Problem Bożego milczenia

Marek Dobrzeniecki

Pojąć niepojęte

Chrześcijaństwo od wieków podejmuje się próby odpowiedzi na wyzwanie, którym dla jego doktryny o miłosiernym Bogu jest istnienie zła oraz horrendalnych i zbędnych cierpień. Szczególnie jednak w ostatnim stuleciu coraz częściej słychać głosy o bezsensowności projektów „usprawiedliwienia” zła. Według tychże opinii, właśnie dlatego, że wykracza ono poza Boże plany, możemy mówić o jego irracjonalności. Perfidia zła sprawia, że jest ono niepojęte. Próbujemy czasem objąć rozumem motywy postępowania złoczyńcy, ale rzadko się nam to udaje. Z tego punktu widzenia każda intelektualna odpowiedź tłumacząca istnienie zła zdaje się obarczona błędem lekceważenia dogmatu o grzechu pierworodnym. Zapomina, że wszelkie racjonalistyczne hipotezy na temat zła spłonęły w kominach pieców krematoryjnych Auschwitz oraz zostały zamrożone przez lód łagrów Kołymy. Wyjaśniając zło (i cierpienie), teolog niejako czyni mu miejsce w świecie, z którego powinno być ono po prostu egzorcyzmowane.

 

Być może Bóg nie miał jak zastopować czystek etnicznych w Rwandzie, być może mógł je przerwać, ale z niepojmowalnych dla nas przyczyn, zawieszając swoje działanie, wyraził swe miłosierdzie jeszcze skuteczniej. Tak czy owak mógł każdej ofierze tamtych zbrodni dać odczuć, że pomimo klęsk, których doświadczyły, prowadzi ich ku sobie i nic nie wymknęło Mu się spod kontroli. Mógł w ten sposób oszczędzić im sięgnięcia dna rozpaczy i osamotnienia. Tymczasem Bóg milczy, i przyznają to również wierzący.

 

Podobne podejście do problemu zła przejawiają ci autorzy chrześcijańscy, którzy podkreślają niepojętość Boga. „Moje myśli nie są waszymi myślami, a wasze drogi nie są moimi drogami – wyrocznia Pana” (Iz 55,8) czytamy w Księdze Izajasza. Fakt naszej pewności co do nieskończonej dobroci Boga nie czyni wyroków Jego Opatrzności przejrzystymi i łatwymi do zrozumienia. Miłosierdzie Boga przejawia się dla nas w sposób, którego nie jesteśmy w stanie do końca pojąć, stąd wszelkie oskarżenia płynące od nas pod Jego adresem są przedwczesne i niedojrzałe. Czy płaczące niemowlę może zrozumieć miłość swojej matki? A przecież różnica intelektualna pomiędzy nami a Stwórcą jest jeszcze większa. Nie potrafimy ocenić wszystkich racji i motywów, które mogą stać za Boskimi decyzjami dotyczącymi Jego interwencji w świat bądź Jego zaniechań w tym zakresie, dlatego powinniśmy wstrzymać się z opinią, że istnienie zła i cierpienia przeczy Jego istnieniu. Choć z innych powodów również i ten punkt widzenia stwierdza niepojmowalność zła oraz widzi w próbach wyjaśnienia jego źródeł nadmierne przeintelektualizowanie relacji do Boga.

 

Czy Bóg obraził się na Matkę Teresę?

