Istnienie wyspecyfikowanej informacji we wszechświecie wskazuje na Boga–Stwórcę*

John Woodmorappe

Istnienie wyspecyfikowanej informacji we wszechświecie wskazuje na Boga–Stwórcę*

Prezentujemy recenzję ksiżąki Stephena C. Meyera, Powrót hipotezy Boga. Trzy odkrycia naukowe ujawniające celowość Wszechświata, Fundacja Prodoteo, Warszawa 2022.

 

Autor książki, Stephen C. Meyer, otrzymał stopień doktora z filozofii nauki na Uniwersytecie Cambridge. Jest dyrektorem Centrum Nauki i Kultury w Discovery Institute w Seattle. Książka omawia wiele tematów. Dotyczą one głównie filozofii nauki, kosmologii i biologii. Recenzja ta w dużej mierze skupia się na tej ostatniej dziedzinie.

Meyer relacjonuje wiele debat, jakie odbył z czołowymi ewolucjonistami. Z tego powodu czytelnik ma pewność, że Meyer zapoznał się ze wszystkimi głównymi argumentami i kontrargumentami. Jako wieloletni zwolennik teistycznej myśli naukowej przypominam sobie Duane’a T. Gisha, który podobnie dyskutował z ewolucjonistami, precyzując w ten sposób swoje argumenty.

 

Biblijny światopogląd umożliwił powstanie współczesnej nauki

Autor przytacza analizę chemika, Melvina Calvina, na temat genezy nowożytnej nauki:

 

Calvin zauważa, że monoteistyczny światopogląd starożytnych Hebrajczyków kazał im oczekiwać, że przyroda odznacza się jednym, spójnym ładem, a tym samym jednym, mającym powszechne zastosowanie zbiorem praw rządzących wszystkimi naturalnymi zjawiskami. Natomiast animiści, politeiści i panteiści przyjmujący istnienie wielu duchów lub bogów, ingerujących na różne sposoby w świat, nie mieli żadnego powodu, by sądzić, że zjawiska naturalne miałyby przejawiać jednorodność i ład. Inaczej uważali starożytni Hebrajczycy – w ich przekonaniu, jak pisał Melvin Calvin, „Wszechświatem rządzi jeden Bóg i nie jest on wynikiem kaprysu licznych bogów, z których każdy panuje nad swoim dominium wedle wyłącznie własnych praw”. Jak wielu historyków i filozofów nauki, Calvin w tej właśnie wierze w miłującego ład monoteistycznego Boga widział „historyczny fundament nowożytnej nauki” (s. 58).

 

Odkrycia naukowe miały miejsce dzięki przekonaniom religijnym pierwszych nowożytnych naukowców, a nie pomimo tych przekonań

Zdaniem niektórych krytyków wiara religijna przeszkadza w myśleniu naukowym, stanowiąc skuteczną zaporę w uprawianiu nauki, a osiągnięcia nowożytnych naukowców pojawiły się dopiero wtedy, gdy oddzielili oni swoje przekonania religijne od badań naukowych. Inni twierdzą, że nie ma żadnego związku między nauką a chrześcijańskim światopoglądem. Uważają, że ostatecznie przecież religia dominowała w tamtym czasie, więc trudno się dziwić, że większość naukowców również była ludźmi religijnymi.

Meyer stanowczo odrzuca tego rodzaju poglądy. Przekonuje, że uwzględnianie obecności Boga nie było przypadkowe; Jego obecność była nieodłączną częścią codziennego rozumowania naukowego pierwszych nowożytnych uczonych. Tak pisze na ten temat:

 

Równocześnie wielu pionierów nowożytnej nauki nie tylko zakładało taką wiarę lub wyrażało wiarę w to, że Wszechświat wyszedł spod ręki jakiegoś inteligentnego bytu sprawczego, lecz także dowodziło tego na podstawie swoich odkryć. I tak Johannes Kepler dostrzegał inteligentny projekt w matematycznej precyzji ruchu planet […]. Robert Boyle podkreślał, że misterna, podobna do działania zegara regularność praw fizycznych oraz mechanizmów chemicznych, a także struktura anatomiczna organizmów żywych wskazują na działanie „najbardziej inteligentnego bytu sprawczego i projektanta”. W późniejszym okresie Karol Linneusz argumentował na rzecz istnienia takiego projektu, wskazując na to, jak łatwo da się przypisać rośliny i zwierzęta do hierarchicznego systemu klasyfikacji […]. Tradycja ta zyskała niemal majestatyczną, retoryczną jakość w pismach Newtona (s. 73).

