Ciało interpłciowe jest objawieniem. Naukowa i teologiczna odpowiedź na pytanie o interseksualność*

Abigail Favale

Ciało interpłciowe jest objawieniem. Naukowa i teologiczna odpowiedź na pytanie o interseksualność*

Według Abigail Favale pomysł, że płeć biologiczna nie jest określona, ale „przypisana” przy urodzeniu, stanowi jeden z kilku współcześnie powszechnie akceptowanych mitów na temat płci. Podstawą nieporozumień w tej sprawie jest twierdzenie, że istnieje więcej niż dwie płcie lub że płeć stanowi spektrum. W prezentowanym tekście autorka odpowiada na pytanie, czy posiadamy dobre dowody na poparcie tego twierdzenia.

 

W ostatnim czasie, jednym z moich najlepszych momentów w nauczaniu, gdy wykładałam teorię płci, odbywało się skuteczne wabienie uczniów w pewną pułapkę myślową. Podczas jednej z naszych klasowych dyskusji zauważyłam, że niektórzy uczniowie powtarzają pogląd, że płeć biologiczna jest „przypisywana” przy urodzeniu przez lekarzy i rodziców, nie zaś identyfikowana lub rozpoznawana.

„Poczekajcie chwilkę – powiedziałam. – Czy orientacja seksualna jest wrodzona, stanowi coś, z czym się rodzimy?” Moi uczniowie bez wahania potakiwali głowami, dogmat ten jest bowiem dobrze ugruntowany. „Co więcej, mówicie również, że płeć biologiczna jest konstruktem społecznym, kategorią arbitralnie »przypisaną« przy urodzeniu?” Potakiwanie było jeszcze bardziej energiczne. „Czy te twierdzenia nie są sprzeczne? Jak to możliwe, aby mieć wrodzony pociąg do czegoś, co jest jedynie konstruktem społecznym?” Aha. W ciągu tej milisekundy zobaczyłam krótki błysk światła przecinający postmodernistyczną mgłę. Nawet jeśli szybko zmienili temat, to przynajmniej uświadomili sobie tę sprzeczność.

Dziwaczny pomysł, że płeć biologiczna jest „przypisana” każdemu przy urodzeniu, stanowi jeden z kilku mitów na temat płci, które zyskały w naszych czasach powszechną akceptację. Mity te mają tendencję do łączenia się ze sobą, podobnie jak pułapka, która otwiera następną. Kiedy uznasz jeden mit za prawdziwy, szybko wpadasz do króliczej nory. Pierwszą pułapką jest następująca idea: płeć nie jest binarna, ale przejawia się jako spektrum. Prowadzi to do przekonania, że ​​kategorie „mężczyzna” i „kobieta” są konstruktami społecznymi, a nie terminami odpowiadającymi obiektywnej prawdzie o naturze ludzkiej. Jeśli płeć jest konstruktem, to etykiety „dziewczynka” i „chłopiec” są rzeczywiście „przypisywane” przez lekarzy, którzy w ten sposób tworzą iluzję binarności. Wreszcie, jeśli płeć urodzeniowa nie jest identyfikowana na podstawie ciała, ale narzucona ciału, wówczas płeć można zmienić.

Wrotami do tej spirali mitów jest twierdzenie, że płeć nie jest binarna – innymi słowy, twierdzenie, że istnieje więcej niż dwie płcie lub że płeć stanowi spektrum. Pytanie brzmi zatem: czy jesteśmy w posiadaniu dobrych dowodów na poparcie tego twierdzenia? Chodź! Wybierzmy się w magiczną, tajemniczą podróż do nauki o płci.

 

Nauka o płci

Ciała ludzkie są zorganizowane teleologicznie, zgodnie z naszą konkretną rolą w reprodukcji gatunku. Struktura naszych ciał jest przystosowana do wytwarzania dużych lub małych komórek płciowych. Nazywane są one gametami. Duże gamety to komórki jajowe, a małe to plemniki. Fizjologia przystosowana do produkcji komórek jajowych jest żeńska, zaś do produkcji plemników – męska. To podwójne rozróżnienie między gametami jest stałe i uniwersalne, nie tylko w całym gatunku ludzkim, ale także wśród wszystkich gatunków roślin i zwierząt, które rozmnażają się płciowo.

Nie istnieje coś takiego jak trzecia gameta lub spektrum możliwych gamet. Ta niezmienna cecha naszego człowieczeństwa ściśle wiąże nas z resztą stworzenia. Kiedy gamety się połączą, mogą powołać do życia nowego przedstawiciela gatunku. Binaryzm płciowy jest zatem niezbywalnym fundamentem ciągłego przekazu istnienia ludzkiego (jeśli jest to tylko konstrukt, to mamy kłopot).

Płeć dziecka jest określana w momencie poczęcia za pomocą genu SRY (lub jego braku), a nie arbitralnie przydzielana przy urodzeniu. Gen ten stanowi główny przełącznik różnicowania płciowego. Jeśli gen SRY zostaje uruchomiony, to inicjuje proces rozwoju płciowego w kierunku produkcji gamet męskich. Bez udanej aktywacji SRY gonady rozwijającego się dziecka stają się jajnikami, których struktura umożliwia wytwarzanie gamet żeńskich.