Przedstawię jeszcze swoją odpowiedź na tę próbę „obrony” Boga, gdyż uważam ją za niezbyt fortunną, ale wcześniej chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że skutkiem ubocznym tego typu argumentacji jest ujawnienie się nowej formy zła, która podkopuje wiarę w istnienie Boga. Wróćmy na chwilę do obrazu matki i niemowlęcia. Można się zgodzić z tezą, że niemowlę nie jest w stanie pojąć wszystkich działań matki względem niego i nie rozumie jeszcze nic z jej miłości, ale z drugiej strony nie przeszkadza to matce okazywać swemu dziecku ciepłych uczuć i emocji. Kochająca matka uczyni wszystko, by pocieszyć płaczące dziecko. Nawet jeśli nie umie mu wytłumaczyć przyczyn jego bólu, będzie je przytulała, kołysała, szeptała czułe, uspokajające słowa. Niektórzy ateiści twierdzą, że jeśli mielibyśmy snuć analogię między matką a Bogiem, to powinniśmy spodziewać się ze strony Stwórcy podobnych zabiegów. Zgadzają się oni, że gdyby Bóg istniał, nie bylibyśmy w stanie zrozumieć wszystkich Jego decyzji, mogą więc zaakceptować, że sam fakt istnienia cierpienia w życiu człowieka nie jest niespójny z wiarą w Jego istnienie, ale oczekują oni w chwilach nieszczęścia jakiegokolwiek sygnału Bożej obecności i pocieszenia, które komunikowałyby Jego miłość. Być może Bóg nie miał jak zastopować czystek etnicznych w Rwandzie, być może mógł je przerwać, ale z niepojmowalny dla nas przyczyn, zawieszając swoje działanie, wyraził swe miłosierdzie jeszcze skuteczniej. Tak czy owak mógł każdej ofierze tamtych zbrodni dać odczuć, że pomimo klęsk, których doświadczyły, prowadzi ich ku sobie i nic nie wymknęło Mu się spod kontroli. Mógł w ten sposób oszczędzić im sięgnięcia dna rozpaczy i osamotnienia. Tymczasem Bóg milczy, i przyznają to również wierzący.

Głośnym echem odbiło się w świecie chrześcijańskim opublikowanie pism i listów Matki Teresy, które ujawniły głębokie ciemności jej wiary. W czasie ciemnej nocy swej duszy bezskutecznie zwracała się do Boga, aby Stwórca dał jej znak swojej obecności. Jak przyznawała, to właśnie Boskie milczenie było przyczyną jej największej boleści:

 

Czasem – słyszę po prostu, jak moje serce krzyczy – ‘Mój Boże’, i nic się nie dzieje. To tortury i cierpienie, których nie potrafię wytłumaczyć1Matka Teresa, „Pójdź, bądź moim światłem”. Prywatne pisma „Świętej z Kalkuty”, oprac. Brian Kołodziejczuk, tłum. Michał Romanek, Znak, Kraków....

 

Doświadczenie Bożego milczenia ciężko przeżywał też Clive Staples Lewis, który bezskutecznie liczył na pociechę płynącą z góry po śmierci swej ukochanej żony:

 

Zwróć się do Niego w rozpaczliwej potrzebie, kiedy wszelka inna pomoc zawodzi – z czym się spotkasz? Z drzwiami zatrzaśniętymi przed nosem, zaryglowanymi od zewnątrz. Rygiel zasunie się z hałasem raz i drugi. A potem cisza. Możesz śmiało odejść. Bo im dłużej będziesz czekał, tym cisza będzie stawała się głębsza. W oknach nie widać światła, jakby dom był pusty2Clive Staples Lewis, Smutek, przeł. Jadwiga Olędzka, Esprit, Kraków 2009, s. 29‒30..

 

Choć oba przykłady pochodzą z XX wieku, skarga na milczącego Boga płynie z ust wierzących od bardzo dawna. Wiele przykładów modlitewnego wezwania do Boga z prośbą o wyjście z ukrycia zawierają Psalmy: „Boże, nie milcz! Nie bądź głuchy i bezczynny, Boże!” (Ps 83,2).

