórcy katolickiej szkoły tybindzkiej?

Drey żył i tworzył w czasie, w którym rozkwitał oświeceniowy racjonalizm. W XVIII i XIX w. kult rozumu chętnie łączono z odrzucaniem wiary, bo postrzegano religię jako postawę anachroniczną i nieracjonalną. Szerzenie się oświeceniowego racjonalizmu stało się powodem do powstania żywiołowej apologii wiary i Kościoła. Drey zauważał jednak, że ta apologia jest nieskuteczna. Dlaczego? Bo z jednej strony była nieusystematyzowana, a z drugiej przeciwstawiała się nie tylko racjonalizmowi, ale też aktywnie angażowała się w wewnątrzchrześcijańską wojnę ideową między katolikami a poszczególnymi odłamami protestantyzmu. Drey widział wyraźnie, że apologia tak rozproszona i walcząca na różnych frontach ponosi porażki. Mało tego – jest skazana na porażkę!

W takiej sytuacji Drey poświęcił się dziełu tworzenia apologetyki jako samodzielnej dyscypliny naukowej, odrębnej zarówno od tradycyjnej apologii, jak i od teologii. Opracował system, który nie był apologią chrześcijaństwa i nie zawierał polemiki z jego przeciwnikami. Koncentrował się natomiast na pozytywnym, usystematyzowanym i racjonalnym naświetleniu samych podstaw wiary chrześcijańskiej.

Gogolewski widział w Dreyu poprzednika Kwiatkowskiego i jakby pierwszą wersję jego apologetyki totalnej. W obu tych naukach odżegnywano się od koncentrowania się na polemice, sporach, walce ideowej, a także – co dla nich charakterystyczne – nie prowadzono wywodu z pozycji wiary. Odbiorcy nie odnosili więc wrażenia, że mają do czynienia z myślą księdza czy teologa. Raczej mogli sądzić, że autorem jest jakiś wnikliwy naukowiec, i to dbający o swój warsztat naukowy, a skoro tak – to zasługuje na uwagę. Obaj też próbowali jakby wznieść się ponad bieżącą szermierkę na polu filozofii, teologii czy apologii, by pozytywnie ukazywać obiektywny racjonalizm chrześcijaństwa.

 

Pisze Pan, że ks. Gogolewski skupił swoje analizy na Kościele jako przekazicielu Bożego Objawienia. Jakich argumentów tu używał?

Odwoływał się do Vaticanum II. Ponieważ w latach 1958–1964 studiował w Rzymie filozofię neotomistyczną, więc był naocznym świadkiem soboru. To największe zgromadzenie Episkopatu w dotychczasowej historii Kościoła do końca życia robiło na nim wrażenie. W najpełniejszy sposób sobór przekazał swoje nauczanie w dwóch konstytucjach dogmatycznych – o Kościele „Lumen gentium” i o objawieniu Bożym „Dei verbum”. Oba te dokumenty zawierają nauczanie mające wartość dogmatu.

„Tradycja i Pismo Święte stanowią zwierciadło, w którym Kościół kontempluje Boga” (KO II, 7). W soborowym ujęciu objawienie przestaje być przekazem wyłącznie intelektualnym – starannie wypracowaną w ciągu wieków, nienaruszalną doktryną, a wiara dyspozycją do jej przyjęcia i przekazywania dalej. Wtrącę tu wymowną ciekawostkę historyczną – na przełomie XIX i XX w. nauczanie teologii w seminariach i uczelniach kościelnych polegało głównie na wiernym, dosłownym przekazywaniu łacińskich, scholastycznych definicji dotyczących poszczególnych prawd wiary, do których często nie dodawano nawet komentarza. Nauczyciele akademiccy reprezentujący kolejne pokolenia powtarzali, a studenci mieli przyjąć, zapamiętać i potem, na egzaminie, wiernie odtworzyć. Tymczasem soborowa konstytucja „Dei verbum” opisuje wiarę jako postawę całego człowieka wobec Boga, która angażuje nie tylko jego rozum, ale też całą osobę.

