Metodologia apologetyki z punktu widzenia teizmu chrześcijańskiego

Jan Lewandowski

Metodologia apologetyki rozważana z perspektywy chrześcijańskiej jest nieco inna niż metodologia apologetyki rozważana z punktu widzenia jakiegokolwiek teizmu (z deizmem włącznie). Uprawiając apologetykę chrześcijańską, główny akcent należy położyć na zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Jest to centralny punkt doktryny chrześcijańskiej. Nie tyle samej doktryny, ale i powodu tej wiary religijnej. Wyraźnie zaznacza to święty Paweł Apostoł:

„Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach” (1Kor 15,13‒17, Biblia Tysiąclecia).

Zmartwychwstanie Jezusa jest zatem centrum wiary i nadziei chrześcijańskiej. Ale nie tylko. Jeśli uprawiamy apologetykę z punktu widzenia stricte chrześcijańskiego, to wtedy zmartwychwstanie staje się również centralnym punktem naszej apologetyki. Zaprzeczamy bowiem w ten sposób twierdzeniu wielu ateistów, że nasza wiara jest ślepa i bezpodstawna. Absolutnie nie jest ‒ opieramy ją przecież na czymś bardzo konkretnym.

Oś całej apologetyki chrześcijańskiej zasadza się na czymś więcej niż na samej tezie o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Twierdzimy nie tylko, że jedynie wierzymy w to, iż Jezus zmartwychwstał. Twierdzimy, że wierzymy w zmartwychwstanie z konkretnych powodów. Gdyby ktoś dwa tysiące lat temu nam li tylko napisał, że Jezus Chrystus zmartwychwstał, byłoby to marne wsparcie naszej wiary. Mamy jednak coś więcej, a mianowicie świadectwo męczeństwa osób, które były świadkami Jezusa Zmartwychwstałego. Nikt przecież nie oddaje życia za coś, o czym nie jest przekonany, że to prawda.

Wszystko wymaga jednak pewnej wiedzy historycznej i w miarę solidnego uzasadnienia. W niniejszym tekście przedstawiamy argumenty w tym zakresie. Ale nie tylko. Oczywiście myliłby się ktoś, kto mniemałby, że te argumenty nie są znane przeciwnikom chrześcijaństwa. Jak najbardziej są. W niniejszym tekście pokazujemy jednak, jak odpierać krytykę i pozostawić nienaruszony rdzeń zasadności wiary chrześcijańskiej.

Ostrze krytyki ateistów jest wymierzone w dwa punkty związane z historyczną zasadnością chrześcijaństwa. Pierwszy punkt dotyczy wiarygodności źródeł mówiących o powstaniu chrześcijaństwa. Ateiści i rozmaici krytycy zarzucają tym źródłom oczywiście brak wiarygodności. Natomiast drugi odnosi się do samego faktu psychologicznej przemiany uczniów Jezusa, którzy nagle zaczęli głosić Dobrą Nowinę o zmartwychwstaniu Mesjasza. Dalsza część tekstu podzielona została więc na dwie części, zgodnie z zarysowaną tu problematyką.

1) Źródła

Źródła o początkach chrześcijaństwa można podzielić na: a) chrześcijańskie i b) niechrześcijańskie. Oba bloki tych tekstów zostały poddane ateistycznej krytyce. W niniejszym punkcie ukazujemy jednak, że krytyka ta chybia celu i jest w dużej mierze oparta na myśleniu życzeniowym, słabych pretekstach i tezach wziętych z sufitu.