 

Jezus Chrystus – Bóg ukryty

Problem Boskiego milczenia czy też ukrycia można sprowadzić do pytania, dlaczego Bóg nie daje jasnych i wyraźnych świadectw swego istnienia i opatrznościowego prowadzenia. Zadał je zresztą Jezusowi święty Juda Tadeusz: „Panie, co sprawiło, że masz się objawić nam, a nie całemu światu?” (J 14,22). Odpowiedź, którą usłyszał, jest następująca: „Każdy, kto Mnie miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go. Przyjdziemy do niego i będziemy u niego mieszkać” (J 14,23). Z jednej strony jest tu mowa o niezbędnej dyspozycji do tego, by móc doświadczyć obecności Boga. Tą dyspozycją jest serce gorejące miłością. Jezus mógł w tym momencie zwrócić uwagę Judzie, że często na brak doświadczenia Boskiej bliskości użalają się osoby, które nie czynią żadnego moralnego wysiłku poznania Boga. Pragną one Boga, który stawia się do dyspozycji człowieka na każde jego zawołanie. Ale przecież wtedy nastąpiłoby odwrócenie porządku. Wszak to stworzenie ma być posłuszne swemu Stwórcy, a nie na odwrót. Bóg nie jest sztukmistrzem, który dla intelektualnej ciekawości bądź rozrywki zasypywałby nas cudami i niespotykanymi zjawiskami przyrody. Zgodnie z odpowiedzią Chrystusa, tylko ci, którzy gotowi są do podjęcia trudu nawrócenia swego serca, zerwania z egocentryzmem, wzięcia krzyża swej codzienności i pokornego naśladowania swego Mistrza w Jego bezinteresownym wydaniu się na rzecz dobra innych, mogą liczyć na łaskę objawienia się Boga w ich sercu. Żądania znaku czy przekonującej racji, nawet jeśli zostałyby spełnione, niczego nie zmienią w duszy obojętnej i niegotowej do przyjaźni z Bogiem.

 

W każdym drgnieniu istnienia można dojrzeć znak Bożej miłości, gdyż to Boska moc utrzymuje wszystko w istnieniu. Na skargi człowieka o brak przekonujących racji do wiary Jezus mógłby odpowiedzieć, powtarzając swój wyrzut skierowany do uczniów po cudzie rozmnożenia chleba: „Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie” (Mk 8,18).

 

Z drugiej strony wypowiedź Jezusa wskazuje, że Bóg nie musi być w naszym życiu zawsze obecny w sposób wyraźny. Czasem Jego obecność jest ukryta w doświadczeniu miłości, piękna, dobra czy też spotkania z drugą osobą. Potwierdzeniem takiej interpretacji słów Chrystusa jest fragment z Pierwszego Listu świętego Jana: „Bóg jest miłością i kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a on w Bogu” (1 J 4,16). Problemem nie byłoby więc ukrycie Boga, lecz nasz słaby duchowy wzrok, który nie potrafi dostrzec Jego wszechobecności i znaków Jego dobroci oraz błogosławieństwa. W każdym drgnieniu istnienia można dojrzeć znak Bożej miłości, gdyż to Boska moc utrzymuje wszystko w istnieniu. Na skargi człowieka o brak przekonujących racji do wiary Jezus mógłby odpowiedzieć, powtarzając swój wyrzut skierowany do uczniów po cudzie rozmnożenia chleba: „Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie” (Mk 8,18).

 

Jezus Chrystus – ostatnie słowo Ojca

W tym samym kierunku szła odpowiedź wielu teologów. Zwracali oni uwagę, że Boga, który wysłał swego Syna na śmierć dla naszego zbawienia, nie sposób oskarżyć o milczenie i wycofanie się ze świata. W ten sposób święty Jan Paweł II odpowiadał na pytanie Vittoria Messoriego o przyczyny Bożego milczenia w Przekroczyć próg nadziei. Nie zgadzał się on z zarzutem Boskiego ukrycia. Zdaniem polskiego papieża

 

można nawet mówić, że Bóg za bardzo się odsłonił człowiekowi w tym, co jest najbardziej Boskie, co jest Jego wewnętrznym życiem; odsłonił się w swej Tajemnicy3Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei. Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittorio Messoriego, RW KUL, Lublin 1994, s....