 

Inteligentny projektant wszechświata nie jest „Bogiem luk”

Niewierzący (i ich ewangeliczni sprzymierzeńcy idący na kompromis z ateizmem) czasami szyderczo odrzucają Boga Stwórcę jako kogoś, kogo przywołuje się, ilekroć zawodzi wyjaśnienie materialistyczne – ale tylko dopóki późniejsze badania nie wykażą, że wyjaśnienie materialistyczne jest mimo wszystko adekwatne (rysunek 1). Czy ten zarzut stosuje się także do teorii inteligentnego projektu?

Jako klasyczny przykład stosowania zasady „Boga luk” niewierzący podają Isaaca Newtona, który miał powoływać się ad hoc na bezpośrednią Rękę Boga, ilekroć nie mógł wyjaśnić jakiegoś aspektu ruchu planet. Meyer przebadał Principia Newtona i stwierdził, że jest to błędne przekonanie. Okazuje się, że mamy do czynienia z racjonalistyczną legendą. Newton rzeczywiście odwoływał się do Boga jako do Opatrzności, nigdy jednak nie wypełniał Nim luk w wiedzy. Meyer tak wyjaśnia tę sprawę:

 

Po trzecie, chociaż Newton stwierdził, że Bóg posiada takie moce, nie postulował Jego okazjonalnych, szczególnych lub pojedynczych działań w miejsce opisu ruchu planet odwołującego się do praw przyrody ani [nie postulował] działań mających zaradzić nieregularnościom tych praw lub naprawić niestabilny Układ Słoneczny. Uważał natomiast, że Bóg stoi cały czas za regularnościami matematycznymi manifestującymi się w przyrodzie i nie naprawia nieregularności ani nie koryguje niestabilności. [podkr. w oryginale] (s. 624; patrz też przypis 37 na s. 626–628).

 

Aby obalić spreparowany zarzut „Boga luk”, którego obecnie używa się przeciwko zwolennikom teorii inteligentnego projektu, Meyer przedstawia następującą analogię:

 

Nie powiedzielibyśmy na przykład, że archeolog popełnił błąd umieszczania „skryby luk” tylko dlatego, że odrzuciwszy hipotezę, iż jakaś starożytna, zapisana hieroglifami inskrypcja jest skutkiem burzy piaskowej, doszedłby do wniosku, że jej autorem był obdarzony inteligencją skryba. Archeolog na podstawie popartej doświadczeniem wiedzy wyciągnął wniosek, że bogate w informację inskrypcje są nieodmiennie skutkiem inteligentnych przyczyn. Racją dla takiego wnioskowania nie było wyłącznie przekonanie, że nie da się wyjaśnić pochodzenia inskrypcji żadną naturalną przyczyną [podkr. w oryginale] (s. 607).

 

Czy RNA jest ratunkiem dla ewolucjonistów?

W organizmach żywych DNA jest niezbędny do syntezy białek, a białka są potrzebne do formowania DNA. Co było pierwsze? Ewolucjoniści chcą, abyśmy uwierzyli, że ten problem „kura czy jajo?” można obejść, odwołując się do długiego okresu, w którym nieożywione substancje chemiczne, zdolne do samoreplikacji, podlegały doborowi naturalnemu. Meyer tak przedstawia ten pogląd: „Hipoteza świata RNA zakłada, że ​​życie powstało w wyniku ewolucji chemicznej, która nabrała rozpędu, gdy samoreplikujące się cząsteczki RNA rzekomo umożliwiły działanie prebiotycznemu doborowi naturalnemu” (s. 443). Według tego ujęcia pojawienie się DNA i białek było jedynie ukoronowaniem tego procesu. Czy powyższy scenariusz jest realistyczny, czy raczej jest wytworem ewolucyjnego myślenia życzeniowego?