Jeśli fakty naukowe są jednoznaczne, a binaryzm płciowy u ludzi istniał od milionów lat – dlaczego nagle jesteśmy konfrontowani z nowym pojęciem płci jako spektrum? W innym miejscu1A. Favale, The Genesis of Gender: A Christian Theory, Ignatius Press, San Francisco 2022. naszkicowałam możliwą genealogię tej idei. Tutaj natomiast chciałabym odpowiedzieć na dwa główne argumenty przemawiające za hipotezą spektrum.

„Płeć nie jest binarna. Osoby interpłciowe istnieją” – to zdecydowanie najczęstsza odpowiedź, jaką słyszę. Żołnierze piechoty z brygady genderowej zawsze pamiętają o noszeniu karty interpłciowej w otwartej kaburze i szybko ją wyciągają. To refleksyjne odniesienie do interseksualności jest świetnym chwytem retorycznym, ponieważ większość ludzi nie wie wystarczająco dużo na ten temat, by udzielić przekonującej odpowiedzi. Termin ten jest używany w taki sposób, aby zasugerować, że „interpłciowość” odnosi się do czegoś całkowicie spoza binarnego podziału męski/żeński, na przykład do jakiejś trzeciej lub niepłciowej kategorii osób, które nie są ani mężczyznami, ani kobietami, ani w jakiś sposób zarówno mężczyznami, jak i kobietami. Tak właśnie karta atutowa interpłciowości jest wykorzystywana do wymazania fundamentalnej i trwałej rzeczywistości płci biologicznej, aby uzasadnić ideę, że płeć jest konstruktem, i otworzyć drzwi do nieograniczonej samoidentyfikacji.

Termin „interpłciowość” jest pojęciem ogólnym obejmującym szereg dyspozycji, które zakłócają rozwój pewnych cech płciowych. Pomimo powszechnego wykorzystywania go w świecie teorii gender, termin „interpłciowość” jest nieprecyzyjny i często nadużywany. W literaturze medycznej zwykle mówi się o „zaburzeniach rozwoju płci” (disorders of sexual development, DSD). Spotkałam także określenia „zróżnicowania rozwoju płciowego” i „odmiany rozwoju płciowego” (variations of sexual development, VSD). Wolę [jednak] określenie „wrodzone dyspozycje rozwoju płci” (congenital conditions of sexual development, CCSD), które jest medycznie precyzyjne i unika użycia kategorii „zaburzeń”, uważanej przez niektórych za stygmatyzującą. Co więcej, włączenie słowa „wrodzony” pomaga ograniczyć zakres [tych] dyspozycji. Choć zaburzenia rozwoju płci mogą wystąpić później, to nie powodują one niejednoznaczności płciowej przy urodzeniu. Jeśli „interpłciowość” jest używana do wskazania kategorii czegoś pomiędzy płciami, to jest to nazwa błędna. Jednak etykieta ta może zostać użyta w sposób precyzyjny w odniesieniu do zmienności biologicznej w obrębie męskości lub kobiecości.

Po raz pierwszy zetknęłam się z koncepcją interseksualności na studiach, kiedy analizowałam teorię płci. Natknęłam się na książkę biolog Anne Fausto-Sterling Sexing the Body [Określenie płci ciała] i wydała mi się ona niezwykle fascynująca. Nigdy przedtem nie zagłębiałam się w zawiłości rozwoju płciowego, ale z powodu radykalnych wniosków autorki włosy stanęły mi dęba. Wykorzystałam tę książkę jako podstawowe źródło na końcowym etapie pracy nad magisterium, kiedy argumentowałam, że nauka sama w sobie jest dyscypliną zdefiniowaną przez płeć ze względu na ścisły związek nauki z męskim sposobem widzenia rzeczywistości (zabawna, ale ostatecznie błędna linia argumentacji).

Fausto-Sterling jest wróżką chrzestną gambitu interpłciowego, czyli zastępczego odniesienia do osób interpłciowych, używanego do obalenia idei binaryzmu płciowego. Jej praca jest również źródłem powszechnych i błędnych przekonań na temat CCSD, takich jak idea, że dyspozycje te są tak powszechne jak posiadanie rudych włosów. We współautorskim artykule How Sexually Dimorphic are we? [Na ile jesteśmy dymorficzni?]2M. Blackless, A. Charuvastra, A. Derryck, A. Fausto-Sterling, K. Lauzanne, E. Lee, How Sexually Dimorphic are we? Review and... Fausto-Sterling i inni argumentują, że płeć należy rozumieć jako kontinuum, a nie zjawisko binarne; kluczową częścią ich argumentacji jest zaś pogląd, że stan interpłciowości jest dość powszechny i występuje aż u 1,7 na 100 żywych urodzeń (1,7%). Autorzy dochodzą do tej liczby na podstawie przesadnie szerokiej definicji interseksualności, obejmującej każdą „osobę, która odbiega od platońskiego ideału dymorfizmu fizycznego pod względem chromosomalnym, genitalnym, gonadalnym lub hormonalnym”. Ta szeroka definicja obejmowałaby takie dyspozycje, jak zespół policystycznych jajników (PCOS), czyli zaburzenie hormonalne, które pojawia się, gdy kobieta wytwarza nadmiar androgenów, lub zespół Klinefeltera, gdy mężczyzna ma dodatkowy chromosom X (może nawet dotyczyć mnie – moje owłosienie na ciele zdecydowanie nie odpowiada platońskiemu ideałowi!) Chociaż dyspozycje te mogą prowadzić do problemów z płodnością, to nie powodują niejednoznaczności płciowej. Kobieta z PCOS z całą pewnością jest kobietą, a mężczyzna z zespołem Klinefeltera bez wątpienia jest mężczyzną. Często są oni nieświadomi swojej zmienności genetycznej, dopóki nie podejmą starań o posiadanie dzieci.