 

Tajemnica Boskiego objawienia, którą miał na myśli Jan Paweł II, to oczywiście Wcielenie Syna Bożego. Jego zbawcza misja jest na tyle głośną, treściwą i znaczącą wypowiedzią Boga, by nie były konieczne następne. Stąd chrześcijaństwo mówi o końcu objawienia publicznego wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów. Bóg przedstawił nam siebie poprzez swego Syna wystarczająco dobitnie – inne doświadczenia mistyczne i objawienia prywatne nie dodadzą niczego do przesłania Nowego Testamentu. Z tego punktu widzenia, jeśli będziemy wpatrywać się w krzyż Chrystusa, to wszelkie skargi na Boże milczenie czy też oskarżenia o Jego obojętność na ludzką krzywdę, okażą się niczym więcej jak czarną niewdzięcznością względem tego, który ofiarował za nas swoje życie. Taki wierzący przypominałby wiecznie zalęknioną osobę, która w relacji oblubieńczej czy przyjacielskiej nieustannie żąda dowodów bliskości i miłości. Poprzez swe żądania wyraża ona swój brak zaufania i głód, którego nawet najszczersze chęci okazania swego oddania nie zdołają zaspokoić. Problem tkwi w małej i niepewnej siebie wierze, a nie w Bogu.

 

Bóg ukryty w swoim Kościele

Pytanie świętego Judy Tadeusza fascynowało też świętego Augustyna: dlaczego Chrystus po swoim Zmartwychwstaniu nie objawił się swoim prześladowcom? Czy nie byłby to najskuteczniejszy sposób przekonania żydów do tego, że rzeczywiście jest obiecanym Mesjaszem? Dlaczego wstąpił do Nieba, a zadanie zaniesienia Ewangelii na krańce świata zostawił apostołom? Przecież musiał wiedzieć, że Jego uczniowie są ludźmi zawodnymi, ograniczonymi w swych zdolnościach oratorskich, logistycznych czy też organizacyjnych, a w związku z tym nie uda im się skutecznie zrealizować powierzonej im misji. Nie udało się to zresztą nam, chrześcijanom, do dziś. Co więcej, wiele sygnałów wskazuje na to, że szczególnie w krajach należących do cywilizacyjnego kręgu Zachodu następuje swoisty odwrót od chrześcijaństwa. Czy nie byłoby więc lepiej, gdyby to sam Chrystus objawił się wszystkim ludziom i przekonał ich do Ewangelii?

Biskup z Hippony doszedł do wniosku, że w misyjnym poleceniu Jezusa nie było przypadku. Jeśli chciał On, by to ludzie wzięli na siebie ciężar głoszenia Dobrej Nowiny o zbawieniu, to znaczy, że powołanie Kościoła było dla Niego ważniejsze niż przekonanie wszystkich ludzi do wiary. Na potwierdzenie hipotezy Augustyna wyobraźmy sobie alternatywną historię chrześcijaństwa, w której Chrystus nie wstępuje do Nieba, lecz po swoim Zmartwychwstaniu zostaje na Ziemi i objawia się każdemu człowiekowi. Można przypuszczać, że w takiej alternatywnej historii świata Bóg nie zakłada Kościoła. Nie ma bowiem potrzeby sprawowania sakramentów ani głoszenia Słowa Bożego przez innych ludzi ‒ każdy ma przecież zapewniony bezpośredni kontakt z Chrystusem. Jeśli więc Bóg nie zdecydował się na podobny scenariusz, to może właśnie dlatego, że zależało Mu na Kościele, czyli Bosko-ludzkiej wspólnocie, która gromadzi rozproszone dzieci Boże w jedno. Gdyby zmartwychwstały Chrystus był obecny wśród nas, tak jak objawił się przestraszonym uczniom w Wieczerniku, być może nie bylibyśmy zainteresowani jakimikolwiek relacjami z innymi osobami. Przypuszczenie to jest prawdopodobne: czy można sobie wyobrazić bardziej fascynującą, zajmującą, ciekawą, mądrą i dobrą postać niż Syna Bożego? Czy gdybym mógł w każdej chwili rozmawiać z Jezusem, to miałby ochotę poświęcać choć trochę swego czasu na konwersacje z innymi? Jeśli nie, to Jezus miał dobry powód, by wycofać się w cień i trwać w ukryciu aż do swego powtórnego przyjścia. W ten sposób dawałby nam czas, abyśmy umacniali wzajemne więzy i tworzyli wspólnotę. Dzięki instytucji Kościoła Bóg osiąga oba cele. Jest zarówno obecny w ludzkiej historii (przez sakramenty, głoszenie Ewangelii, praktykowanie miłości bliźniego, które ma miejsce w Kościele), jak i wyrywa nas z zaklętego kręgu izolacji i samotności.