Meyer (s. 263–264) wymienia wiele nierozwiązywalnych problemów związanych z hipotezą świata RNA. Najgorszy jest taki oto: hipoteza świata RNA zakłada istnienie specyficzności sekwencji i informacji; nie wyjaśnia zaś jej pochodzenia w jakimś procesie niemającym nic wspólnego z inteligencją! To sprowadza ewolucjonistę z powrotem do punktu wyjścia, na co autor zwrócił uwagę: „Tymczasem wyjaśnienie, w jaki sposób cegiełki RNA skonfigurowały się w funkcjonalnie wyspecyfikowane sekwencje, okazało się równie trudnym zadaniem, jak wyjaśnienie genezy podobnej organizacji w przypadku DNA” (s. 264).

 

Nie istnieje nic takiego jak samoreplikująca się cząsteczka

Meyer w następujący sposób demaskuje eksperyment, który miał wykazać istnienie „samoreplikującego się RNA”:

 

Okazało się bowiem, że „samoreplikujące się” w eksperymencie cząsteczki RNA nie kopiowały żadnej matrycy informacji genetycznej tworzonej przez niezależną sekwencję zasad azotowych nukleotydów, jak robią to w rzeczywistych komórkach maszyny białkowe zwane polimerazami. Po prostu zsyntetyzowana i specyficznie zsekwencjonowana cząsteczka RNA katalizowała pojedyncze wiązanie chemiczne, łącząc ze sobą dwa wcześniej zsyntetyzowane niekompletne łańcuchy RNA. Innymi słowy, w ich eksperymencie „samoreplikacja” sprowadzała się jedynie do połączenia utworzonych wcześniej połówek o specyficznych sekwencjach zasad [podkr. w oryginale] (s. 448).

 

Eksperyment ten wyraźnie wymaga wyselekcjonowania wielu inteligentnych procesów, aby w ogóle zadziałał, i nie ma nic wspólnego z wyjaśnianiem pochodzenia projektu biologicznego. Specjalnie dobrana cząsteczka RNA w żadnym wypadku nie replikuje się sama. Co najwyżej powoduje ona połączenie się dwóch innych wcześniej wybranych cząsteczek RNA. I ma to bardzo ograniczone znaczenie, jeśli w ogóle jakieś ma, dla jakiegokolwiek ewolucyjnego scenariusza pochodzenia życia.

Jak można ocenić wspomniany eksperyment? Pomysł z „samoreprodukującą się cząsteczką”, filar ewolucjonistycznej wyobraźni, jest poroniony od samego początku. Samoreprodukująca się cząsteczka nie istnieje, podobnie jak naturalny dobór cząsteczek, więc tym bardziej nie istniała prebiotyczna ewolucja prowadząca do pierwszej formy życia. Meyer kpi z adwersarzy: „Przede wszystkim proces doboru naturalnego zakłada różnicową reprodukcję żyjących już organizmów, a tym samym uprzednio istniejący mechanizm autoreplikacji” (s. 262).

 

Teoria ewolucji nie wyjaśnia pochodzenia nowej informacji biologicznej

Załóżmy teraz, że jakaś forma życia powstała w wyniku ewolucji chemicznej. Nie polepsza to sytuacji ewolucjonistów. W rzeczywistości niektórzy ewolucjoniści przyznali to samo, co zauważa Meyer:

 

W ciągu ostatnich 30 lat wielu z nich zakwestionowało główne twierdzenie syntezy neodarwinowskiej mówiące, że przez ekstrapolację mikroewolucyjnych zmian na małą skalę można wyjaśnić innowacje makroewolucyjne dokonujące się w dużej skali. Bowiem w większości wypadków drobne zmiany mikroewolucyjne (takie jak zmienność barwy) wykorzystują jedynie lub wyrażają istniejącą informację genetyczną, gdy tymczasem zmiana makroewolucyjna konieczna do powstania nowych narządów lub nowych planów budowy ciał zwierząt wymaga utworzenia nowej informacji genetycznej. W 2008 roku grupa 16 biologów ewolucyjnych, świadoma tego i innych problemów, spotkała się w Altenbergu w Austrii, by przedyskutować wątpliwości dotyczące mocy twórczej mechanizmu losowych mutacji i doboru naturalnego. Ta szesnastka z Altenbergu (The Altenberg 16) – jak ich nazywano […] (s. 286).