W rzeczywistości jednak pięć najczęstszych dyspozycji, które Fausto-Sterling klasyfikuje jako „interpłciowe”, nie obejmuje przypadków niejednoznaczności płciowej. Gdy ograniczymy tę kategorię tylko do takich przypadków, wielkość ta spada do 0,018% – liczby sto razy niższej niż szacunki Fausto-Sterling3L. Sax, How Common is Intersex? A Response to Anne Fausto-Sterling, „Journal of Sex Research” 2002, 39(3), s. 174–178;.... Zamiast zawyżonego wskaźnika 1,7 na 100 urodzeń, CCSD występują u mniej niż 2 na 10 000 urodzeń. Jest to kluczowa kwestia: zdecydowana większość osób często klasyfikowanych jako interpłciowe to jednoznacznie mężczyźni bądź kobiety, nawet jeśli kategoria męskości lub kobiecości jest u nich w jakiś sposób nietypowa.

Weźmy wrodzoną agenezję pochwy, którą Fausto-Sterling klasyfikuje jako interpłciowość. Dziewczynki urodzone z tą dyspozycją mają nie w pełni rozwiniętą pochwę, jednak w pełni funkcjonujące jajniki i żeńskie cechy płciowe. Według logiki Fausto-Sterling dziewczyna z wrodzoną agenezją pochwy nie jest „naprawdę” kobietą. Jak na ironię, jej próba krytyki platońskich ideałów męskości i kobiecości w rzeczywistości wzmacnia te ideały, poprzez całkowite wykluczenie z binaryzmu płciowego osób z różnicami w rozwoju płciowym.

Biorąc pod uwagę fakt, że rozwój płciowy to proces i na każdym etapie tego procesu wszystko może pójść nie tak, jestem wręcz zaskoczona, jak rzadkie są przypadki prawdziwej niejednoznaczności płciowej. Nie dziwię się, że takie przypadki istnieją. Dziwię się raczej, że jest ich tak mało. Statystycznie rzecz biorąc, płeć jest łatwo rozpoznawalna po urodzeniu u 99,98% istot ludzkich. Fakt ten jest niezwykle spójny. W pozostałych, odosobnionych przypadkach płeć jest nadal rzeczywiście obecna, ale należy ją dokładniej zbadać – nie ze względu na ciekawość, ale by wesprzeć zdrowie fizyczne danej osoby. Nie dlatego że te osoby nie są ani mężczyznami, ani kobietami, ale ponieważ ich ścieżki rozwojowe stawania się mężczyznami lub kobietami przybrały pewien nieoczekiwany kierunek.

Rozróżnienie płci u tych osób wymaga spojrzenia na wiele czynników razem wziętych: kariotyp (chromosomy), fenotyp (genitalia), gonady (jajniki lub jądra), wewnętrzne struktury wspierające produkcję gamet i hormony. Niejednoznaczność płciowa występuje, gdy nie można łatwo sklasyfikować fenotypu jako męskiego lub żeńskiego lub kiedy kariotyp nie jest zgodny z fenotypem, jak w przypadku zespołu całkowitej niewrażliwości na androgeny (complete androgen insensitivity syndrome, CAIS)4L. Sax, How Common is Intersex?.... Zbyt szerokie użycie terminu „interpłciowość” ujawnia tendencję do faworyzowania kariotypu i fenotypu, przy jednoczesnym ignorowaniu produkcji gamet i – co najważniejsze – struktury ciała jako całości. W obliczu niejasności odnośnie do dwóch pierwszych czynników, genderyści mają tendencję do przedwczesnej konkluzji, że binaryzm płciowy nie istnieje. Popularne memy, takie jak Genderbread Person [Piernikowy ludzik w stylu gender], przedstawiają płeć jako spektrum oraz definiują ją jako dowolne połączenie „genitaliów, kształtu ciała, tonu głosu, włosów na ciele, hormonów, chromosomów itp.”. W ogóle nie wspomina się o produkcji gamet, mimo że jest to podstawa płci biologicznej.

Mamy tu do czynienia z powszechnym błędem redukowania płci biologicznej do drugorzędowych cech płciowych, czyli postrzegania płci tylko i wyłącznie na podstawie wyglądu narządów płciowych lub rozwoju piersi. Paradygmat genderowy w sposób fundamentalnie błędny rozumie, czym jest płeć, myląc przyczynę ze skutkiem. Drugorzędowe cechy płciowe rozwijają się jako konsekwencja płci – stanowią skutek, a nie przyczynę.