  1. a) Źródła chrześcijańskie

Wylano morze atramentu na temat chrześcijańskich źródeł pisanych, które powstały u zarania chrześcijaństwa. Chodzi tu głównie o Ewangelie i pozostałe pisma kanoniczne Nowego Testamentu. W niniejszym tekście nie sposób zaprezentować nawet ułamka sporów związanych z tymi dokumentami. Skupiamy się więc na samej esencji zagadnienia, rozpatrywanej pod kątem apologetyki chrześcijańskiej. Zgodnie z tradycyjnymi poglądami, cztery Ewangelie kanoniczne zostały napisane przez bezpośrednich uczniów Jezusa (apostołowie Mateusz i Jan) oraz przez uczniów apostołów Jezusa (ewangelista Marek miał być świadkiem nauczania apostoła Piotra, a ewangelista Łukasz był słuchaczem katechezy apostoła Pawła). Ewangelie są co prawda dokumentami anonimowymi (co wówczas było czymś normalnym również w historiografii pogańskiej), ale informacje o ich autorstwie znajdujemy już w najstarszej tradycji chrześcijańskiej, między innymi u Papiasza z Hierapolis, który żył na przełomie I i II wieku po Chr. Co prawda zapiski Papiasza na temat początków chrześcijaństwa i autorstwa Ewangelii zaginęły, niemniej jednak najważniejsze fragmenty przechowały się u takich pisarzy chrześcijańskich, jak Ireneusz (ok. 140‒202 po Chr.) i Euzebiusz (ok. 264‒340 po Chr.). Oczywiście ta starożytna tradycja jest kwestionowana przez współczesną krytykę i idących w ślad za nią ateistów. Kwestionowanie to jest oparte na wymysłach i subiektywnych pretekstach, które są najczęściej wyssane z palca. Można by długo wyliczać przykłady takich wymysłów, ograniczymy się tutaj do jednego. Weźmy choćby tak zwaną teorię dwóch źródeł, która wbrew najstarszej tradycji chrześcijańskiej stwierdza, że pierwszym ewangelistą był nie Mateusz, ale Marek, i to właśnie Mateusz kopiował od Marka swą Ewangelię (upraszczamy tu nieco zagadnienie, ponieważ zwolennicy tej teorii nie wierzą, że Marek i Mateusz są autorami tych Ewangelii). W rzeczywistości jednak teza, że Mateusz kopiował od Marka i rozwijał jego teksty ‒ jest arbitralnym wymysłem i nie ma żadnych dowodów na jej potwierdzenie. Teza ta opiera się na założeniu, że skoro Ewangelia Marka jest krótsza niż Ewangelia Mateusza, to ten drugi kopiował pierwszego i rozwijał jego przekaz. Dlaczego jednak nie założyć odwrotnie? Będzie to równie uprawnione założenie. Tym bardziej że w starożytności niejednokrotnie mieliśmy do czynienia ze skrótami różnych dzieł. Jednym z przykładów jest choćby epitoma dzieła historyka rzymskiego Pompejusza Trogusa (I w. przed Chr. ‒ I w. po Chr.) dokonana przez innego rzymskiego historyka ‒ Justynusa, żyjącego w III wieku po Chr. Streszczanie dzieł innych autorów było w starożytności powszechne, z księgami biblijnymi włącznie. Weźmy choćby wstęp do 2 Księgi Machabejskiej (2Mch 2,23‒31), gdzie znajdujemy typowo hellenistyczny opis procesu streszczania. Tak więc teoria źródeł, skierowana przeciw tradycyjnemu ujęciu procesu redakcji Ewangelii kanonicznych, może być potraktowana jedynie jako spekulatywna hipoteza. A mówiąc wprost i bez ogródek: jest to jedynie wymysł. Tak samo można potraktować inne ateistyczne wymysły tego typu i hipoteza dwóch źródeł jest tutaj tylko jednym z wielu przykładów. Dodajmy, że hipoteza dwóch źródeł zakłada istnienie tak zwanego źródła Q (niem. Quelle), którego nikt na oczy nie widział, i jest to hipoteza oparta jedynie na przesłankach, które można zinterpretować zupełnie inaczej, niż chcą zwolennicy tej hipotezy.

Charakter relacji spisanych w Ewangeliach, jak i w ogóle sam charakter kompozycyjny tych dzieł, wskazuje, że to, co w nich opisano, jest wiarygodne. Na samym początku zauważmy, że już nawet same Ewangelie i tradycja odnośnie do ich autorstwa nosi wszelkie znamiona autentyczności. Gdyby dzieła te miały być owocem spisku lub zmowy fałszerzy, ich autorstwo zostałoby najpewniej przypisane bezpośrednio świadkom Zmartwychwstałego czy samym uczniom Jezusa, jak miało to miejsce w przypadku wielu apokryfów (takich jak na przykład Ewangelia Piotra, Ewangelia Tomasza). Tak jednak nie jest, Ewangelie nie tylko nie uzurpują sobie prawa do takiego autorstwa, ale nawet sama tradycja im takiego autorstwa nie przypisuje. Wyjąwszy Ewangelię Mateusza i Jana, które same nie roszczą sobie pretensji do jakiegokolwiek autorstwa (dopiero tradycja przypisuje im autorstwo apostolskie), Ewangelię Marka i Łukasza przypisano ludziom, którzy nie byli bezpośrednimi świadkami Jezusa. Nigdy Go nawet nie widzieli. W dodatku opinia o nich wśród pierwszych chrześcijan była ‒ łagodnie mówiąc ‒ mało pochlebna. Na przykład Dzieje Apostolskie wspominają Marka jako tego, który odłączył się od apostołów i nie brał udziału w ich pracy, przez co święty Paweł nie chciał go nawet już więcej zabierać ze sobą. Było to przyczyną konfliktu między Barnabą a świętym Pawłem (Dz 15,37 i nast.).

Ateiści często zarzucają Ewangeliom, że ich teksty są wewnętrznie sprzeczne i zawierają błędy odnośnie do wielu danych historycznych, geograficznych, a także szczegółów biograficznych z życia Jezusa. Można by więc w tym momencie zapytać: jak to możliwe, skoro jest to ich zdaniem staranny spisek fałszerzy? Gdyby Ewangelie były dziełem ludzi chcących wprowadzić nas w błąd lub gdyby były inspirowane przez takich ludzi (bądź przez tych, którzy sami zostali wprowadzeni w błąd), to oczyszczono by je skrupulatnie z takich uchybień. Paradoksalnie, ten argument ateistów obraca się przeciwko ich własnym zarzutom. Nigdy nie są oni w stanie przekonująco wyjaśnić tej sprzeczności w swej argumentacji.