 

Dobór naturalny nie tworzy biologicznej nowości: nie rozwiązuje problemu powstawania wyspecyfikowanej złożoności

 Nie można mylić często cytowanego zwrotu o przetrwaniu najlepiej przystosowanych (survival of the fittest) z pojawieniem się najlepiej przystosowanych (s. 287–288). Meyer tak podsumowuje ten problem:

 

Od czasów Darwina aż po dzień dzisiejszy przyjmuje się, że dobór naturalny właśnie „selekcjonuje” lub zachowuje te losowe zmiany, które zapewniają danym osobnikom przewagę funkcjonalną lub dostosowawczą. Dokonuje „selekcji” jednak dopiero po pojawieniu się takich korzystnych zmian lub mutacji. […] To wszystko oznacza, że dobór naturalny w żaden sposób nie pomaga tworzyć funkcjonalnych sekwencji zasad DNA lub aminokwasów, czyli nowej informacji genetycznej. […] Dlaczego „ogromne wyzwanie”? Dlatego, że – powtórzmy –  w tym scenariuszu to wyłącznie losowe mutacje muszą tworzyć skrajnie rzadkie funkcjonalne sekwencje występujące w ogromnym kombinatorycznym oceanie wariantów, jeszcze zanim jakąkolwiek znaczącą rolę może odegrać dobór naturalny [podkr. w oryginale] (s. 469–470).

 

Programy komputerowe nie wykazują nieinteligentnego pochodzenia informacji biologicznej

Richard Dawkins i podobni do niego ateiści tworzyli programy komputerowe, które miały pokazywać, jak dobór naturalny, tworząc informację biologiczną, oddziałuje na przypadkowe mutacje w ciągu niezliczonych pokoleń. Ale naprawdę programy te są dalekie od tego, by to pokazywać. Program komputerowy stale dopasowuje sekwencje do końcowego, wcześniej wybranego celu. Program Dawkinsa ciągle dobiera właściwe litery spośród losowo otrzymywanych, aż w końcu tworzy zdanie „Methinks it is a weasel”.

Ewolucja niczego nie przewiduje i nie dąży do żadnego ostatecznego celu czy wyniku. Co więcej, zgodnie ze standardową teorią ewolucji, każdy krok „wybrany” przez dobór naturalny musi zapewniać jego posiadaczowi przewagę w wydawaniu potomstwa. Żaden program komputerowy nawet nie próbował pokazać, w jaki sposób każdy krok prowadzący lub nie prowadzący do jakiegoś ostatecznego z góry określonego wyniku jest korzystny dla jego „nosiciela”. A to właśnie jest istotą teorii ewolucji i jej brak jest fatalną wadą programów komputerowych „pokazujących, jak przebiega ewolucja”.

 

Wyspecyfikowana złożoność białek

Białka fałdują się w charakterystyczny sposób i wystarczy tylko kilka mutacji, aby takie sfałdowanie białka zniszczyć, podczas gdy musi zajść wiele mutacji, aby przekształcić jedno sfałdowanie białka w inne. W praktyce uniemożliwia to powstawanie nowych sfałdowań białkowych w procesach ewolucyjnych. Meyer tak to wyjaśnia:

A więc tak jak wiele losowych zmian w kodzie komputerowym będącym podstawą jakiegoś oprogramowania sprawi, że stanie się ono bezużyteczne,* zanim uzyskamy tą drogą nowe oprogramowanie, podobnie wystarczy zaledwie kilka (od trzech do piętnastu) losowych zmian w sekwencji aminokwasów jakiegoś białka, by zaburzyć stabilność jego sfałdowania na długo przedtem, zanim moglibyśmy w wyniku skumulowanych mutacji otrzymać nowe funkcjonalne sfałdowanie białkowe. Co więcej, degradacja takich funkcjonalnych sfałdowań białkowych będzie postępować szybciej niż zanik sensu w zdaniach języka angielskiego w wyniku kumulujących się literówek (s. 463).

