Socjobiologia wobec religii

Piotr Bylica

Tekst prezentuje wyjaśnienie religii z punktu widzenia socjobiologii. Jej twórca Edward O. Wilson (ur. 1929) połączył wyniki swoich badań nad „społecznym” zachowaniem owadów ze współczesną teorią ewolucji (neodarwinizmem) i stwierdził, że wszelkie zachowania ludzi można tłumaczyć tak samo jak zachowania owadów, czyli przez odwołanie się do czynników biologicznych. Przez odwołanie do czynników biologicznych Wilson wyjaśnia zachowania altruistyczne (które w tym ujęciu tylko pozornie są niezgodne z ewolucjonistyczną koncepcją walki o byt), ale także religię. Religia, jak wszystko, co występuje w kulturze, jest wytworem naszych mózgów, a nasze mózgi są wytworem ewolucji biologicznej. Dlatego też kultura, w tym religia będąca wytworem mózgu, ma tę samą biologiczną podstawę, jest wynikiem biologicznej ewolucji, czyli sposobem na dostosowanie do warunków życia. I niczym więcej. O rozpowszechnieniu religii w populacjach ludzkich nie decyduje jej prawdziwość, ale użyteczność. Wilson przyjmuje, że naturalistyczne wyjaśnienia współczesnej nauki, która wyklucza odwołania do czynników spoza świata przyrody, obejmują także religię i pozwalają wykazać, że nie ma w niej nic nadnaturalnego. Czy mu się to udaje? Z tekstu dowiesz się, że wykazywanie słuszności naturalizmu wykracza poza możliwości jakiejkolwiek dyscypliny naukowej, bo to problem filozoficzny, którego nie jest w stanie rozstrzygnąć biologia, socjologia, fizyka i tym podobne nauki. Wilson zatem zakłada, a nie dowodzi prawdziwości naturalizmu. Poza tym ewolucyjne korzyści z religii nie rozstrzygają o jej pochodzeniu. Można bowiem spodziewać się, że „jeśli człowiek został stworzony przez dobrego Boga, to ten wyposażył go w instynkty moralne służące przetrwaniu, a nawet zaprogramował biologicznie zdolność do poznania swojego Stwórcy. Samo stwierdzenie, że religia jest przystosowawczo korzystna, nie rozstrzyga kwestii jej pochodzenia, nie wyklucza jej nadnaturalnego źródła”.

 

By móc zrozumieć koncepcję Wilsona, musimy wyjaśnić kilka kwestii.

Co to jest neodarwinizm?

W roku 1859 ukazała się książka Karola Darwina (1809‒1882) O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt. Tytuł ten dobrze oddaje ideę, którą autor teorii ewolucji chciał przekazać. Wszystkie gatunki, które żyją i żyły na Ziemi, powstały w wyniku działania doboru naturalnego i walki o byt. O jaką walkę jednak chodzi i co to jest dobór naturalny? Walkę o byt najprościej wytłumaczyć w ten sposób: na świat zwykle przychodzi więcej organizmów niż jest w stanie przeżyć i wydać własne potomstwo; dzieje się tak zazwyczaj z powodu braku środków potrzebnych do przeżycia, a także dlatego, że dany osobnik jeszcze zanim się rozmnoży, staje się pożywieniem dla  mającego go w swoim menu innego organizmu, który okazał się lepszy od pozostałych w tym, że udało mu się go upolować. Wszystkie istoty żywe walczą więc między sobą o ograniczone zasoby.