Jeszcze innym argumentem świadczącym na korzyść wiarygodności przekazu zawartego w Ewangeliach jest fakt, że teksty te nie kryją wad apostołów. Przeciwnie, na przykład Ewangelia Marka wspomina o tym, że Piotr zaparł się Jezusa (Mk 14,66), i w ogóle wyrzuca apostołom niewiarę (Mk 16,11‒14).

  1. b) Źródła niechrześcijańskie

Źródeł niechrześcijańskich, potwierdzających narodziny i gwałtowny rozwój chrześcijaństwa w I wieku, jest dużo i mało zarazem. Wszystko zależy, jak na to spojrzeć, ale im wszechstronniej analizujemy tę kwestię, tym bardziej szala przechyla się na korzyść tezy, że źródeł tych jest stosunkowo dużo. Należy jednak zaznaczyć, że większość źródeł z czasów starożytności się nie przechowała. Szacuje się nawet, że ocalało zaledwie około 2% dokumentów pisanych w tamtym czasie. Powodzie, trzęsienia ziemi, pożary, wojny, kataklizmy, kradzieże czy wszechobecna wilgoć i zwykły upływ bardzo długiego czasu spowodowały, że tekst spisany na tak nietrwałym materiale jak papirus, mogącym zachować się zaledwie kilkadziesiąt lat (pominąwszy sytuacje wyjątkowe), po prostu przestał istnieć niemal dwa tysiące lat temu, chyba że był przez setki lat skrupulatnie przepisywany przez kolejne pokolenia skrybów.

Większości tekstów, w których mogły przetrwać jakiekolwiek wzmianki o Jezusie i chrześcijaństwie, na przykład dokumenty urzędowe lub administracyjne, nie kopiowano, ponieważ nikt wtedy nie widział takiej potrzeby. Nawet te nieliczne dzieła pisarzy z I wieku, które przetrwały do dzisiaj, są niekompletne i fragmentaryczne. Na przykład w Rocznikach historyka Tacyta (ok. 55‒120 po Chr.) brakuje ksiąg z lat 29‒32 po Chr., czyli akurat z okresu publicznej działalności Jezusa. To niejedyna luka, gdyż w tym samym dziele księga szesnasta urywa się na 66 roku po Chr. Reszta dzieł z I wieku po Chr. zwyczajnie przepadła, zniszczona celowo przez uczestników tamtych wydarzeń. Cesarze Wespazjan (9-79po Chr.) i Hadrian (76-138 po Chr.) rozkazali zniszczyć wszystkie jerozolimskie archiwa. Natomiast archiwa rzymskie spłonęły w pożarach, które strawiły Kapitol w latach 69‒83 po Chr. Na marginesie można wspomnieć, że zniszczona została również Biblioteka Aleksandryjska, która była największym księgozbiorem świata starożytnego. Spalono i zniszczono także inne znane biblioteki starożytności, takie jak Biblioteka Królewska Bruchejonu i księgozbiory w Serapeum.

Warto dodać, że działalność Jezusa miała miejsce na peryferiach ówczesnego Imperium Rzymskiego i mimo że była burzliwa, to trwała stosunkowo krótko, bo zaledwie trzy lata. Dla ówczesnej historiografii pogańskiej to tylko ułamek sekundy, który został w większości przeoczony. Historycy pogańscy przeoczyli zresztą też inne ważne wydarzenia ich czasów. Weźmy choćby pożar Rzymu z I wieku po Chr. Spośród ówczesnych historyków o pożarze wspominał tylko historyk rzymski Pliniusz Starszy (ok. 23‒79 po Chr.), który pisał o nim niejako na marginesie. Inni historycy rzymscy i greccy, w tym Dion Chryzostom (ok. 40‒120 po Chr.), Plutarch (ok. 50‒125 po Chr.) oraz Epiktet (ok. 50‒130 po Chr.),  milczeli na ten temat. Nie podejmował też tego wątku Józef Flawiusz, historyk żydowski (ok. 37‒94), który sam przyznał się, że przemilczał wiele spraw. W Autobiografii (74,413) pisał na przykład, że pominął niektóre wydarzenia w Wojnie żydowskiej. I rzeczywiście Wojna żydowska nie zawiera pewnych wypadków relacjonowanych przez Dawne dzieje Izraela (również autorstwa Flawiusza), takich jak głód w czasach cesarza Klaudiusza (ok. 10 r. przed Chr., zm.  54 r. po Chr.), wspomniany również w Nowym Testamencie (Dz 11,28), czy nagła śmierć króla Heroda Agryppy (ok. 10 przed Chr. ‒ 44 po Chr.).

Po drugie trzeba również nadmienić, że ówczesna historiografia pogańska i żydowska poświęciły niewiele miejsca nie tylko Jezusowi, ale też wszystkim innym słynnym postaciom świata żydowskiego żyjącym w owym czasie. Można wymienić słynne żydowskie postacie z I wieku, które w ogóle nie były wspomniane przez Józefa Flawiusza, wielkiego historyka żydowskiego z czasów Jezusa. Należał do nich uczony żydowski Jochanan ben Zakaj (I w. po Chr.), przemilczany zresztą przez innych starożytnych historyków, takich jak Filon (ok. 10 przed Chr. ‒ 40 po Chr.), Tacyt, Swetoniusz (ok 69‒130 po Chr.), Kasjusz Dion (ok. 164‒235 po Chr.) i nie tylko. Inne przemilczane przez Flawiusza słynne postacie świata żydowskiego jego czasów to Hanina ben Dosa, Abba Hilkiah, Nakdimon ben Gurion.