 

Mamy wszelkie dane po temu, by sądzić, że ustawiczne bombardowanie nas cudami, niezwykłymi zjawiskami przyrodniczymi czy też intensywnymi przeżyciami mistycznymi poważnie ograniczyłoby ludzką zdolność do podjęcia swobodnej decyzji o rozwijaniu relacji z Bogiem. Człowiek, który czuje na sobie wzrok drugiego albo wie, że jest nagrywany przez kamerę, nie zachowuje się autentycznie.

 

Bóg nie jest Wielkim Bratem

Rozważania Augustyna można poszerzyć, odwołując się do potrzeby zachowania ludzkiej wolności. Mamy wszelkie dane po temu, by sądzić, że ustawiczne bombardowanie nas cudami, niezwykłymi zjawiskami przyrodniczymi czy też intensywnymi przeżyciami mistycznymi poważnie ograniczyłoby ludzką zdolność do podjęcia swobodnej decyzji o rozwijaniu relacji z Bogiem. Człowiek, który czuje na sobie wzrok drugiego albo wie, że jest nagrywany przez kamerę, nie zachowuje się autentycznie. Udaje oraz zastanawia się, jakiego postępowania oczekuje obserwujący. Co dopiero, gdybyśmy nieustannie odczuwali na sobie ciężar Bożego spojrzenia! Człowiek nie miałby wtedy chwili oddechu, nie mógłby nigdy dorosnąć do samodzielnych decyzji, a przecież Bóg nie chce mieć niedojrzałych i bezwolnych wiernych. To dlatego oszczędza nam niebiańskiego Wielkiego Brata i zachowuje się w sposób, który wielu interpretuje jako milczenie. Jego wycofanie się ze świata gwarantuje nam wolność, a przypomnijmy, że tylko wolna istota może być w przyjacielskiej relacji ze swym Stwórcą. Ponieważ z Ewangelii Jana wiemy, że Chrystusowi zależy na przyjaźni z nami [„Już nie nazywam was sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan. Nazwałem was przyjaciółmi, gdyż dałem wam poznać wszystko, czego dowiedziałem się od Ojca” (J 15,15)], to odwołanie się do ludzkiej wolności czyni Jego ukrycie zrozumiałym.