Ponadto środowisko, w którym żyją organizmy, przeistacza się na przykład na bardziej suche albo bardziej wilgotne, zimniejsze lub gorętsze, zmienia się również liczebność drapieżników, dane tereny zostają trwale zalane albo osuszone, pokrywają się lodem i tak dalej. O organizmie, który ma cechy pozwalające mu przetrwać i rozmnożyć się w danych okolicznościach przyrody, możemy powiedzieć, że jest dobrze przystosowany do warunków, w których żyje. Jego potomstwo odziedziczy jego cechy, też będzie więc dobrze przystosowane. Ale warunki się przecież zmieniają. Tak się składa jednak, że potomstwo różni się nieco od swoich rodziców, czyli ma pewne własności, których oni nie mieli. Może się zdarzyć, że choć nikt tego nie planował, to nowa cecha okaże się korzystna, jeśli chodzi o przetrwanie w nowych okolicznościach. Pojawienie się takiej cechy jest bardzo rzadkie, więc raczej nie wystąpi w tym samym czasie u innych przedstawicieli tej samej populacji danego gatunku. Szczęściarz będzie miał zatem przewagę w kontekście przetrwania i możliwości rozmnożenia się oraz przekazania swoich cech następnym pokoleniom. Zmiany, które decydują o sukcesie, nie są wielkie, ale po tysiącach czy dziesiątkach tysięcy pokoleń, gdy będzie ich odpowiednio dużo, stanie się zauważalne, że mamy do czynienia z nowym gatunkiem, istotnie różnym od tego, u którego ten proces się rozpoczął. Tym, co decyduje, która cecha spośród różnych cech danego osobnika okaże się korzystna, kto przetrwa, kto wyda potomstwo ‒ jest więc sama przyroda, natura, czyli środowisko, w którym żyje dany osobnik. Stąd określenie „dobór naturalny” lub „selekcja naturalna”. Gdy przyroda jakby dokonuje selekcji, to dzieje się pod pewnym względem podobnie (a pod innym zdecydowanie niepodobnie – o tym niżej) do sytuacji, gdy hodowcy psów, krów, świń, gołębi i innych zwierząt dobierają cechy, które chcieliby, aby te organizmy posiadały, decydując, który z nich będzie mógł się rozmnożyć.

Powyższy opis zawiera wiele szczegółów, co do których toczą się rozmaite spory, ale zasadniczo oddaje on sedno sprawy. Tak rozumiana teoria doboru naturalnego stanowi jeden z elementów współczesnej wersji teorii ewolucji określanej jako „neodarwinizm”. Główna różnica między współczesną wersją a koncepcją Darwina polega na tym, że angielski przyrodnik uważał, iż dziedziczone są cechy, które organizm nabył w trakcie swojego życia. Wcześniej taką ideę wysunął francuski przyrodnik Jean-Baptiste Lamarck (1744‒1829). Zgodnie z tą koncepcję, jeżeli ktoś odpowiednio długo uczy się grać na pianinie, należycie wyrobi sobie palce i potrzebne umiejętności, to jego dziecku łatwiej będzie opanować grę na tym instrumencie, niż gdyby rodzic jej nie ćwiczył. Odwołując się do świata zwierząt, możemy podać przykład żyraf. Lubią one zjadać liście rosnące wysoko na drzewach, a czynność ta z pokolenia na pokolenie prowadzi u nich do coraz dłuższych nóg i szyi.

Koncepcja ta okazała się jednak błędna. W drugiej połowie XIX wieku austriacki przyrodnik i mnich Gregor Mendel (1822‒1884) na podstawie hodowli groszków ustalił prawa dziedziczenia. Odkrycie to skutkowało powstaniem współczesnej genetyki. Okazało się, że to nie cechy nabyte są dziedziczone, ale cechy, które mamy zapisane w tak zwanych genach. Czym dokładnie są geny, jaka jest struktura kodu genetycznego ‒ stało się jasne około połowy XX wieku.

Darwinizm uzupełniony o te odkrycia to właśnie neodarwinizm. Przyczyną nowości, nowych cech pojawiających się u organizmów mają być mutacje poszczególnych genów, czyli błędy w kopiowaniu. Na neodarwinizm składa się zatem Darwinowska koncepcja doboru naturalnego oraz Mendlowska teoria istnienia jednostek i zasad dziedziczenia.

Teza neodarwinizmu brzmi więc następująco: różnorodność życia na Ziemi jest wynikiem niekierowanego doboru naturalnego oraz przypadkowych mutacji genetycznych.

Powstanie wszystkich form życia na Ziemi, cech, jakie posiadają, jest więc efektem samoczynnego, niekierowanego przez nikogo procesu, czyli naturalnej selekcji oraz mutacji genetycznych. Mutacje są przypadkowe w tym sensie, że także nie są spowodowane specjalnie przez jakąś osobę ani nie są z góry nakierowane na korzyść danego organizmu. To warunki środowiskowe „zdecydują” o tym, czy mutacja jest korzystna.