Najstarsi autorzy niechrześcijańscy, którzy wspominali o Jezusie Chrystusie lub rodzącym się chrześcijaństwie, to: Józef Flawiusz, Tacyt, Swetoniusz, pisarz rzymski Pliniusz Młodszy (ok. 61‒113 po Chr.), syryjski filozof stoicki Mara bar Serapion (napisał list w latach siedemdziesiątych I w. po Chr.), rzymski retor i sofista Lukian z Samosat (ok. 120‒190 po Chr.), rzymski lekarz Galen z Pergamonu (ok. 120‒200 po Chr.) oraz rzymski retor i pisarz Marek Korneliusz Fronton (II w. po Chr.), czytamy na ten temat też w Talmudzie Babilońskim. Większość opracowań omawia szczegółowo te wszystkie świadectwa, co pomijamy w niniejszym opracowaniu, ponieważ nie będzie to tutaj akurat potrzebne. Zainteresowani bez trudu znajdą omówienia świadectw niechrześcijańskich w sieci lub w literaturze. W niniejszym podpunkcie skupiamy się na samej esencji tego zagadnienia, warto jednak wspomnieć, że ze wszystkich przekazów o Jezusie i rodzącym się chrześcijaństwie najbardziej interesujące jest świadectwo Józefa Flawiusza. Jest ono wyjątkowo interesujące z kilku powodów. Po pierwsze jako jedyne pochodzi z I wieku po Chr. Co prawda Mara bar Serapion też pisał w I wieku po Chr. (jak wspomniałem, około roku 70), ale nie wymienił Jezusa i chrześcijan bezpośrednio z imienia. Po drugie, Flawiusz zawarł wiele szczegółów niezwykle istotnych z punktu widzenia zasadności wiary chrześcijańskiej, o której jest mowa na samym początku niniejszego tekstu. Przytoczmy całe świadectwo Flawiusza:

„W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Żydów jako też pogan. On to był Chrystusem. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów, Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy. I odtąd, aż po dzień dzisiejszy, istnieje społeczność chrześcijan, którzy od niego otrzymali tę nazwę” (Józef Flawiusz, Dawne dzieje Izraela, 18, III, 3).

Niniejsze świadectwo Flawiusza, tak zwane Testimonium Flavianum, jest niezwykle doniosłe, ponieważ już w I wieku niezależnie od źródeł chrześcijańskich zaświadczał on wiarę wśród chrześcijan w to, że Jezus zmartwychwstał trzeciego dnia. Świadectwo Flawiusza jest z tego powodu oczywiście bardzo nie na rękę ateistom i bywa zajadle atakowane. Główny zarzut stanowi spostrzeżenie, że Flawiusz jako ortodoksyjny Żyd nie mógłby napisać o Jezusie: „On był Chrystusem”. Takie zdanie miałoby czynić z Flawiusza chrześcijanina. Nie jest to jednak prawda. Napisanie przez Flawiusza o Jezusie „chrystus” (ho christos – dosłownie „pomazaniec”) wcale nie musi oznaczać, że Flawiusz uważał Go za tego jedynego Mesjasza. W Septuagincie (grecki przekład Starego Testamentu z II wieku przed Chr.) termin „pomazaniec” został użyty wobec wielu ludzi (por. 1Sm 16,6; 1Krn 16,22; Ps 105,15; Za 4,14), a nawet wobec pogańskiego króla Cyrusa (por. Iz 45,1). Także w czasach Jezusa pojęcie „mesjasz” miało bardzo ogólny i wieloznaczny sens. Czasem oznaczało po prostu rewolucjonistów. Dla rabina Akiby (ok. 50‒135 po Chr.) mesjaszem był choćby Bar Kochba (zm. 135 po Chr.), dowódca wojsk, wódz powstańców żydowskich, którzy wystąpili przeciw uciskających ich Rzymianom. A zatem i Flawiusz jak najbardziej mógł nazwać Jezusa „mesjaszem” w tym właśnie sensie, że uważał Go za rewolucjonistę, kogoś, kto pociągnął za sobą ludzi, zjednywał ich dla swej idei. Podobnie jak wspomniany Bar Kochba. Flawiusz używał zresztą pojęcia „mesjasz” odnośnie do Jezusa w czasie przeszłym: „On był Chrystusem” (tak też jest w tekście greckim). Nie uważa więc już Jezusa za mesjasza i dla Flawiusza taki pogląd jest sprawą przeszłości. Powyższy zarzut krytyków związany ze zdaniem „On był Chrystusem” jest więc nietrafiony.