 

Boskie oświadczyny

Duński filozof Søren Kierkegaard podobnie podchodził do zagadnienia Bożego ukrycia. W Okruchach filozoficznych zastanawiał się nad tym, w jaki sposób winien objawić się ludziom Bóg. Jeśli jest on Panem wszechrzeczy, a Ziemia należy do Jego dziedziny, to Jego objawienie można porównać do odwiedzin przez króla swojej własności. Zakładając, że Bogu zależy na bliskich i wzajemnych relacjach z ludźmi, pytanie brzmi: jak król ma dać się poznać wiejskiej dziewczynie, by ‒ mimo dzielącej ich przepaści społecznej ‒ powiódł się zamiar nawiązania między nimi osobowej relacji? Według Kierkegaarda król nie może jak gdyby nigdy nic wejść w całej okazałości swego majestatu pod dach dziewczyny. Załóżmy na moment, że dziewczyna zgodzi się wejść z nim w takim wypadku w relację oblubieńczą. Jaką mielibyśmy wtedy pewność, że nie uczyniła tak ze strachu albo wiedziona czarem blasku królewskiej potęgi, lecz z miłości do króla? Żadnej. Inne rozwiązanie to nadać chłopce tytuł szlachecki, tak by zmniejszyć dystans między władcą a poddaną i umożliwić nawiązanie równiejszej relacji. Ten sposób zawodzi, gdyż nadanie szlachectwa tym bardziej podkreśliłoby zależność dziewczyny od króla. Kierkegaard dochodził do wniosku, że król, by mieć pewność, że dziewczyna miłuje go dla niego samego, musi przebrać się za osobę bliską jej stanowi i spróbować nawiązać więź z tej pozycji. Przebrany król przywołuje na myśl tajemnicę Wcielenia. Bóg uniżył się, przyjmując ludzką naturę, a to po to, by umożliwić nam szlachetnie motywowaną i intymną relację z Nim samym. Tak Duńczyk tłumaczył mało spektakularny sposób, w który Bóg objawia swoją obecność: „Jeśli Bóg nie chce oszukiwać, to właśnie w Jego postaci nie może być niczego, co zwracałoby uwagę kogokolwiek”.

 

 

Jeśli coś jest niemożliwe lub sprzeczne, nie może być prawdziwe, a co nie może być prawdziwe, nie jest prawdziwe. Takie jest najbardziej podstawowe prawo logiki. Chrześcijaństwo, które jest przecież religią Logosu, czyli tłumacząc na język polski: Słowa czy też Umysłu, starało się zawsze w swych rozważaniach o zachowanie racjonalności i dlatego próbuje wykazać, że nie ma sprzeczności w jednoczesnym istnieniu Boga i zła w świecie stworzonym.

 

Chrześcijaństwo kibicuje wolności

Można przy okazji zauważyć, jak niesprawiedliwe są te ataki na chrześcijaństwo, które zarzucają mu chęć odebrania wolności człowiekowi. Ten stary zarzut ateizmu, obecny w pismach Fryderyka Nietzschego czy Jeana-Paula Sartre’a, w ostatnich latach stał się specjalnością tak zwanych nowych ateistów, to jest autorów, takich jak Richard Dawkins czy Christopher Hitchens, którzy porównują rajskie Królestwo Boże do niebiańskiej Korei Północnej. W świetle powyższych wywodów oskarżenia te muszą się jawić jako absurdalne. Chrześcijaństwo głosi, że Bóg ceni naszą wolność do tego stopnia, że dopuszcza do wynaturzeń w korzystaniu z tego daru, tymczasem dyktatura komunistyczna nie znosi najmniejszego sprzeciwu i karze również za brak jakiegokolwiek występku – wystarczy jej złe pochodzenie. Wielu ludzi trafiło do więzienia i obozów tylko dlatego, że ich ojciec przed rewolucją był urzędnikiem bankowym średniego szczebla lub nauczycielem języka angielskiego. Świadectwo Harry’ego Wu w Zimnym wietrze dostarcza wymownego na to przykładu. Wyżej broniłem Boskiego milczenia hipotezą, wedle której dzięki Bożemu ukryciu ludzie mogą nawiązywać silne więzy między sobą, tymczasem totalitaryzm zazdrośnie zabrania wolnych stowarzyszeń. Bóg wycofuje się ze świata po to, byśmy nie czuli się inwigilowani, tymczasem władza komunistyczna opiera się na wojsku, tajnej policji i donosicielstwie. Przykłady podobnych kontrastów można mnożyć: nie ma dwóch bardziej od siebie oddalonych modeli życia społecznego niż ten oparty na Ewangelii i totalitaryzmie.