Sobór Watykański II naucza, że: „przez objawienie zechciał Bóg ujawnić i oznajmić siebie samego i odwieczne postanowienia swej woli o zbawieniu ludzi, by uczestniczyli w darach Bożych, które całkowicie przewyższają poznanie możliwe jedynie dla rozumu ludzkiego” (KO 6). Sobór wyraźnie stwierdza, że objawienie się Boga ma nie tylko charakter informacyjny, ale przede wszystkim formacyjny. Prowadzi ono do obdarowania człowieka uczestnictwem w rzeczywistości, która przewyższa poznanie rozumowe. Tymczasem w teologii, co najmniej od Soboru Trydenckiego, utrzymywano, że objawienie to pojęciowy przekaz Boga do ludzi (locutio Dei attestans), który – ze względu na autorytet przemawiającego Boga – należy przyjąć i być mu posłusznym. W takim rozumieniu objawienia Bóg przemawia do człowieka, czyli przekazuje mu pojęciowe prawdy – wiadomości o sobie i o swoich zamiarach, które człowiek powinien sobie przyswoić i się do nich zastosować. W związku z tym przez ostatnie stulecia nauczanie religii katolickiej miało charakter silnie intelektualny, było zdominowane przez pamięciowe przyswajanie sobie prawd wiary w postaci doprecyzowanych formuł scholastycznych. Wierzyć znaczyło znać katechizm.

 

W jaki więc sposób Kościół ma – według ks. Gogolewskiego – przekazywać objawienie Boże?

Gogolewski wskazywał, że Sobór Watykański II chce, by nauczanie religii katolickiej było procesem formowania postawy życiowej, wynikającej z wiary i będącej jej manifestacją. Jeśli tak, to okazuje się, że nauczenie się katechizmu nie wystarcza – potrzebne jest świadectwo wiary, świadectwo ewangelizacyjne, a następnie szkoła wiary. Ojcowie Soboru byli tego świadomi. Dlatego zarówno podczas soboru, jak i po jego zakończeniu dużo mówiono o potrzebie odtworzenia katechumenatu we współczesnym Kościele, czyli szkoły życia w wierze. Katechumenat nie może zaistnieć bez społeczności, bez wspólnoty ludzi wiary, którzy razem się uczą coraz pełniej żyć wiarą i sobie w tym wzajemnie pomagają, a także przyjmują do swojego grona osoby nawracające się do Boga pod wpływem łaski wiary i uczą je żyć we wspólnocie wiary.

Niemal 60 lat po soborze widzimy, że niedużo w tym zakresie udało się zrobić. Podczas wciąż trwającego synodu jak refren powtarzany jest postulat, by parafie odchodziły od – typowego dla okresu potrydenckiego – urzędniczego trybu działania, a szukały sposobów budowania wspólnoty wiary gromadzącej duchownych i świeckich, rozwijania komunikacji między duchownym i świeckimi, bo wzajemne zrozumienie to podstawowy warunek dla wspólnego przeżywania wiary i wspólnego podejmowania aktywności o charakterze apostolskim.

Kościół wtedy jest autentycznym przekazicielem Bożego objawienia, gdy jest wspólnotą ludzi na serio traktujących wiarę i zatroskanych, by żyć nią na co dzień, wzajemnie się wspierać i wspólnie świadczyć o Ewangelii – uczył Gogolewski. Znów wskazania Vaticanum II są tu inne od dotychczasowej praktyki zdominowanej przez poznanie rozumowych prawd i przestrzeganie przepisów. Należeć do Kościoła znaczyło znać katechizm i – jak uczył kard. Robert Bellarmin (1542–1621), klasyk potrydenckiej eklezjologii – wyznawać intelektualnie doprecyzowane prawdy wiary oraz przyjmować sakramenty pod pasterską pieczą prawowitych pasterzy. Jednak tak rozumiany Kościół jest bardziej instytucją niż wspólnotą, ogranicza się do działania w granicach i na podstawie prawa kanonicznego, ale traci zdolność zarażania wiarą, osłabia swoją umiejętność świadczenia o Bogu i przyciągania do Boga, czego obecnie boleśnie doświadczamy.

Dlaczego? Bo Kościół ustawia się – mówiąc w pewnym uproszczeniu – w pozycji urzędu, który oferuje określone usługi religijne, a te można zdobyć, o ile nauczono się katechizmu i wykazuje się zdolności do podporządkowania się wymaganiom przepisów kanonicznych. Taki – przedsoborowy – model wiary już się nie sprawdza. Dlaczego? Według Gogolewskiego dzieje się tak dlatego, że ten model był i jest raczej ludzkim konceptem życia w wierze, a nie wiarą, jakiej oczekuje i do jakiej powołuje Bóg.

Sprawa jest poważna, wymaga refleksji, odwagi i nawrócenia, bo bierzmowanie, czyli ukoronowanie wtajemniczenia chrześcijańskiego, które ma być umocnieniem do wyznawania wiary, we współczesnej praktyce kościelnej staje się „sakramentem rozstania z Kościołem”, a parafie w dużych miastach alarmują, że takim „sakramentem rozstania z Kościołem” staje się już Pierwsza Komunia Święta…

 

Zapamiętałam z obrony Pana doktoratu w listopadzie 2023 r., że była mowa o apologetyce jako obronie cywilizacji euro-atlantyckiej, której chrześcijaństwo jest fundamentem. Czy mógłby Pan to rozwinąć? 