Sprzeciw wobec Testimonium Flavianum nie dotyczy jedynie zdania: „On był Chrystusem”. Zastrzeżenia są wysuwane również wobec zdania: „Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy”. Według krytyków Flawiusz nie mógłby tego napisać, bo znowu brzmi to jak chrześcijańskie wyznanie wiary. Również ten zarzut jest bardzo słaby i nieprzemyślany. Cała fraza zaczynająca się od słów: „ukazał im się trzeciego dnia” mogła zostać napisana przez Flawiusza, nie zawiera bowiem nic, co angażowałoby jego osobiste przekonanie. Historyk żydowski, opisując objawienie się Jezusa, użył czasownika ephane, co odnosi się do doświadczeń uczniów Jezusa, ich osobistych przeżyć bądź przekonań, z których Flawiusz jedynie zdaje relację (a nie przyjmuje je). Chrześcijańska zawartość nie oznacza wcale, że autor był chrześcijaninem. Pisarz mógł jedynie referować, w co wierzą chrześcijanie. Można przytoczyć wiele argumentów za tym, że nawet świadomość zmartwychwstania Jezusa i dokonywanych przez Niego cudów nie pociąga za sobą aktu wiary chrześcijańskiej: arcykapłan i zwierzchnicy świątyni jerozolimskiej wiedzieli zarówno o tym, że Jezus wskrzesił Łazarza, jak i że sam zmartwychwstał, pomimo to starali się Go zabić, a gdy już się to udało, nakłaniali żołnierzy, aby rozpowszechniali fałszywe pogłoski o wykradzeniu ciała (por. J 11,53; Mt 28,11‒15). Poświadcza to Nowy Testament, w którym czytamy: „choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą” (Łk 16,31); „lecz także złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2,19). Również dziś zdarza się wiele cudów ‒ są one badane przez agnostyków (na przykład lekarzy), a mimo to nie powodują ich nawrócenia. Setnik rzymski pod krzyżem przyznał, że Jezus jest Synem Bożym, ale nie mamy żadnych dowodów na to, że był to akt nawrócenia. Wziąwszy to pod uwagę, śmiało można twierdzić, że Józef Flawiusz napisał zdanie „Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy”.

Trzecim najbardziej znanym zarzutem przeciw Testimonium Flavianum jest argument odwołujący się do wczesnochrześcijańskiego pisarza Orygenesa (ok. 185‒254 po Chr.), który choć wyraźnie dawał do zrozumienia, że zna dzieło Flawiusza zawierające Testimonium, to mimo to zarzucał mu jednocześnie aż dwa razy, iż ten nie wierzył w mesjańską godność Jezusa (Orygenes, Przeciw Celsusowi, I,47). Orygenes żył na przełomie II i III wieku po Chr. i to, co pisał, wydaje się dziwne, skoro tekst Testimonium zachowany u żyjącego około 100 lat później Euzebiusza z Cezarei zawiera już wyznanie Flawiusza o mesjanizmie Jezusa (Euzebiusz, Historia Kościelna, I, 11, 7). Z tego zdaje się wynikać, że Orygenes nie znał wersji Testimonium ze zdaniem „On  był Chrystusem”, a którą znał Euzebiusz. Nasuwa to ponownie przypuszczenie, że fraza ta została dopisana do tekstu Flawiusza przez kopistę i zarazem apologetę chrześcijańskiego, który żył w czasach pomiędzy Orygenesem i Euzebiuszem. Niemniej i tu znów możemy dociekać, czy niewiedza Orygenesa jest wiarygodnym świadectwem. Czy na pewno znał on wszystko to, co Flawiusz napisał o Jezusie? A może przeoczył coś? Wiemy, że Orygenes pomijał pewne rzeczy. W tym samym dziele, w którym zarzucał Flawiuszowi, że ten nie wierzy w mejanizm Jezusa, twierdził zarazem: „w Ewangeliach przyjętych przez Kościół nigdzie nie ma mowy o tym, że Jezus był cieślą” (Orygenes, Przeciw Celsusowi, VI, 36). Jest to jednak nieprawda, bowiem czytamy o tym u Marka Ewangelisty (6,3). Jeśli Orygenes przeoczył Mk 6,3, to mógł też przeoczyć zdanie: „On – był Chrystusem” napisane przez Flawiusza. Są też głosy, że Orygenesowi pomylił się zwój Flawiusza ze zwojem Hegezypa, ponieważ to, co referuje Orygenes na temat śmierci Jakuba i zniszczenia Jerozolimy, bardziej przypomina poglądy Hegezypa niż Flawiusza. Skoro więc Orygenesowi myliło się aż tyle rzeczy, to jego krytyczne uwagi ‒ wykorzystywane przez przeciwników Testimonium Flavianum tracą rację bytu. A zatem również i ta argumentacja przytaczana przeciwko świadectwu Flawiusza o Jezusie jest chybiona.

Większość krytyków uważa świadectwo Flawiusza o Jezusie za autentyczne, nawet jeśli pewne fragmenty są ich zdaniem dopisane przez chrześcijańskiego kopistę. Inne świadectwa niechrześcijańskie o Jezusie i początkach chrześcijaństwa, o których wspominaliśmy, nie mają już takiego znaczenia jak świadectwo Flawiusza. Świadectwa te są późniejsze i pochodzą z okresu, w którym chrześcijaństwo było na tyle rozpowszechnione, że autorzy pogańscy mogli czerpać swą wiedzę o Jezusie i chrześcijanach z drugiej ręki. Nie mają one więc już tak doniosłej rangi jak świadectwo Flawiusza, co wcale nie wyklucza tego, że autorzy ci czerpali wiedzę o Jezusie z dokumentów urzędowych Cesarstwa Rzymskiego (tak domniemuje się choćby w przypadku Tacyta). Warto też dodać, że sam Józef Flawiusz poza swym Testimonium Flavianum pisał o Jezusie również w innym miejscu, w którym wspominał o Jakubie, bracie „Jezusa, zwanego Chrystusem” (Józef Flawiusz, Dawne dzieje Izraela, XX, 9, 1).