Altruizm jest nieludzki

Gdy już wiemy, o co chodzi we współczesnej teorii ewolucji ‒ możemy zwrócić uwagę na pewien problem kluczowy dla socjobiologicznego rozumienia człowieka. Otóż ludzi cechuje pewien rodzaj zachowań, które wydają się nie pasować do idei nieustannej walki każdego z każdym o byt. Jednostką doboru naturalnego, czyli tym, co podlega selekcji, ma być pojedynczy osobnik egoistycznie walczący o utrzymanie przy życiu siebie i ewentualnie swojego potomstwa. Ludzie jednak często swoim kosztem pomagają innym, nawet oddają za innych życie. Są zatem altruistyczni. Altruizm wydaje się czymś niezgodnym z przyrodą, która wymaga troski tylko o siebie. Można by go więc wyjaśnić w ten sposób: człowiek oprócz bycia cielesnym i biologicznym posiada też niematerialną, nieśmiertelną duszę rządzącą się prawami pochodzącymi od Boga, który bezpośrednio ową duszę stworzył. Dlatego człowiek może działać niezależnie od praw przyrody, bo ma nadprzyrodzoną duszę.

Gdyby ktoś chciał wyjaśniać altruizm u ludzi, odwołując się do tak rozumianej duszy,  albo odwołując się do altruizmu, argumentować, że człowiek ma duszę ‒ to przy uwzględnieniu tego, co obserwuje się w przyrodzie, musiałby uznać słabość swojego wnioskowania. Nie tylko ludzie są bowiem altruistyczni. Wilson (choć nie tylko on) właśnie zwrócił uwagę na to, że jest wiele zwierząt, które zachowują się w sposób altruistyczny. Oto kilka przykładów, na które się powołuje twórca socjobiologii:

Tak na przykład, pewne małe ptaki – rudziki, drozdy i sikory – ostrzegają inne przed zbliżającym się jastrzębiem. Przykucają nisko i wydają cienki, piskliwy gwizd. Aczkolwiek ostrzegawczy krzyk ma właściwości akustyczne utrudniające jego przestrzenną lokalizację, samo wydanie go wydaje się co najmniej niesamolubne. Gwiżdżący ptak mądrzej by uczynił, siedząc cicho i nie zdradzając swojej obecności.

Najbardziej altruistyczne z wszystkich ssaków poza człowiekiem są chyba szympansy. Oprócz dzielenia się mięsem po wspólnym polowaniu praktykują również adopcje. […].

Mimo wielu takich przykładów altruizmu kręgowców, jedynie u niższych zwierząt, a zwłaszcza owadów społecznych, spotykamy samobójstwo altruistyczne przypominające ludzkie. Wielu członków kolonii mrówek, pszczół i os gotowych jest bronić gniazd, szaleńczo atakując intruzów. […].

Pozbawione żądeł społeczne pszczoły tropików gromadnie unoszą się nad głowami ludzi, którzy odważają się podejść do nich zbyt blisko i tak mocno zaciskają szczęki na ich włosach, że kiedy próbuje się je wyczesać, głowy odrywają się od tułowi. […].

Robotnice pszczoły miodnej mają żądła pokryte zwróconymi ku górze haczykami przypominającymi haczyki na ryby. Kiedy pszczoła atakuje intruza zagrażającego ulowi, żądło więźnie w skórze. Kiedy ulatuje, wbite żądło pozostaje, a wraz z nim wyrwany gruczoł z jadem oraz znaczna część trzewi. Pszczoła wkrótce umiera, lecz jej atak jest skuteczniejszy, niż gdyby wyciągnęła żądło nietknięte. […].

Moim ulubionym przykładem odnoszącym się do owadów społecznych są termity afrykańskie o bombastycznej łacińskiej nazwie Globitermes sulfureus. Członkowie ich kasty żołnierzy są dosłownie chodzącymi bombami. Para ogromnych gruczołów, zaczynająca się przy głowie, ciągnie się niemal wzdłuż całego ich ciała. Atakując mrówki lub innych nieprzyjaciół, wyrzucają z gęby żółtą wydzielinę, która krzepnie w powietrzu i często staje się śmiertelną pułapką zarówno dla nieprzyjaciół, jak i samych żołnierzy. Jak się zdaje, siłą napędową tego wybuchu jest skurcz mięśni brzucha. Czasami skurcz jest tak gwałtowny, że brzuch wraz z gruczołem eksplodują, rozpryskując wokół obronny płyn1E.O. Wilson, O naturze ludzkiej, wyd. II, Poznań b.r.w., s. 164-166 .