 

Chrześcijaństwo kibicuje rozumowi

Na koniec wróćmy do pytania z początku rozdziału. Czy przedstawiając różne hipotezy dopuszczenia zła, cierpienia oraz Boskiego milczenia, chrześcijaństwo nie wpada w pułapkę przeintelektualizowania wiary? Czy przypadkiem nie wyjaśnia czegoś, czego nie da się wyjaśnić? Uważam, że nie. Pokazywałem już, że tradycyjna teologia nie rości sobie pretensji do odpowiedzi na każde pytanie dotyczące zła. Wskazuje na motywy, dla których zło w ogóle istnieje, natomiast tajemnicą jest dla niej poszczególny przypadek zła czy cierpienia. W ten sposób oddala zarzut, że próbuje zająć punktu widzenia Boga i wniknąć w Jego umysł, co byłoby oczywiście niemożliwością. Z drugiej strony teologia szuka racjonalnych wyjaśnień, gdyż ceni sobie prawdę. Zarzut ateistyczny jest bowiem czym innym niż oskarżycielski głos względem Boga. Psalmista wołający: „Jak długo Panie? Czy na zawsze się odwróciłeś?” (Ps 89,47) nie rozumie Boskiego postępowania, ale wierzy, że Bóg istnieje. Tymczasem współcześnie z racji nieprzebranej ilości przykładów horrendalnego cierpienia często (nawet w teologii) głosi się śmierć Boga. Uważa się, że obecność zła w takiej ilości, jak w naszym świecie wyklucza, by jego stwórcą był Bóg. Jest niemożliwością, by miłosierny i wszechmocny Bóg istniał i dopuszczał do tak licznych wykroczeń przeciw zwykłej przyzwoitości, tak jak niemożliwością jest narysowanie cyrklem kwadratu albo zmiana przeszłości, tak by Juliusz Cezar nigdy nie przekroczył Rubikonu. Jeśli coś jest niemożliwe lub sprzeczne, nie może być prawdziwe, a co nie może być prawdziwe, nie jest prawdziwe. Takie jest najbardziej podstawowe prawo logiki. Chrześcijaństwo, które jest przecież religią Logosu, czyli tłumacząc na język polski: Słowa czy też Umysłu, starało się zawsze w swych rozważaniach o zachowanie racjonalności i dlatego próbuje wykazać, że nie ma sprzeczności w jednoczesnym istnieniu Boga i zła w świecie stworzonym.

 