Historia nie pozostawia wątpliwości co do tego, że fundamentami cywilizacji euro-atlantyckiej są filozofia grecka, prawo rzymskie i chrześcijaństwo, które przejęło te dwa pierwsze filary starożytności, by je rozwinąć, uwznioślić i uczynić fundamentem Europy1Cywilizacja euro-atlantycka jest przykładem inkulturacji Ewangelii. Inkulturacja polega na takim zaistnieniu wiary chrześcijańskiej na konkretnym obszarze kulturowym, że dochodzi.... Jednak nasza piękna cywilizacja przechodzi obecnie tak głęboki kryzys, że zachodzi obawa, iż może go nie przetrwać. W reakcji na ten kryzys pod koniec XX i na początku XXI w. pojawiła się w USA, a także w krajach europejskich nowa apologia, którą reprezentują współcześni apologeci, a wśród nich duchowni, publicyści, pisarze, myśliciele, dziennikarze, naukowcy, itd.

W Polsce na nurt nowej apologii wskazał ks. prof. Henryk Seweryniak, teolog fundamentalny z UKSW. Jako pierwszy opisywał fenomeny, prowadzonej współcześnie na różnego typu areopagach, obrony principiów prawego sumienia, przeciwstawiania się demograficznemu samobójstwu Europy, ekspansji islamu, dziwactwu pomysłów «małżeństw dla wszystkich», adopcji dzieci przez pary homoseksualne czy dramatowi zalegalizowanej eutanazji. Obserwując je, zdefiniował postulat apologii cywilizacji euro-atlantyckiej, czyli intelektualnej i praktycznej obrony jej fundamentów, na których została zbudowana, a więc chrześcijańskiej koncepcji osoby ludzkiej, szacunku dla praw człowieka, uznania naturalnej różnicy płci, niepodważalności małżeństwa między kobietą a mężczyzną i stworzonej przez nich rodziny oraz respektowania najwyższej wartości życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci.

Dołączył do niego ks. dr hab. Przemysław Artemiuk, promotor mojej pracy doktorskiej, który z kolei definiuje nową, współczesną apologię jako obronę człowieka, widzianego w biblijnej perspektywie: stworzenia – grzechu (upadku) – odkupienia przez Chrystusa i powołania do życia w wolności przybranych dzieci Bożych. Wskazuje on, że potrzebna jest też obrona tożsamości człowieka, która wyraża się w jego pamięci historycznej, odpowiedzialności za czyny, nienaruszalności jego życia i kultury. Trzeba dziś bronić też obecności chrześcijaństwa w świecie, zmagać się o ewangeliczny katolicyzm, wykazywać racjonalność chrześcijaństwa, podejmować preewangelizację, a potem ewangelizację.

Podczas obrony mojego doktoratu dowodziłem, że częścią nowej apologii jest też apologetyka w postaci, jaką uprawiał i rozwijał ks. Gogolewski.

 

Czy uważa Pan, że apologetyka ks. Tadeusza Gogolewskiego jest praktyczna i na nasze czasy?

Tak, jest praktyczna i potrzebna na nasze czasy! Świadczy o tym postulat papieża Franciszka, który w 2017 r., w konstytucji apostolskiej „Veritatis gaudium”, sformułował zadanie adresowane do uczelni katolickich, by rozwijać «nową, oryginalną apologetykę». W zarządzeniach wykonawczych do tej konstytucji Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej zaleca, by w studiowaniu teologii na pierwszym miejscu postawić nauki biblijne, a zaraz po nich właśnie apologetykę, która jednak nie może – tradycyjnie – ograniczać się do obrony wiary i polemizowania z oponentami. Cytując zalecenia Stolicy Apostolskiej, ma „uwzględniać także zagadnienia dotyczące ekumenizmu, religii niechrześcijańskich i ateizmu, jak również innych nurtów współczesnej kultury”. Trzeba zauważyć, że papieski postulat bardzo przypomina apele Gogolewskiego sprzed 50 lat, by nie odsyłać apologetyki do historii jako reliktu przeszłości, lecz tak ją zreformować, aby stała się „bardziej wnikliwa, racjonalna i naukowa”.

Tradycja katolicka głosi, że rozum i wiara nie są sprzeczne, lecz wzajemnie się dopełniają. W praktyce dochodzi jednak do konfliktów, czego dowodów – historycznych i współczesnych – jest wiele. Do konfrontacji dochodzi zwłaszcza wtedy, gdy rozum lub wiara przekraczają obszary swoich kompetencji. Apologetyka Gogolewskiego może odgrywać rolę rozjemcy, który nie tylko rozgranicza domeny wiary i rozumu, ale też wskazuje obszary możliwej syntezy dla obu tych sposobów poznania.

Z objawienia, ale też z historii Kościoła wiemy, że wiara potrzebuje nie tylko obrony, lecz również ochrony – przed zniekształceniem czy przerodzeniem się w fałszywe proroctwo. Apologetyka, która rezygnuje z posługiwania się przesłankami wiary, bada wiarę jakby z zewnątrz. Dlatego jej ustalenia z definicji stronią od uznaniowości, w którą teologia nieraz wpada i – co gorsza – usprawiedliwia to względem na wiarę. Czysto racjonalny wywód może bardziej trafiać do ludzi rozumnych, którzy z różnych względów nie identyfikują się jako wierzący. Przy czym wierzący też mogą tu znaleźć prawdę, zwłaszcza gdy widzą, że apologetyka wskazuje na fakty i je analizuje, ale przy tym nie wdaje się w potępianie inaczej myślących i nie tworzy z prawd wiary systemu obwarowanego groźbami wykluczenia, nie zmierza do konfrontacji – proponuje argumenty i spieranie się na argumenty, a nie front zwalczania oponentów.

 

Apologia to uzasadnienie i obrona wiary. Czy nie ma ryzyka, że apologetyka dystansująca się od wiary przemieni się w naukę podkopującą wiarę?

Apologetyka Gogolewskiego nastawia się na rzetelny, wolny od uznaniowości opis rzeczywistości religijnej i na jej analizę. Proponuje dialog z użyciem argumentów – weryfikowalnych i racjonalnych. Zakłada możliwość ważenia różnych racji oraz wycofania się ze stanowisk nieuzasadnionych, odbiegających od prawdy. Jednak ustępuje, gdy brakuje akceptacji dla tej płaszczyzny debaty, a strony idą w spór i dochodzi do konfrontacji, a nawet walki. Jeśli strony okopują się na swoich pozycjach i wzajemnie się ostrzeliwują argumentami, to apologetyka Gogolewskiego może jedynie stwierdzić, że zaistniał konflikt bez widoków na porozumienie, ale nie staje na froncie po jednej ze stron. Pod tym względem różni się od apologii, ale jej nie podważa. Wprost przeciwnie, czysto racjonalna apologetyka jest pomocą dla apologii, by ta – w ferworze polemiki i sporu – nie sprzeniewierzała się przesłaniu wiary, np. aby nie porywała się na potępianie oponentów, zwłaszcza jeśli są to chrześcijanie, bo Kościół ma służyć sprawie gromadzenia rozproszonych w jedno, ale nie powinien wnosić wkładu w nakręcanie sporów.

Absolwenci Gogolewskiego przyznają, że uczyli się u niego krytycznego myślenia. Prowadzone przez niego seminarium apologetyczne było kuźnią kształtowania uporządkowanego rozumowania, demaskowania uznaniowości i manipulacji, a także uprawianiem sztuki krytycyzmu. Krytyczne myślenie, jakiego uczył Gogolewski, przydaje się nie tylko w apologetyce; jest potrzebne – i to na każdym etapie edukacji, także drogi życiowej. Przecież uczestnictwo we współczesnej przestrzeni medialno-ideowej wystawia umysł na oddziaływanie przekazów półprawdziwych, zmanipulowanych, podstępnych – i co najgorsze – świadomie zafałszowanych. W takich warunkach nawet ludzie wiary tracą orientację. Apologetyka Gogolewskiego jest racjonalną refleksją nad apologią, ale też czymś więcej. Czym? Uporządkowanym, racjonalnym i krytycznym podejściem do rzeczywistości, czyli pewną formacją mentalną, która – szczególnie dziś – jest bardzo potrzebna, a nawet niezbędna, by żyć w prawdzie i nie dać się omamić.

Tego rodzaju nastawienie pochwalił bp Jacek Grzybowski w wywiadzie dla tygodnika „Idziemy” z 17 września 2023 r. Stwierdził, że „w zalewie różnego rodzaju dziwacznych inicjatyw i pomysłów na życie, często opartych na afektywnych poruszeniach ludzkiego ducha, nie możemy jako uczniowie Chrystusa zwalniać się z krytycznego myślenia i racjonalnych pytań. Wierząc, że można poznać prawdę o świecie, człowieku i Bogu, nie ustajemy w pokornym poszukiwaniu wolności, jakie ona przynosi”.

 

Informacje dodatkowe:

Na zdjęciu głównym ks. Tadeusz Gogolewski z papieżem Pawłem VI.

Przeczytaj także