 

Rekonfiguracja rozwojowych genowych sieci regulatorowych (dGRN) nie prowadzi do pojawienia się nowych zwierząt

Sieci dGRN podczas rozwoju organizmu zwierzęcego wyznaczają moment ekspresji i regulują samą ekspresję informacji genetycznej. Według Meyera: „Te sieci genów oraz ich produktów funkcjonują na podobieństwo układów scalonych, gwarantując, że rozwijający się organizm wytworzy właściwe białka we właściwej chwili służące właściwym rodzajom komórek tworzących się podczas rozwoju zarodkowego” (s. 452).

Niektórzy ewolucjoniści bagatelizowali rolę nowych genów w domniemanym tworzeniu nowych planów budowy ciała zwierząt i zamiast tego koncentrowali się na rzekomej mocy, jaką miały odgrywać w tej roli zrekonfigurowane sieci dGRN. Tego typu twierdzenia wygłaszano przy okazji omawiania nagłego pojawienia się nowych zwierząt podczas eksplozji kambryjskiej.

Czy taka rekonfiguracja połączeń sieci jest w ogóle wykonalna? Należy zauważyć, że dGRN nie może stać się przedmiotem stopniowego sprawdzania przypadkowych mutacji przez dobór naturalny, czego wymaga teoria ewolucji.  Meyer tak to wyjaśnia:

 

Tymczasem wszystkie dostępne dane obserwacyjne pokazują, że sieci te nie tolerują zmian lub zakłóceń swoich podstawowych systemów kontroli. Nawet drobne, spowodowane mutacjami zmiany w samym rdzeniu takich sieci albo nie powodują żadnych konsekwencji w rozwoju zarodka (dzięki wpisanej w nie wcześniej redundancji), albo prowadzą do katastrofalnych (najczęściej śmiertelnych) skutków. Wystarczy zakłócić działanie kluczowych węzłów sieci kontrolnych, a zarodek przestanie się przekształcać i nie osiągnie stadium właściwego, stabilnego i możliwego do dziedziczenia planu budowy ciała. Cały system przestaje funkcjonować i w rezultacie zarodek umiera, a jeśli przeżywa, to w poważnie zniekształconej postaci (s. 453).

 

A więc wracamy do fantazji o „potworkach rokujących nadzieję”.

Paradoksalnie zmiana połączeń wewnątrz sieci nie tylko nie eliminuje inteligentnego projektu, ale udana rekonfiguracja tych połączeń, gdyby miała miejsce, właśnie tego projektu wymaga! Oto komentarz Meyera w tej sprawie:

 

Każdy elektryk lub inżynier projektujący obwody elektryczne – każdy, kto zajmuje się rzeczywistymi obwodami i prądem, który ma przez nie popłynąć – wie doskonale, że dobrze skonstruowany obwód wymaga podjęcia odpowiednich decyzji, a więc informacji oraz inteligentnego projektu. Natomiast żadna rekonfiguracja kabli elektrycznych albo przewodów nie może opierać się na losowych zmianach, gdyż jest to najkrótsza droga do tego, aby puścić z dymem dom lub zniszczyć nieodwracalnie płytę główną komputera [podkr. w oryginale] (s. 458–459).

 

Rzekoma nowość nylonazy

Nylon, sztuczny związek niewystępujący w przyrodzie, został po raz pierwszy wyprodukowany w latach trzydziestych XX wieku. Istnieje obecnie białko (enzym), które może nylon rozkładać. Dlatego niektórzy mówią, że w ciągu zaledwie 40 lat pojawiła się ewolucyjna nowość. Co więcej, nowy enzym ma pokazywać, że w zadziwiająco krótkim czasie nowe sfałdowanie białka może powstać w wyniku ślepych procesów ewolucyjnych.