Wczesne świadectwa historyczne o Jezusie i genezie rodzącego się chrześcijaństwa są więc dość solidne. Jawi się to nam zwłaszcza na tle innych postaci historycznych tego okresu. Weźmy choćby Ptolemeusza, jednego z najsłynniejszych astronomów starożytności, który żył 100 lat po Jezusie. Według Theodora Meliteniotesa, żyjącego 1000 lat później bizantyjskiego astronoma, Ptolemeusz miał się urodzić w Ptolemais Hermiou w Tebaidzie w Górnym Egipcie, jednak brak na to jakichkolwiek dowodów. Ptolemeusz jest autorem napisanej po grecku Mathematike Syntaxis, znanej bardziej jako Almagest, traktatu w trzynastu księgach, zawierającego kompendium wiedzy astronomicznej tego okresu oraz matematyczny wykład teorii geocentrycznej. Klaudiusz Ptolemeusz nie był wspomniany przez żadnego ze współczesnych sobie autorów, pomimo że jego poglądy na kilkanaście kolejnych stuleci ugruntowały geocentryczną wizję budowy Wszechświata, którą ostatecznie zakwestionował dopiero Mikołaj Kopernik. Nie lepiej było z innymi wielkimi uczonymi starożytności. Pierwsze obszerniejsze wzmianki o życiu choćby Pitagorasa (ok. 572‒497 przed Chr.), słynnego matematyka, mamy dopiero 800 lat po jego śmierci, a pierwsze wzmianki o istnieniu Euklidesa (ok. 365‒270 przed Chr.), innego słynnego matematyka ‒ dopiero 700 lat po jego śmierci.

Jeśli natomiast chodzi o inne słynne postacie religijne starożytności, to też nie mogą one rywalizować z Jezusem pod względem wiarygodności dokumentów historycznych relacjonujących ich życie i dzieła. Przyjrzyjmy się choćby Buddzie (ok. 563‒483 przed Chr.) i Mahometowi (zm. 632 po Chr.) pod tym względem. Nawet najstarsze części buddyjskich kanonów świętych pism, które zawierały nauki Buddy i zachowały się do dziś, były w najlepszym wypadku redagowane dopiero minimum 100 lat po jego śmierci. Bardziej trzeźwe i współczesne spojrzenia na ten problem ujawniają nam, że tak naprawdę najstarsze przekazy na temat życia i nauk Buddy pochodzą dopiero z okresu kilka wieków po jego śmierci. Istnienie takich przekazów zostało poświadczone dopiero pięć wieków od tegoż wydarzenia.

Jeśli zaś chodzi o Mahometa, to obszerniejsze biografie na jego temat pojawiają się dopiero ponad 100 lat po jego śmierci. Pierwsza biografia Mahometa została napisana przez Ibn Ishaka, historyka arabskiego, zmarłego 135 lat po śmierci twórcy islamu. W pracy tej fakty mieszają się z legendami. W dodatku dziś posiadamy tylko jej zmieniony wyciąg, który zachował się w dziele biografa Ibn Hiszama, zmarłego w 833 roku po Chr, czyli prawie 200 lat po śmierci Mahometa. Inni najwcześniejsi biografowie Mahometa pisali dopiero około 170 lat po jego śmierci ‒ Al Wakidi (zm. 823 po Chr.) i Ibn Sa’d (zm. 845 po Chr.).

Biografie Jezusa, zwane Ewangeliami, wypadają na tym tle o niebo lepiej. Nawet wedle racjonalistycznych krytyków najstarsza Ewangelia kanoniczna powstała już zaledwie w niecałe 40 lat po śmierci Jezusa. To samo tyczy się najstarszych listów świętego Pawła, zawartych w Nowym Testamencie, które powstały niecałe 20 lat po Jezusie (1 List do Tesaloniczan). Nawet okres 40 lat to bardzo niewiele od czasu opisywanych wydarzeń związanych z życiem Jezusa, wziąwszy pod uwagę fakt, że na przykład dziś z okazji corocznych obchodów Powstania Warszawskiego, które wydarzyło się ponad 70 lat temu (a więc jest to dłuższy przedział czasowy), możemy z powodzeniem wysłuchiwać bardzo szczegółowych wspomnień powstańców, którzy są w stanie relacjonować tamte wydarzenia niemal minuta po minucie. Sytuacja wygląda tak, jakbyśmy dziś musieli spisać jakieś wydarzenia z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Nie nastręczyłoby to nam żadnych problemów, bez trudu znaleźlibyśmy wiarygodnych świadków tamtych wydarzeń.