Nieporozumienie to jest często tak mocno utrwalone, że prowadzi do pożądanego przekonania, iż płeć można zmienić. Jeśli płeć definiowana jest przez cechy drugorzędowe, takie jak wygląd genitaliów, i trzeciorzędowe, jak barwa głosu, to zmiana płci jest możliwa poprzez operację i syntetyczne hormony. Jeśli jednak płeć rozumieć jako organizację całego ciała w odniesieniu do produkcji gamet – potencjalności, którą nie może obdarzyć nas skalpel – to niewątpliwa prawda jest taka: nie można zmienić płci, ponieważ jest ona konstytutywną cechą całej osoby.

Gdy mamy do czynienia z niejednoznacznością na poziomie fenotypu i kariotypu, najlepszą reakcją wcale nie jest wzruszenie ramionami i zaakceptowanie, że płeć to spektrum, ale dalsze dążenie do ustalenia płci poprzez przyglądanie się strukturom anatomicznym, które biorą udział w wytwarzaniu dużych lub małych gamet. Chociaż termin „hermafrodyta” był używany w przypadkach niejednoznaczności płciowej, jest to odczłowieczające i mylące określenie. Hermafrodyty to gatunki, które nie posiadają odrębnych płci, jak w przypadku ślimaków i pomrowików. Każdy przedstawiciel takiego gatunku ma zdolność wytwarzania zarówno dużych, jak i małych gamet, może przyjąć zatem rolę „męską” lub „żeńską” w reprodukcji. W przypadku tego rodzaju gatunków rozmnażanie typu hermafrodytycznego jest normą. Biologia człowieka nie przewiduje jednak tego typu rozmnażania. W najrzadszym CCSD osobnik może rozwinąć zarówno tkankę jajnika, jak i jądra, ale nawet w tym przypadku wytworzy albo jedną, albo drugą gametę, a nie obie naraz. W całej historii medycyny odnotowano tylko około pięciuset udokumentowanych przypadków jajnikowo-jądrowego CCSD, a w literaturze nie ma bezpośrednich dowodów na istnienie ludzkiej hermafrodyty, czyli osoby zdolnej do wytwarzania zarówno małych, jak i dużych gamet5M. Özdemir, R. Pelin Kavak, I. Yalcinkaya, K. Guresci, Ovotesticular Disorder of Sex Development: An Unusual Presentation, „Journal of....

Jeżeli wziąć pod uwagę wszystkie wymiary płciowości, to w przypadku każdego człowieka daje się stwierdzić, że mamy do czynienia z jedną z dwóch płci. Wyciągnięcie innych wniosków oznacza wykluczenie niektórych osób z rzeczywistości, w której wszyscy uczestniczymy. Tego typu myślenie ma niezamierzone i szkodliwe konsekwencje, polegające na profanacji cielesności.

 

Integralność cielesna

Pomimo wad, jednym z najcenniejszych aspektów pracy Fausto-Sterling jest jej krytyka okaleczania narządów płciowych niemowląt (IGM), czyli medycznie niepotrzebnych operacji na niemowlętach urodzonych z CCSD. Była to standardowa praktyka medyczna. Jeśli dziecko urodziło się z nietypowymi lub niejednoznacznie wyglądającymi genitaliami, reakcję na to stanowiło wyciągnięcie skalpela i próba „wyrzeźbienia” normalniej wyglądających genitaliów. Dziewczynka urodzona z przerostem łechtaczki (klitoromegalia) może zostać poddana niepotrzebnej operacji narządów płciowych, tak aby łechtaczka wyglądała bardziej typowo. Takie operacje, które są czysto kosmetyczne, mogą prowadzić do zredukowania funkcji seksualnych i doznań.

Jeszcze bardziej niepokojący jest fakt, że zdrowe niemowlę jednej płci może zostać zakwalifikowane i wychowane jako płeć przeciwna jedynie z powodu zewnętrznego wyglądu genitaliów. Jest to sytuacja, w której wyrażenie „przypisana płeć” jest trafne: chłopiec urodzony z mikropenisem może zostać poddany operacji i wychowany jako dziewczynka, tylko dlatego że jego męskie genitalia nie pasowały do ​​normy. Łatwiej jest chirurgicznie zrekonstruować wygląd pochwy, więc niemowlęta z niejednoznacznie wyglądającymi genitaliami były częściej określane jako „żeńskie”, niezależnie od ogólnej budowy ciała. Pamiętam mrożący krew w żyłach wers z książki Fausto-Sterling, który przypisała chirurgowi: „Możesz zrobić dziurę, ale nie możesz zbudować słupa”.

Idealizacja tego, jak powinny wyglądać genitalia męskie i żeńskie, stanowi problem, który napędza praktykę IGM. Nacisk położony jest tu przecież na wygląd zewnętrzny, a nie na szacunek dla integralności ciała i jego całościowego układu.