Meyer dokonuje dekonstrukcji powyższej narracji ewolucyjnej. To, że nylon nie występuje w przyrodzie, nie oznacza, że w przyrodzie nie występuje żaden z jego składników i że niektóre z tych składników mogą być podatne na atak istniejących już enzymów. W rezultacie zdolność nylonazy do rozkładania nylonu mogła istnieć na długo przed wynalezieniem samego nylonu. I tak właśnie jest. Okazało się, że „kuzyn” nylonazy posiada słabą własność rozkładania nylonu. Różni się on od enzymu nylonazy tylko dwiema mutacjami punktowymi. Tym samym enzym nylonaza nie jest żadną nowością; mamy w nim tylko ulepszenie wcześniej istniejącej możliwości. Innymi słowy, jest to optymalizacja, a nie innowacja (s. 466–467). Istnienie nylonazy nie jest więc wsparciem teorii ewolucji, a raczej skłania do postawienia pytania o pochodzenie wcześniejszej wersji tego enzymu. I w końcu należy wspomnieć, że zoptymalizowana aktywność nylonazy, będąca rezultatem dwu mutacji punktowych nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek nowym sfałdowaniem białkowym.

 

Wniosek

Meyer ostatecznie nie wnioskuje, że obserwacje naukowe dowodzą w ścisłym sensie tego słowa istnienia Boga. Jest to raczej kwestia prawdopodobieństwa. Na przykład na temat wszechświata Meyer tak pisze:

 

Ponadto, jak przekonywałem wcześniej, zaobserwowanie niesłychanie precyzyjnego dostrojenia Wszechświata potwierdza dokładnie to, czego moglibyśmy się spodziewać, gdyby Wszechświat i życie wyszły spod ręki działającego celowo inteligentnego bytu, a mówiąc jeszcze dobitniej, spod ręki teistycznego lub deistycznego Stwórcy. Mamy przecież więcej powodów, by oczekiwać Wszechświata precyzyjnie dostrojonego w taki sposób, by mogło pojawić się w nim życie (czyli Wszechświata dopuszczającego życie zależne od tego dostrojenia), właśnie przy założeniu prawdziwości teizmu lub deizmu aniżeli przy założeniu prawdziwości naturalizmu [podkr. w oryginale] (s. 396–397).

 

Ewolucjoniści zwykle wykazują protekcjonalną postawę wobec zwolenników teorii ID (teorii inteligentnego projektu). Postawa taka poza tym, że wykazuje dużą dozę intelektualnej arogancji, jest całkowicie nieuzasadniona. Jeśli chodzi o autorytet teorii inteligentnego projektu z naukowego punktu widzenia, Meyer tak konkluduje:

 

Jednak przywrócenie hipotezy Boga do łask nie jest wyłącznie zasługą kosmologii. Gdy przyglądamy się różnym danym empirycznym pochodzącym z nauk przyrodniczych – kosmologii, astronomii, fizyki, biochemii, biologii molekularnej i paleontologii – okazuje się, że wyjaśniająca je hipoteza Boga odznacza się wyjątkową mocą i zakresem. Teizm wyjaśnia zbiór istotnych metafizycznie zdarzeń w historii Wszechświata i życia prościej, adekwatniej i wszechstronniej niż inne główne, konkurujące z nim systemy metafizyczne, w tym nie tylko materializm i naturalizm, lecz także panteizm i deizm. Powtórzmy, ta przewaga teizmu nie dowodzi istnienia Boga, gdyż większa moc eksplanacyjna jakiejś hipotezy nie gwarantuje prawdziwości wniosku, jak jest w przypadku wnioskowania dedukcyjnego. Pokazuje natomiast, że nauki przyrodnicze dostarczają dzisiaj mocnego wsparcia epistemicznego hipotezie istnienia Boga, takiego, jakim pojmuje Go myśl judeochrześcijańska oraz inne tradycyjne odmiany teizmu [podkr. w oryginale] (s. 430–433).

 

 

John Woodmorappe

Przekład za zgodą wydawcy: Kazimierz Jodkowski

*              * Oryginał: John Woodmorappe, „The existence of specified information in the universe points to a creator God”, https://creation.com/review-return-of-the-god-hypothesis-meyer. Z jęz. ang. tłum. Kazimierz Jodkowski.

*              * (Przyp. tłumacza) Poprawiłem w tym miejscu błędne tłumaczenie polskiego wydania książki.