2) Zmartwychwstanie Jezusa

Przechodzimy teraz do sedna rozważań z punktu widzenia przesłania niniejszego tekstu. Najbardziej przekonującym świadectwem wiarygodności Ewangelii jest sposób, w jaki przedstawiono w nich zmartwychwstanie Jezusa. W tym wypadku relacje ewangeliczne dają silne wsparcie na rzecz tezy, że zmartwychwstanie rzeczywiście nastąpiło, co stawia uprawomocnienie chrześcijaństwa wyżej niż na przykład uprawomocnienie islamu. Dodatkowo sposób opisu tego zdarzenia jeszcze bardziej uwiarygodnia same Ewangelie. Na przykład Pismo powołuje się na świadectwo kobiet jako tych, które pierwsze spotkały Zmartwychwstałego (por. Łk 24,1 i nast.). A przecież w starożytnym judaizmie świadectwo kobiet było bez żadnego znaczenia. Jak pisał Flawiusz, „Od kobiet nie wolno przyjmować żadnych zeznań, ze względu na lekkomyślność ich płci” (Dawne dzieje Izraela, IV, 15). Apostołowie rzeczywiście nie przyjęli ich świadectwa (Łk 24,11). W dodatku wszyscy czterej ewangeliści w kwestii zmartwychwstania Jezusa opierają się na świadectwie Marii Magdaleny, z której Jezus wyrzucił siedem złych duchów (Łk 8,2). Powoływanie się na przekaz tak mizerny w starożytnym judaizmie, jakim było świadectwo kobiet, paradoksalnie uwiarygodnia relację ewangeliczną i czyni ją bezstronnym opisem zdarzeń, a nie „tendencyjną apologią”, jak często przedstawiają ją ateiści w krzywym zwierciadle swego ideologicznie uprzedzonego rozumowania.

Sam fakt ukrzyżowania Jezusa dla każdego wierzącego Żyda epoki starożytnej oznaczał przekleństwo w oczach Boga (por. Pwt 21,22‒23). Uczniowie Jezusa zaczęli wątpić w to, że jest On Mesjaszem. Ich oczekiwania były inne, spodziewali się, że wybawi Izrael (Łk 24,21). Piotr zaparł się Go (Mt 26,69 i nast.). Nie uwierzyli w Niego nawet wtedy, gdy widzieli Go po zmartwychwstaniu, myśląc, że zobaczyli ducha (Łk 24,37‒39; por. też słynne niedowiarstwo Tomasza: J 20,25 i nast.). Mimo to z jakiegoś powodu apostołowie na powrót uwierzyli w Jezusa jako Mesjasza i wbrew ówczesnym przekonaniom rozgłaszali tę wieść, reprezentując zupełnie odwrotną niż inni postawę. Mało tego, ginęli za wiarę. Na przykład Piotr i Paweł ponieśli śmierć męczeńską, o czym zaświadczył już Klemens Rzymski w I wieku (List do Kościoła w Koryncie, V, 4-7), czwarty papież, w latach 91‒101 po Chr. Jakub, który wcześniej był niedowiarkiem (J 7,5), po zmartwychwstaniu Jezusa (Jakub był wśród tych, którzy zobaczyli zmartwychwstałego Pana; 1Kor 15,7) stanął na czele Kościoła w Jerozolimie i zginął śmiercią męczeńską za wiarę w Chrystusa. Nawet jeśli niektórzy z apostołów nie zginęli za wiarę (na przykład święty Jan), to bycie chrześcijaninem w świecie tak wrogim chrześcijaństwu wymagało ogromnej odwagi. Jednocześnie ‒ z punktu widzenia myślenia świeckiego ‒ zysk był z tego niewielki. Mimo to apostołowie Jezusa wierzyli i za wiarę oddawali nawet życie. Taką gigantyczną psychologiczną przemianę, niejako wbrew świadectwu Pisma (tzn. wbrew Pwt 21,22‒23), mogło spowodować tylko zmartwychwstanie Jezusa. To znów uwiarygodnia relację ewangeliczną jako bezstronny opis zdarzeń. Nie ma tu żadnego wygładzania, preparowania opisu, tak aby nie raził współczesnego odbiorcy żydowskiego. Jaki miałby być lepszy argument za zmartwychwstaniem Jezusa, jeśli właśnie nie męczeństwo świadków Zmartwychwstałego? Nawet jeżeli nie ma stuprocentowej pewności co do tego wydarzenia, to i tak jest to świetna przesłanka. Każde inne argumentowanie śmierci apostołów niż spotkanie Zmartwychwstałego czyni tę opowieść niespójną. Są ateiści, którzy mówią, że uczniowie Jezusa mieli zbiorowe halucynacje. Ale nie istnieją zbiorowe halucynacje o tej samej treści, a przynajmniej nic takiego nie jest nam znane.