Zwierzęta te ryzykują swoje życie, ofiarują się, zmniejszając szansę własnego przeżycia lub giną. A przecież nie mają niematerialnej, nieśmiertelnej duszy takiej jak ludzie. Ich zachowanie musi wynikać z praw przyrody, czyli posiadanych genów i doboru naturalnego. A skoro tak, to te same mechanizmy mogą działać w przypadku człowieka. Nasze zachowania też muszą być wynikiem naturalnej ewolucji.

Dlaczego zwierzęta pomagają innym zwierzętom? Jest kilka odpowiedzi. Mówi się o altruizmie odwzajemnionym: ja teraz pomogę tobie, ty pomożesz mnie. Według innej teorii zachowanie altruistyczne opłaca się, ponieważ zwiększa szansę na przeżycie osobników spokrewnionych z tym, który wykazał się altruizmem (tzw. dobór krewniaczy). Już Darwin zwracał uwagę na tę możliwość. Według Richarda Dawkinsa (ur. 1941), który w pewnym stopniu akceptuje socjobiologiczne podejście Wilsona, jednostką doboru naturalnego nie są tak naprawdę osobniki, ale geny. Za altruistyczne zachowania odpowiada „egoizm genów”, które dzięki altruistycznemu postępowaniu mogą przetrwać w osobnikach spokrewnionych. Poszczególny organizm jest tylko maszyną służącą przetrwaniu genów. Są też inne pomysły. Niezależnie jednak od szczegółowych wyjaśnień ‒ altruizm nie jest czymś typowo ludzkim,  zjawisko to spotyka się powszechnie w świecie zwierząt i musi ono mieć wyjaśnienie biologiczne. A że człowiek jest częścią przyrody, to znaczy, że nie ma w naszym altruizmie niczego szczególnego. Według Dawkinsa jesteśmy tylko workami do przechowywania genów, narzędziami służącymi ich kopiowaniu się.

Jak to się ma do religii?

Z punktu widzenia socjobiologii to nie wychowanie i kultura, ale geny mają pierwszeństwo w określaniu  zachowania i natury ludzi. Geny stanowią podłoże kultury. Wychowanie i kultura są przecież wytworami naszych mózgów, a projekt naszego mózgu zapisany jest w genach. Nasze mózgi są wytworem ewolucji biologicznej, stąd i kultura, którą wytwarzają, w tym religia, ma tę samą biologiczną podstawę. Nasze mózgi powstały i rozwinęły się w drodze biologicznej ewolucji. O tym, że istnieje religia, nie decyduje więc jej prawdziwość, ale użyteczność, jeśli chodzi o przystosowanie do warunków życia. Religia wraz moralnością, którą propaguje, jest skutecznym narzędziem przetrwania naszego gatunku.

Wilson tak pisał o możliwości naukowego wyjaśnienia religii:

Nauka stale odnosi sukcesy w wyjaśnianiu i kontrolowaniu fizycznego świata. Ma samokorygujący charakter i każdej kompetentnej osobie pozwala wynajdywać i przeprowadzać sprawdzające testy. Gotowa jest czynić obiektem badań każdą rzecz, zarówno świecką, jak i świętą. Obecnie stwarza możliwość wyjaśnienia tradycyjnej religii za pomocą mechanistycznych modeli ewolucyjnej biologii. To ostatnie osiągnięcie uważam za najważniejsze. Jeżeli religia, rozumiana również jako dogmatyczne świeckie ideologie, może być systematycznie analizowana i wyjaśniana jako produkt ewolucji mózgu, jej moc jako zewnętrznego źródła moralności zostaje raz na zawsze zniweczona2Tamże, s. 212 .

A także:

ostateczne rozstrzygające zwycięstwo, którym wypadnie cieszyć się naukowemu naturalizmowi, przypadnie mu dzięki możliwości wyjaśnienia tradycyjnej religii – jego głównego rywala – jako zjawiska całkowicie materialnego. Jest mało prawdopodobne, aby teologia mogła utrzymać się jako niezależna dyscyplina intelektualna3Tamże, s. 204‒205 .

Religię i jej zasady można wyjaśnić jako produkt ewolucji mózgu. A jeśli tak, zatem to, o czym mówi teologia, tak naprawdę nie istnieje.

Nie ma więc takiej rzeczy, której nauka nie potrafiłaby wyjaśnić:

Kiedy uczeni, posługując się modelami matematycznymi, dokonują wstecz projekcji procesów aż do momentu początkowego, mówią oni o wszystkim – wszystkim w dosłownym znaczeniu tego słowa – a kiedy sięgają w przyszłość do pulsarów, supernowych i czarnych dziur, pokonują dystanse i sięgają tajemnic, które przekraczają wyobraźnię wcześniejszych pokoleń4Tamże, s. 213 .

To posiadanie nauki, która ma tak wielkie możliwości, różni nas właśnie od ludzi żyjących niegdyś, którzy ‒ jak przywołany przez Wilsona  Hiob ‒ musieli się liczyć z tym, że pewne rzeczy pozostaną dla nich tajemnicą. Wilson cytuje fragment, w którym Bóg wskazuje na znikomość Hioba w porównaniu z wszechwiedzącym Stwórcą:

Czy zstąpiłeś do źródeł morza? Czy zbrodziłeś dno przepaści?

Czy otwierały się przed tobą bramy śmierci? Bramy cienia

śmierci,

Czy oglądałeś?

Czy ogarnąłeś szerokość Ziemi? Mów,

skoro wiesz to wszystko!5Stary Testament, Księga Hioba, 38:16‒18 (cyt. za. Wilson, O naturze ludzkiej…, s. 213) 

Wilson odpowiada na to pytanie: „A właśnie tak. Wiemy i mówimy”6E.O. Wilson, O naturze ludzkiej..., s. 213. .

 

Co wykazał Wilson, a czego nie wykazał?

Wilson wykazał się wiarą w moc nauki. Więcej, wykazał się wiarą w moc nauki rozumianej na modłę naturalistyczną, czyli jako sposób poznawania rzeczywistości, w którym wszystko można wyjaśnić, odwołując się jedynie do czynników przyrodniczych (w sprawie rozumienia nauki i roli naturalizmu we współczesnej nauce patrz: Czy nauka jest światopoglądowo neutralna? Chrześcijaństwo a nauka). Ale czy wykazał, że faktycznie wszystko, także religię, można wytłumaczyć w ten sposób? Nie. Fakt ewolucyjnych korzyści z przyjmowania religii i przestrzegania zasad religijnych nie rozstrzyga o ich pochodzeniu. Można by wręcz oczekiwać, że jeśli człowiek został stworzony przez dobrego Boga, to ten wyposażył go w instynkty moralne służące przetrwaniu, a nawet zaprogramował biologicznie zdolność do poznania swojego Stwórcy. Samo stwierdzenie, że religia jest przystosowawczo korzystna, nie rozstrzyga kwestii jej pochodzenia, nie wyklucza jej nadnaturalnego źródła. W ogólności wskazanie pochodzenia dowolnej idei, odwołanie do przyczyn kryjących się za tym, że ktoś ją przyjmuje, nie rozstrzyga o tym, czy jest ona prawdziwa, czy nie, czy jest zgodna z faktami, czy też nie jest.

Gdyby Wilson wykazał, że ateizm czy naturalizm jest prawdziwy, to wynikałoby z tego, że koncepcja o pochodzeniu religii „nie z tego świata” jest fałszywa. Prawdziwość ateizmu lub naturalizmu to jednak problem filozoficzny. Wykracza on poza możliwości poznawcze naukowych rozstrzygnięć. Uczony może zakładać ich prawdziwość, ale nie ma takiej nauki przyrodniczej ani empirycznej, która by ich prawdziwości dowodziła (w naukach poza matematyką i logiką w ogóle nie ma dowodów – na ten temat patrz: Co to jest nauka?). Każda szczegółowa nauka ma właściwy sobie przedmiot. Fizycy zajmują się obiektami fizycznymi, biolodzy – kwestiami związanymi z tym, co żywe, psycholodzy mają swoje problemy i tak dalej. Wilson wykazał więc, że w stworzonej przez siebie dyscyplinie wykorzystuje pewne filozoficzne założenia, i pokazał, co z nich wynika. Ale prawdziwości tych założeń nie wykazał, bo na gruncie uprawianych przez niego dyscyplin naukowych nie da się tego zrobić.

Piotr Bylica

Przypisy:

  • 1 E.O. Wilson, O naturze ludzkiej, wyd. II, Poznań b.r.w., s. 164-166
  • 2 Tamże, s. 212
  • 3 Tamże, s. 204‒205
  • 4 Tamże, s. 213
  • 5 Stary Testament, Księga Hioba, 38:16‒18 (cyt. za. Wilson, O naturze ludzkiej…, s. 213)
  • 6 E.O. Wilson, O naturze ludzkiej..., s. 213.

Dodaj komentarz