Aktywizm na rzecz interpłciowości pojawił się po raz pierwszy w latach dziewięćdziesiątych XX wieku – nie jako próba obalenia binaryzmu płciowego – ale raczej w celu położenia kresu szkodliwym praktykom medycznym i podniesienia świadomości na temat CCSD. Północnoamerykańskie Towarzystwo Osób Interseksualnych (Intersex Society of North America, ISNA) z powodzeniem wspierało przełomowe zmiany w systemie opieki zdrowotnej. Dyrektywy kliniczne opublikowane w 2006 roku ustanowiły nowe procedury reagowania na niemowlęta z CCSD, w tym ostrożniejsze podejście do interwencji chirurgicznej polegające na kierowaniu się raczej funkcjonowaniem organizmu i ocenie, co jest konieczne ze względów medycznych, a nie na podstawie wyglądu. Po tych sukcesach ISNA rozpadło się w 2008 roku, czyli mniej więcej wtedy, gdy po raz pierwszy, na studiach, badałam formy interseksualności. W tamtym czasie wydawało się, że wkraczamy w nową erę poszanowania godności i integralności cielesnej osób z CCSD, ale wzrost popularności postmodernistycznej teorii płci odwraca ten postęp.

Zwolennicy rozumienia płci jako spektrum uważają się za sojuszników osób z CCSD i jestem pewna, że większość z nich działa w dobrej wierze. Ale popularne hasło „osoby interpłciowe istnieją!” wykorzystuje się do podawania w wątpliwość realności płci biologicznej, a nie do kultywowania świadomości wyjątkowych okoliczności i potrzeb osób z CCSD. Jak na ironię, postmodernistyczni genderowcy popełniają ten sam błąd co wcześniej chirurdzy, którzy przeprowadzali niepotrzebne operacje: kładą nadmierny nacisk na wyidealizowane stereotypy dotyczące tego, jak powinni wyglądać mężczyźni i kobiety. Jeśli weźmiemy Gender Unicorn [Genderowy jednorożec] – internetowy mem, który sprowadza postmodernistyczną teorię płci do karykaturalnego diagramu – to okaże się, że istnieją trzy opcje „płci przypisanej przy urodzeniu”: mężczyzna, kobieta i inna/interpłciowość. Mem ten klasyfikuje „osobę interpłciową” jako kogoś innego od mężczyzny lub kobiety, stanowi to [jednak] błędną charakterystykę często spotykaną w retoryce aktywistów. Niestety, ten sposób szufladkowania CCSD odczłowiecza osoby interpłciowe, ponieważ wskazuje, że wszelkie odchylenia od wyidealizowanych norm nie są „naprawdę” męskie lub żeńskie, ale „inne”. W takim rozumieniu dziewczynka urodzona z atypowymi genitaliami zostaje całkowicie wykluczona z kategorii „kobieta” i umieszczona w jakiejś amorficznej trzeciej kategorii lub uwięziona w spektrum między męskością a kobiecością.

W debatach na temat tożsamości transpłciowej termin „interpłciowy” jest coraz częściej używany jako karta atutowa – „mam cię!”. Dodanie litery „I” do stale rozszerzającego się akronimu LGBTQIA+ łączy, w sposób redukujący i nieprzydatny, bardzo różne sytuacje osób z CCSD i osób identyfikujących się jako transpłciowe. Jedynym godnym uwagi punktem napięć jest kwestia nienaruszalności cielesnej.

Aktywizm interpłciowy skupił się na tym, aby zaprzestać okaleczających operacji, przedkładać zdrowie i ujęcie całościowe nad kierowanie się wyidealizowanym wyglądem, oraz na tym, aby zachowywać integralność ciała niezależnie od formy, jaką miałoby ono przyjąć. Wysiłki te stoją w sprzeczności z aktywizmem na rzecz transpłciowości, który opowiada się za inwazyjnymi operacjami na zdrowych ciałach, przedkłada wygląd kosmetyczny nad zdrowie i funkcje organizmu oraz nie szanuje integralności ciała jako dobra, które należy zachować. Procedury, które aktywiści na rzecz interpłciowości opisują jako „okaleczenia”, są tymi samymi procedurami, które według aktywistów na rzecz transpłciowości są dobre i konieczne, nawet dla nieletnich. Okaleczania narządów płciowych niemowląt są słusznie potępiane nie tylko dlatego, że prowadzi się je bez zgody pacjenta – chociaż jest to czynnik kluczowy – ale także dlatego że wyrządzają niepotrzebne szkody ciału. Dla aktywisty na rzecz transpłciowości integralność ciała danego człowieka ma znaczenie tylko wtedy, gdy człowiek ten sam uznaje ją za ważną. Zgodnie z wymysłem leżącym u podstaw ponowoczesności, sami mamy kontrolę nad naszą naturą, jesteśmy panami, bogami, twórcami. Istnienie osób z CCSD zamiast stanowić potwierdzenie tej fantazji, świadczy o jej fałszywości, ponieważ osoby te są świadectwem na rzecz istnienia rzeczywistości biologicznej, na którą nie mają wpływu.

Niekiedy osoby identyfikujące się jako transpłciowe próbuje się zaliczać do grupy interseksualnej, zwykle odwołując się do idei wrodzonej „płci mózgu”, która nie jest zgodna z płcią cielesną. W kilku badaniach neuroobrazowania sprawdzano hipotezę, jakoby mózgi osób określających siebie jako „trans” były bardziej podobne do mózgów ich deklarowanej płci niż ich płci urodzeniowej. Teoria ta jest problematyczna na trzech różnych poziomach. Po pierwsze, nie ma solidnych dowodów na związek między strukturą mózgu a samookreśleniem się jako osoba transseksualna. Istniejące badania neuroobrazowania są nieliczne, bardzo ograniczone oraz generują niepewne i sprzeczne wyniki6Zob. L.S. Mayer, P.R. McHugh, Special Report: Sexuality and Gender: Findings from the Biological, Psychological and Social Sciences; https://www.thenewatlantis.com/publications/executive-summary-sexuality-and-gender....

Po drugie, nawet gdybyśmy mieli solidne dowody na te strukturalne i funkcjonalne różnice w mózgu, wynikające z neuroplastyczności, związek przyczynowy nadal pozostawałby niejasny7M.R. Mohammadi, Ali Khaleghi, Transsexualism: A Different Viewpoint to Brain Changes, „Clinical Psychopharmacology and Neuroscience” 2018, 16(2), s. 136–143;.... Innymi słowy, niemożliwe byłoby stwierdzenie, czy takie różnice były wrodzone i prowadziły do identyfikacji transpłciowej, czy też mózg został przeprogramowany w wyniku tej identyfikacji i tranzycji płciowej. Po trzecie, nawet gdybyśmy mieli solidne dowody na to powiązanie i dowody, że jest to powiązanie wrodzone, tak samo jak stan interpłciowości, to wciąż dochodzimy do innego problemu: dlaczego płeć powinna być definiowana na podstawie neuroanatomii, a nie na podstawie obecności zdrowego układu rozrodczego, skoro płeć jest zasadniczo kategorią reprodukcyjną? Ponowne zdefiniowanie płci zgodnie ze strukturą i funkcją mózgu oznaczałoby, że każda kobieta lub każdy mężczyzna, których neuroobrazy odbiegają od normy, nie są „naprawdę” ani kobietą, ani mężczyzną. Nie zaprzeczam, że niektóre przypadki niezgodności płciowej mogą mieć podłoże neurologiczne. Jest to z pewnością możliwe. Kwestionuję ideę „płci mózgu”, na której poparcie nie ma żadnych dowodów i jest ona sprzeczna z podstawowym biologicznym rozumieniem tego, czym jest płeć.

Pozwolę sobie zebrać tutaj ważne wątki. Płeć nie jest spektrum, lecz charakteryzuje się stabilnym binaryzmem – nie tylko w przypadku gatunku ludzkiego, ale u wszystkich rozmnażających się płciowo gatunków roślin i zwierząt. Nie ma trzeciej płci. Nie ma spektrum możliwych płci.

W procesie rozwoju seksualnego mogą występować odstępstwa odmiany, które prowadzą do nietypowych przejawów męskości i kobiecości. W 99,98% tych przypadków płeć jest łatwo rozpoznawalna jako jednoznacznie męska lub żeńska. Kategoryzacja osób jako „interpłciowych” lub „innych” prowadzi do wniosku, że niektóre kobiety są „bardziej” lub „mniej” kobietami na podstawie tego, jak bardzo ich ciała zbliżone są do normy. Czy jestem „mniej” kobieca, bo mam więcej owłosienia na twarzy i ciele niż ideał? Czy jestem mniej kobieca, bo jak mi powiedziano w liceum, moje nogi wyglądają jak męskie? Ten sposób myślenia jest wyrazem bardzo zawężonego ujmowania męskości i kobiecości – i poniża on każdego, kto wykracza poza te wąskie i sztuczne granice.

Nie stanowi reprezentacji trzeciej płci ani nie potwierdza idei płci jako spektrum te 0,02% przypadków, w których nie jest łatwo określić płeć. Nawet tutaj płeć jest obecna i należy ją rozpatrywać z uwzględnieniem integralności osobistej i wspierania zdrowia fizycznego danej osoby. Te niezwykle rzadkie sytuacje są z definicji wyjątkowe i szczególne, a nacisk należy położyć na specyficzne potrzeby danej osoby. Niektóre CCSD, podobnie jak inne dyspozycje wrodzone, wymagają opieki medycznej i wsparcia w celu utrzymania zdrowia i integralności ciała.

Akceptowanie istnienia osób interseksualnych, aby promować postmodernistyczne rozumienie płci – jest niesprawiedliwe. Najbardziej humanizującym i precyzyjnym sposobem postrzegania CCSD jest zrozumienie tych dyspozycji nie jako wyjątków od binaryzmu płciowego, ale jako wariacje w obrębie binaryzmu. W szufladkach oznaczonych jako „mężczyzna” i „kobieta” musimy zrobić miejsce dla różnych typów budowy ciała i osobowości. Wcale nie musimy likwidować szufladek.

 

Ciało jako sakrament

Poświęciłam sporo miejsca na sprawy biologiczne. Aby móc przeciwstawić się postmodernistycznym mitom, należy zrozumieć, czym płeć jest i jak przebiega rozwój płciowy. Jeśli jednak patrzymy z perspektywy chrześcijańskiej, to nie możemy ograniczyć naszych rozważań tylko do tego. Rozważania na temat płci biologicznej i społecznej muszą być dostosowane do holistycznej i świętej rzeczywistości osoby – osoby jako zintegrowanej jedności ciała i duszy. Musimy podążać drogą namysłu, który dostrzega różne wymiary osobowości, aby w ten sposób zdać sobie sprawę, że każda osoba jest cudem. Jest to ścieżka, która prowadzi w kierunku całościowości, od nieładu do jedności. Postmodernistyczne podejście do płci biologicznej i społecznej prowadzi w przeciwnym kierunku, do fragmentacji, cząstkowej jaźni, w której ciało, psychika i pożądanie są oddzielone od siebie i można nimi manipulować – to sytuacja, w której ciało nie jest podstawą tożsamości osobistej, ale raczej jej martwym narzędziem.

Przeciwnie, podejście personalistyczne pozwala nam postrzegać każdego człowieka jako osobę, a nie zbiór coraz bardziej namnażających się etykietek, a co ważniejsze, dostroić naszą świadomość do sakramentalności każdego ciała ludzkiego. Ciała nie są „tylko” ciałami. Ciała są sposobami, na jakie przejawiają się osoby. Zasada sakramentalna działa zawsze: widzialne ujawnia niewidzialne. Ciało manifestuje nam wieczną i boską rzeczywistość osoby – rzeczywistość, która jedynie poprzez Wcielenie może przedostać się do namacalnego, zmysłowego świata.

W ten sam sposób Bóg wkracza w nasz świat i objawia się poprzez wcieloną rzeczywistość Chrystusa, który stał się ciałem, abyśmy mogli poznać i pokochać niewidzialnego Boga. Wcielenie jest zarówno momentem historycznym, fabułą na osi czasu historii świata, jak i momentem wieczności. Boska Osoba, poczęta w łonie Maryi, jest także Osobą, która pod postacią wina i chleba w Eucharystii przyobleka się w ciało i krew, aby mogła zostać umieszczona na naszych językach i pochłonięta przez nasze serca. Ta tajemnica – sakramentalna tajemnica Wcielenia – powinna kształtować naszą wizję wszystkiego, co istnieje.

Zbyt łatwo tracimy z oczu tę tajemnicę. Pozwalamy, aby nasze pole widzenia zawężało się, co prowadzi do powierzchowności i wyrachowania. Popadamy w utrzymujący się błąd postrzegania niektórych ludzkich ciał jako nie do końca ludzkich, a przez to stanowiących coś, czym możemy rozporządzać, wykluczając je z kręgu tego, co można zobaczyć, i tego, co wartościowe.

Ta przestarzała tendencja jest wyraźnie widoczna w opowiadaniu Flannery O’Connor A Temple of the Holy Ghost [Świątynia Ducha Świętego]. Autorka przedstawiła tę tendencję z perspektywy dziecka obdarzonego bujną wyobraźnią, które oddaje się fantazjowaniu o bohaterskim męczeństwie, jednocześnie skąpiąc przy tym czasu na modlitwę. Historia ta rzuca światło na godność i sakramentalność osoby interpłciowej.

W miasteczku jest jarmark, na którym znajdują się diabelski młyn, karuzela i „zamknięty namiot”, czyli ekspozycja tylko dla dorosłych. Dziecko będące bohaterem opowiadania słyszy, jak dwie starsze dziewczyny ściszonym głosem rozmawiają o tym, co widziały w jednym z namiotów, a widziały „dziwaka”, który był równocześnie „mężczyzną i kobietą”. Osoba ta miała „szczególne imię”, ale dziewczyny go nie pamiętają, zamiast tego używają poniżających określeń w stylu „nie wiadomo co” i uwłaczającego zaimka „to”.

Dziecko, ponieważ jest dzieckiem, nie zostaje wpuszczone na zamkniętą wystawę, ale jego bujna wyobraźnia upiększa skąpe detale podane przez starsze dziewczyny. Wyobraża sobie wystawę jako nabożeństwo w namiocie, a osobę interpłciową jako kaznodzieję: „Bóg mnie takim stworzył… Bóg mi to uczynił i chwalę Go”. Ludzie szepczą: „Amen. Amen”. Kazanie trwa: „Powstańcie. Świątynia Ducha Świętego to wy! Jesteście świątynią Boga, czy nie wiecie tego? Duch Boży mieszka w was, czy nie wiecie?… Świątynia Boga jest rzeczą świętą. Amen. Amen. Jestem świątynią Ducha Świętego”.

Ta fantazja o nabożeństwie prowadzonym przez osobę interpłciową wyraźnie stoi w sprzeczności z tym, jak faktycznie reagują władze religijne miasta. Pod koniec historii dowiadujemy się bowiem, że jarmark został przedwcześnie zamknięty po tym, jak miejscowi kaznodzieje przeprowadzili inspekcję i kazali policji „zamknąć go”. Zamiast szeptać „amen” i wychwalać Boga za Jego dzieło, mieszkańcy miasta mówią „odejdź”.

W jednym ze swych osobistych listów O’Connor wyjaśnia, w jaki sposób ta interpłciowa postać jest jedyną osobą, która w tej historii przybliża się do świętości. Pisze: „Jeśli mogę powiedzieć, czym jest nieskazitelność w tej historii, to jest to akceptacja tego, czego Bóg dla nas chce, akceptacja naszych indywidualnych sytuacji”. Tylko osoba interpłciowa przejawia tę mądrość duchową, nieskazitelność samoakceptacji, nieskazitelność, która staje się jeszcze bardziej niezwykła w obliczu ostracyzmu.

W końcowej części opowieści autorka koncentruje się na ekspozycji innego rodzaju: adoracji eucharystycznej, katolickiej praktyce przebywania, z poczuciem czci, przed konsekrowaną Hostią, małym okrągłym kawałkiem chleba, który został przemieniony przez Ducha Świętego w Ciało Chrystusa. Ta forma Ciała Chrystusa jest nieoczekiwana, rzuca światło na nasze założenia dotyczące tego, co powinno być.

Kiedy dziecko widzi podniesioną monstrancję z Ciałem Chrystusa „świecącym w kolorze kości słoniowej pośrodku”, myśli ponownie o osobie z zamkniętego namiotu i słyszy, jak ona mówi: „Takiego mnie chciał”.

Poprzez te religijne obrazy O’Connor zręcznie przedstawia równocześnie dwie prawdy. Po pierwsze, wskazuje na niezaprzeczalny fakt, że ludzie z nietypowymi ciałami są często odrzucani, traktowani jako kozły ofiarne i dehumanizowani. To wciąż się dzieje. Pomimo swojej tak zwanej postępowości, obecne przedstawianie osób interpłciowych jako ani mężczyzn, ani kobiet jest po prostu współczesną wersją tego wykluczenia – zaktualizowanym, politycznie poprawnym sposobem mówienia „dziwak” i „to”.

Po drugie, O’Connor pokazuje głęboką paralelę między osobą interpłciową a samym Chrystusem. Podobnie jak w przypadku Chrystusa, tożsamość osoby zdumiewa i dezorientuje tłum. Podobnie jak Chrystus, człowiek ten jest omijany, wyśmiewany i odrzucany. Podobnie jak w adoracji Chrystusa, ciało takiej osoby jest wyeksponowane. Tak jak boska Osoba Chrystusa staje się jawna przez Swoje eucharystyczne Ciało, tak i ciało interpłciowe jest objawieniem, sakramentalnym obrazem żywego Boga i świątynią zamieszkującego w nim Ducha. To rozbudowane porównanie uwydatnia hipokryzję, nieodłączną sprzeczność pomiędzy adoracją Ciała Chrystusa, Jego boskości i człowieczeństwa, i jednoczesnym szkalowaniem ciała interpłciowego, które niesie boską godność.

Ta historia wzywa nas do przyjęcia postawy adoracji, aby zobaczyć całą rzeczywistość i każdego człowieka poprzez oświecającą tajemnicę Wcielenia. Każde ciało jest obrazem Chrystusa, każde ciało jest sakramentem objawiającym nam świętą i niepowtarzalną tajemnicę osoby. Niech nasze kolana drżą ze zdumienia. Amen, amen.

 

Abigail Favale

Przypisy:

Nota bibliograficzna:

M. Blackless et al., How Sexually Dimorphic are we? Review and Synthesis, „American Journal of Human Biology” 2000, 12(2), s. 151–166; https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/11534012/ [dostęp 3 XI 2022].

L.S. Mayer, P.R. McHugh, Special Report: Sexuality and Gender: Findings from the Biological, Psychological and Social Sciences; https://www.thenewatlantis.com/publications/executive-summary-sexuality-and-gender [dostęp 3 XI 2022].

M.R. Mohammadi, A. Khaleghi, Transsexualism: A Different Viewpoint to Brain Changes, „Clinical Psychopharmacology and Neuroscience” 2018, 16(2), s. 136–143.

S.C Mueller et. al.,  A Structural Magnetic Resonance Imaging Study in Transgender Persons on Cross-Sex Hormone Therapy, „Neuroendocrinology” 2017, 105(2), s. 123–130; https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/27490457/ [dostęp 3 XI 2022]

M. Özdemir et al., Ovotesticular Disorder of Sex Development: An Unusual Presentation, „Journal of Clinical Imaging Science” 2019, Vol. 9, s. 1–4; https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6737443/?fbclid=IwAR3NM6YSgJFCHB2iWbUpTTZSJWyXbw_vxnuBJAqFGct62-2hR4dx1_dYJRA [dostęp 3 XI 2022].

 L. Sax, How Common is Intersex? A Response to Anne Fausto-Sterling, „Journal of Sex Research” 2002, 39(3), s. 174–178; https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/12476264/ [dostęp 3 XI 2022].

C. Uribe et al., Brain Network Interactions in Transgender Individuals with Gender Incongruence, „Neuroimage” 2020, 31; https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/32057995/ [dostęp 3 XI 2022].

*Uwaga wydawcy: Esej ten stanowi fragment książki Abigail Favale, The Genesis of Gender: A Christian Theory, Ignatius Press, San Francisco 2022, s. 122–139. Przetłumaczono i opublikowano za zgodą wydawcy.

Przekład z jęz. ang.: Justyna Kroczak