Niektórzy ateiści próbują jednak podważać argument, że apostołowie szli na śmierć, ponieważ spotkali Zmartwychwstałego. Deprecjonują wydarzenie, którym było spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem. Twierdzą, że można umrzeć za samą wiarę w coś, i podają przykład współczesnych nam muzułmańskich terrorystów samobójców. Jest to aluzja do empirycznego doświadczania przez apostołów ich spotkań ze Zmartwychwstałym. Innymi słowy, apostołowie mieliby umrzeć niekoniecznie pod wpływem doświadczeń, jakimi były spotkania ze Zmartwychwstałym, ale z powodu już tylko samej swej wiary w możliwość takich doświadczeń. Jednak taka argumentacja to nieuprawniona fałszywa analogia, a poza tym wedle świadectwa Pisma apostołowie nie umarliby właśnie za sama wiarę w to, że Jezus zmartwychwstał, jak ukazałem w poprzednim akapicie. Porównywanie w tym miejscu apostołów z muzułmańskimi terrorystami samobójcami jest niewłaściwe, ponieważ ci drudzy, w przeciwieństwie do pierwszych, potrzebowali tylko wiary, aby umrzeć, zaś apostołowie, jak ukazuje ich sceptyczny charakter, potrzebowali do tego czegoś zupełnie przeciwnego: empirycznego potwierdzenia swej nadziei, osadzonej w żywym Zmartwychwstałym. Uczniowie wiedzieli, że Pan Jezus zmartwychwstał. Wiara w to ich nie interesowała. Ateistyczne porównywanie ich postawy do umierania za wiarę (na przykład muzułmanów) jest więc tym bardziej fałszywą analogią.

Jako ukoronowanie wiarygodności ewangelicznej relacji o zmartwychwstaniu niech posłuży nam uwaga świętego Pawła o 500 braciach, którzy widzieli Zmartwychwstałego (1Kor 15,6). Paweł powołuje się na nich jako tych, spośród których liczni jeszcze żyją i mogą poświadczyć ten fakt. Gdyby Paweł zmyślał, ta jedna uwaga wystarczyłaby, aby pogrzebać raz na zawsze jego wiarygodność. Ówcześni stronnicy judaizmu mogliby przecież wykazać, że tacy świadkowie nie istnieją. Mogliby też wskazać na zwłoki Jezusa, które wystawiliby na przykład na widok publiczny w Jerozolimie. A jednak nie. Wielkanocny grób był pusty (gdyby nie był pusty, bez wątpienia ujawniono by to i nie byłoby dziś chrześcijaństwa), Jezus zmartwychwstał i mogło poświadczyć to wielu.

Sam pusty grób nie jest oczywiście dowodem na to, że Jezus zmartwychwstał, niemniej jednak stanowi kolejną silną przesłankę na rzecz tezy o zmartwychwstaniu. W połączeniu z wyżej wspomnianymi argumentami przesłanka ta zyskuje dodatkową moc. W tym miejscu odwołam się do spostrzeżeń dwóch autorów. Znany historyk Michael Grant (1914‒2004), który pomimo że był osobą niewierzącą, zdobył się jednak na taki oto ciekawy głos:

„Jeśli zastosujemy te same kryteria, które stosujemy wobec innych starożytnych źródeł pisanych, musimy przyjąć, że istnieją silne i przekonywujące dowody skłaniające do wniosku, że grób ten faktycznie znaleziono pustym” (Michael Grant, Jesus: An Historian’s Review of the Gospels, New York 1977, s. 176, tłumaczenie własne).

Z kolei Gary Habermas przejrzał 1400 prac na temat Jezusa, wydanych między 1975 a 2001 rokiem, i stwierdził, że 75% z badaczy uznało historyczność pustego grobu Jezusa Chrystusa (por. Gary Habermas, Michael Licona, The Case for the Resurrection of Jesus, Grand Rapids 2004, s. 60, 69‒70). Niektórzy co prawda próbują tu kontrargumentować „z ciszy”, czyli niepoprawnie logicznie, że święty Paweł w swych listach nic nie wspomina o pustym grobie. Taki kontrargument ex silentio jest jednak bardzo marny, ponieważ święty Paweł mógł mieć mnóstwo powodów, aby nie pisać o pustym grobie. Przede wszystkim informacja ta była już powszechnie znana i zaakceptowana przez chrześcijan, którzy wieść o pustym grobie znali z tradycji ewangelicznej. O pustym grobie zgodnie wspominają wszystkie cztery Ewangelie. Nie było więc potrzeby, aby święty Paweł od nowa o tym chrześcijanom pisał. Ponadto wspomniany argument „z ciszy” można bardzo łatwo odeprzeć i zneutralizować za pomocą jednego prostego przykładu. Zauważmy, że Nicejskie wyznanie wiary z 325 roku też nic nie wspomina o pustym grobie Jezusa, z czego w żaden sposób nie wynika, że tradycja pustego grobu nie była znana chrześcijanom w tym czasie i twórcom tego credo.

***

W powyższej rozprawce przedstawiłem swój pogląd na to, jak powinna wyglądać metodologia apologetyki teistycznej z punktu widzenia chrześcijańskiego. Opisałem, jakie są główne przesłanki przemawiające za zasadnością wiary chrześcijańskiej, i wskazałem na argumenty broniące wiarygodności źródeł, na których opiera się chrześcijaństwo. Sądzę, że tak rozumiana apologetyka chrześcijańska może być z powodzeniem stosowana obok innych szkół apologetyki teistycznej.

Jan Lewandowski