O ludzkich możliwościach czytania Panu Bogu w myślach

Powyższe uwagi wskazują też, w jaki sposób teologia stara się oddać sprawiedliwość prawdzie o Boskiej niepojmowalności. Być może niektórzy zwrócili uwagę na wielość propozycji tłumaczących spójność chrześcijaństwa. Dla przykładu w części II wskazywałem, że chrześcijaństwo, próbując pogodzić miłosierdzie Boże z cierpieniem zwierząt, mówi albo o bezosobowych prawach przyrody jako koniecznym elemencie kształtowania się ludzkiej wolności, albo o złośliwej ingerencji duchów wyższych w świat stworzony. Upraszczając, można powiedzieć, że w jednym przypadku prawa jawią się jako czynnik pozytywny, a w drugim jako negatywny. Ale przecież znaczyłoby to, że oba wyjaśnienia się wykluczają! (Sprawa jest bardziej skomplikowana, ale na potrzeby przykładu przyjmijmy taką prymitywną interpretację). Owszem, ale byłby to problem wyłącznie dla osoby, która nie wie, jaki jest cel owych wyjaśnień. Otóż myśliciel chrześcijański, chcąc zachować pokorę względem niepojmowalności Boga, nie może powiedzieć: „Wiem, dlaczego Bóg dopuszcza zło”, lecz winien raczej stwierdzić: „To są powody, dla których Bóg być może dopuszcza zło”. By lepiej wychwycić postulowaną tu różnicę, wykorzystam przykład Petera van Inwagena: wyobraź sobie, że twoja przyjaciółka Klarysa opuściła w nocy swoje kilkuletnie dzieci. Twoja ciotka Helena od razu wie, co sądzić o tej sytuacji: „Klarysa jest nieodpowiedzialną matką!”. Ale ty znasz Klarysę, znasz jej charakter i jesteś pewien, że Helena się myli. Zaczynasz więc jej tłumaczyć: „Ciociu Heleno, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Prawdopodobnie istnieje całkiem dobre wyjaśnienie jej zachowania. Może Jasio lub Ania zachorowali i Klarysa udała się do szpitala po pomoc. Przecież wiesz, że nie posiada ona ani telefonu, ani samochodu, a w jej sąsiedztwie nie ma nikogo, kto mógłby przyjść do jej mieszkania o godzinie drugiej w nocy, by zaopiekować się dziećmi”. Zauważmy, że nie musimy znać faktycznych powodów, dla których Klarysa opuściła w nocy swoje dzieci, by bronić jej przed zarzutami o lekkomyślność i egoizm. Wystarczy nam podanie możliwych i prawdopodobnych motywów postępowania przyjaciółki. Podobnie czyni myśliciel próbujący oczyścić Boga z zarzutu ignorowania zła. Nie twierdzi, że czyta Bogu w myślach i wie, dlaczego Jego dekrety względem nas są takie, a nie inne, ale ponieważ zna miłosierdzie Boga, zastanawia się, jakie mogłyby być powody dopuszczenia zła w naszym świecie. Jego celem jest obronić nadzieję w doskonałą dobroć Boga, a nie przekonać niedowiarków, albowiem dla kogoś, kto nie doświadczył Boskiego przebaczenia, żaden argument nie będzie wystarczająco dobry. Oczywiście, możliwe powody dopuszczenia zła, które podaje wierzący, muszą być w jakimś stopniu prawdopodobne. Odwołanie się w powyższym przykładzie do porwania Klarysy przez UFO utwierdziłoby tylko ciotkę Helenę w jej zdaniu. Mam w związku z tym nadzieję, że prezentowane w niniejszym cyklu usprawiedliwienia Boga dotyczące kwestii zarzutu sprowadzenia przez Niego na świat bezmiaru cierpień i zła  nikomu nie wydały się nieprawdopodobne.

Marek Dobrzeniecki

Przypisy:

  • 1 Matka Teresa, „Pójdź, bądź moim światłem”. Prywatne pisma „Świętej z Kalkuty”, oprac. Brian Kołodziejczuk, tłum. Michał Romanek, Znak, Kraków 2008, s. 287.
  • 2 Clive Staples Lewis, Smutek, przeł. Jadwiga Olędzka, Esprit, Kraków 2009, s. 29‒30.
  • 3 Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei. Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittorio Messoriego, RW KUL, Lublin 1994, s. 49.

Nota bibliograficzna:

Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei. Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittorio Messoriego, RW KUL, Lublin 1994.

Clive Staples Lewis, Smutek, przeł. Jadwiga Olędzka, Esprit, Kraków 2009.

Matka Teresa, „Pójdź, bądź moim światłem”. Prywatne pisma „Świętej z Kalkuty”, oprac. Brian Kołodziejczuk, tłum. Michał Romanek, Znak, Kraków 2008.

Informacje dodatkowe:

Tekst powstał w ramach projektu badawczego „Deus absconditus – Deus revelatus. Problem poznawczej niedostępności Boga i jego rozwiązania”, nr 2018/29/B/HS1/00922, finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki.