Jak nie polemizować z ateistą?

Jan Lewandowski

Wiele poradników odnoszących się do sposobu dyskutowania z różnymi grupami religijnymi lub światopoglądowymi koncentruje się przede wszystkim na tym jak dyskutować. Tymczasem, w moim odczuciu równie ważne jest skoncentrowanie się na tym jak nie dyskutować z daną grupą religijną lub światopoglądową. Temu zagadnieniu poświęcam niniejszy tekst. Na wstępie chciałbym też zaznaczyć, że niniejszy tekst jest napisany w duchu apologetyki presupozycyjnej, którą uważam obecnie za jedną z najlepszych propozycji uprawiania apologetyki. Apologetyka presupozycyjna to taka dziedzina wiedzy, która zajmuje się przede wszystkim krytyczną analizą założeń startowych ateisty. Od tych właśnie założeń bardzo często zależą dalsze wnioski ateisty, nie tylko te końcowe. Niniejszy tekst nie jest jednak wykładem apologetyki presupozycyjnej i zainteresowanych tym zagadnieniem odsyłam do mojego bliźniaczego tekstu pt. Jak dyskutować z ateistą. Pragnę również nadmienić, że w przeciwieństwie do niektórych apologetów presupozycyjnych nie uważam, że apologetyka presupozycyjna jest jedyną sensowną propozycją uprawiania apologetyki w ogóle. Jestem raczej za tym aby łączyć i wykorzystywać wszystko co najlepsze z różnych stylów apologetycznych.

 

Ateiści często nie godzą się z tym, że mają jakiś światopogląd. Wmawiają wszystkim, że brak wiary w Boga nie jest światopoglądem. To po prostu brak czegoś. Brak zamiłowania do gry w brydża nie oznacza jakiegokolwiek przekonania w kwestii brydża. Takie stawianie sprawy jest pewnym uproszczeniem, a wręcz zafałszowaniem zagadnienia. Mamy tu do czynienia z błędem fałszywej analogii ponieważ duża część ateistów jest jawnymi antyteistami, podczas gdy nie znam jawnych antybrydżystów, zwalczających aktywnie ten rodzaj sportu. Brak zamiłowania do gry w brydża można zresztą uznać już za jakieś przekonanie na temat brydża więc powyższa analogia tym bardziej nie jest poprawna. Ponadto antyteistyczne poglądy ateistów często pociągają za sobą twierdzenia afirmatywne i deklaracje o jawnie stanowczym charakterze. Nieprawdą jest więc stwierdzenie, że światopogląd ateistyczny jest jedynie niewinnym brakiem poglądów. Gdyby tak było to ateiści nie podejmowaliby dyskusji w temacie istnienia Boga. A wiemy, że tak nie jest i ateiści bardzo często zapewniają wszystkich o prawdziwości swego negowania istnienia Boga. A wręcz niejednokrotnie przekonują, że ich antyteistyczne poglądy są motywowane naukowo. Trudno te wszystkie przekonania uznać za brak poglądów.

 

Na tym tle dochodzi bardzo często również do sporów etymologicznych. Niektórzy ateiści upierają się, że przedrostek „a” w słowie „ateizm” nie ma charakteru opozycyjnego ale neutralny. Ateizm nie jest antyteizmem ale oznacza brak teizmu. Jednak z etymologicznego punktu widzenia takie upieranie się również nie jest poprawne. Najwyraźniej, litera „a” na początku słowa „ateizm” stanowi jawne przeczenie, opozycję, a nie postawę neutralną. Tak jak „amoralny” najczęściej odczytuje się jako niemoralny, zdemoralizowany, zły. Podobnie „anhedonia” nie jest stanem obojętnej (czyli ani pozytywnej, ani negatywnej) reakcji emocjonalnej, lecz ewidentnie jest to stan depresyjny, brak zdolności do przeżywania przyjemności, a nie tylko jakaś neutralna postawa. Tak to jest w języku ogólnie, nie ma więc istotnych powodów, aby dla słówka „ateizm” robić wyjątek. Z punktu widzenia etymologicznego powinniśmy więc termin „ateizm” odczytywać opozycyjnie, w znaczeniu antyteizmu, a nie neutralnie, czyli w znaczeniu braku teizmu.

 

Przejdźmy teraz do pewnych zasad w kwestii dyskusji z ateistą, o których wspomniałem na początku. A raczej o zasadach odnoszących się do tego jak nie dyskutować. Zasady te pogrupuję w punkty.

 

1) Nie odpuszczaj w kwestii żądania uzasadnień kryteriów poznawczych ateisty.

 

Jest to zasada podstawowa. Wiele polemik światopoglądowych między teistami i ateistami wcześniej czy później ląduje na bezdrożach pustosłowia. Należy tego unikać. Bezwzględnie trzymaj się tematu i atakuj. Możesz wybrać sobie jakiś ulubiony kontrargument lub dylemat, z którego ateista już się nie wyplącze. Może być tych dylematów nawet kilka (nie zalecałbym jednak przeładowania dyskusji nadmiarem zagadnień bo potem łatwo się pogubić). Cokolwiek by się jednak w dyspucie nie zdarzyło musisz wciąż trzymać się linii ataku, który obrałeś. Nie pozwól zepchnąć się do narożnika. Ateista będzie póbował wymusić na tobie udowadnianie czegoś (z reguły istnienie Boga). Ale dlaczego to ty nie możesz zażądać od ateisty udowadniania czegoś? Żadna ze stron nie jest tu wyróżniona. Ateista będzie upierał się, że to ty masz udowadniać swe poglądy ponieważ ty wysuwasz twierdzenia pozytywne. Jest to jednak nieprawda. On również wysuwa twierdzenia pozytywne przeciw twoim poglądom i też powinien je udowadniać, zgodnie ze swoim własnym żądaniem. Zawsze możesz też zapytać ateisty jaki ma dowód na to, że to właśnie ty musisz coś udowadniać. Przecież twierdzenie, że to właśnie ty musisz coś udowadniać samo w sobie również jest twierdzeniem pozytywnym i jak najbardziej można zapytać o to jaki jest dowód na to twierdzenie. Nie znam ateisty, który wskazałby tu jakiś dowód. Teza onus probandi („dowód ciąży na tym, kto wysuwa jakieś twierdzenie pozytywne”) może pozostać wyłącznie arbitralną deklaracją. Nie ma na nią dowodu.

 

2) To ty masz atakować jego poglądy od początku do końca. Inaczej on zaatakuje twoje.

 

Ten punkt jest rozwinięciem punktu poprzedniego. Uważam go za bardzo istotny. Nie powinieneś odpuszczać i musisz kłaść nacisk na uzasadnienie stanowiska ateisty. Ateista jest przyzwyczajony do tego, że to on jest od atakowania teisty, a nie odwrotnie. Istnieje w apologetyce taki nurt, który określa się jako apologetyka presupozycyjna. Apologeci presupozycyjni uważają, że ateista nie jest w stanie wykazać wartości logicznej w przypadku jakiegokolwiek zadeklarowanego przez siebie zdania. Innymi słowy – nie jest on w stanie wykazać poprawności jakiegokolwiek swojego poglądu. Na tym powinieneś się skoncentrować. Niestety, większość monitorowanych przeze mnie aktywnych apologetów teistycznych daje się zepchnąć do narożnika. Nawet jeśli rozpoczynają oni od ofensywy to i tak kończą w defensywie i tłumaczeniu się przed ateistą. Absolutnie nie można do tego dopuścić. Jeśli do tego dopuściłeś – przegrałeś. To ateista ma tłumaczyć się przed tobą, a nie ty przed nim.

 

3) Nie pozwól zepchnąć dyskusji na boczne tory.

 

Też już o tym wspomniałem wcześniej ale tutaj wypadałoby to nieco rozwinąć. Zdaję sobie sprawę z tego, że ciężko jest utrzymać dyscyplinę w dyskusji. Wiele osób ma tak rozbiegane umysły, że w ich przypadku wręcz nierealne jest trzymanie się jakiejś jednej ścieżki rozumowania w trakcie polemiki lub jakiejkolwiek innej wymiany zdań. Musisz jednak skupić się na meritum. Być może spotkasz dyskutanta na tyle rozbieganego myślowo, że nie będzie ci on w stanie zaszkodzić. Jednak niektórzy sofiści stosują taktykę skakania po tematach celowo aby rozbełtać dyskusję na zagadnienia poboczne. Taka strategia ma nawet swoją określoną nazwę – metoda czerwonego śledzia (ang. red herring). Unikaj tego i nie daj się wykoleić w dyskusji wraz ze swoją argumentacją. Twoja argumentacja jest orężem w dyskusji. Jeśli dasz sobie wytrącić oręż ze swoich rąk to przegrałeś.

 

4) Nie uciekaj z dyskusji – jeśli nie masz czasu dyskutować to nie zaczynaj rozmowy.

 

To też jest dość ważne. Zauważyłem, że wielu apologetów teistycznych przystępuje do dyskusji i szybko rezygnuje. Jedni odpuszczają dyskusję i znikają bez słowa, a inni czynią coś wręcz jeszcze gorszego: zaczynają tłumaczyć się czemu zaraz zakończą dyskusję. Uważam to za fatalny błąd. Bez względu na to ile i jak byś nie tłumaczył tego czemu zakończyłeś dyskusję – i tak przegrałeś. Z psychologicznego punktu widzenia to właśnie ostatni wygrywa i ma zawsze rację. Do niego należy najważniejszy głos i prawo do wypowiedzenia dowolnej opinii na twój temat lub na temat zagadnienia dyskusji. To zawsze ostatni podsumowuje dyskusję i robi to najczęściej na swoją korzyść i na twoją niekorzyść. Pamiętaj, że twoje zmagania obserwują inni i to jak sobie radzisz wpływa na ich morale. Tak więc jeśli nie masz siły dyskutować – nie dyskutuj i nie rozpoczynaj dyskusji. Nawet jeśli masz rację to jeśli do ateisty będzie należało ostatnie słowo to może on tak podsumować dyskusję (i najprawdopodobniej to właśnie zrobi), że wyjdziesz na przegranego i tak właśnie zostaniesz sportretowany.

 

5) Nie szukaj konsensusu z ateistą i wspólnych płaszczyzn. Nie masz z nim wspólnych płaszczyzn.

 

Wielu apologetów teistycznych podchodzi do dyskusji błędnie i mniema, że celem polemiki z ateistą jest uzgodnienie wspólnych stanowisk. Takie mniemanie jest nonsensem. Ateista jest agresorem i nie interesuje go poszukiwanie konsensusu w dyskusji z tobą. Jego jedynym celem jest atakowanie twoich poglądów i próba przekonywania innych, że obnażył bezzasadność tych poglądów oraz twoją głupotę. Jeśli zaś twoim celem jest poszukiwanie konsensusu z ateistą to po prostu znalazłeś się w złym miejscu i czasie, nie rozumiejąc po co jest ta dyskusja. Skoro ateista ma na celu jedynie atakowanie twoich poglądów, obnażanie ich bezzasadności (w jego mniemaniu), to musisz robić to samo w stosunku do jego poglądów. Na tej wojnie nikt nie bierze jeńców.

 

Spotkałem się co prawda z ateistami, którzy po przyciśnięciu do muru zaczynali szukać jakiejś wspólnej płaszczyzny w dyskusji z teistą i twierdzili, że pewien obszar w dyskusji jest wspólny obu stronom. Zarówno teiści i ateiści wierzą na przykład w realność świata zewnętrznego (tak, nawet o to spierają się czasem ateiści z teistami). Nie powinno to jednak mieć dla ciebie większego znaczenia. Nawet w kwestii tego czy świat zewnętrzny istnieje realnie będą jakieś rozbieżności między teistą i ateistą. Dla ateisty istnieje tylko świat fizyczny, a dla teisty istnieje świat fizyczny i coś więcej. Wynika to z tego, że teista jest nadnaturalistą, zaś ateista jest naturalistą. Poza tym wielu apologetów presupozycyjnych wskazuje na to, że ateista pozbawiając się Boga w swoim światopoglądzie nie jest w stanie zasadnie przyjąć nawet tego, że w ogóle istnieje jakiś świat zewnętrzny poza jego umysłem. Koncepcja stworzenia świata fizycznego przez Boga jest wnioskiem teologicznym, podczas gdy ateista odrzuca wnioski teologii. Jak widać, nie istnieje możliwość uzgodnienia stanowisk również i w takiej, z pozoru banalnej kwestii, jak zagadnienie istnienia świata zewnętrznego, który mógłby być wspólną ontologiczną płaszczyzną rozważań. Nie ma więc sensu przystępować do dyskusji z ateistą w celu poszukiwania wspólnego konsensusu stanowisk.

 

6) Nie pytaj się o wierzenia ateisty – to strata czasu.

 

         Zauważyłem, że pewna grupa dyskutujących obrała sobie strategię wypytywania ateistów o ich wierzenia. Pytają ich na przykład czy ateiście nie jest szkoda, że jego życie skończy się wraz ze śmiercią ciała itd. Ateiści są oczywiście przygotowani na takie pytania i wiedzą jak odpowiadać. Uważam takie strategie dyskusji za czystą stratę czasu. Nie wiem co niektórzy wierzący chcą w ten sposób osiągnąć ale mniejsza o to. Nie brnijmy w tę ślepą uliczkę. Niczego nie uzyskamy tą drogą.

 

7) Nie tłumacz się, nie wycofuj.

 

Niektórzy dyskutujący z ateistami popełniają też błąd o którym napomknąłem już wyżej w punkcie 4. A mianowicie zaczynają się ateiście tłumaczyć z czegoś. Nie tłumacz się – atakuj. To jest polemika, a nie konkurs na marudzenie.

 

8) Nie uprawiaj „kawiarnianej apologetyki”.

 

Istnieje pewne grono apologetów, któremu bardziej zależy na popisaniu się swą erudycją niż na realnej polemice. W czasie dyskusji z ateistą strzelają więc jak z karabinu różnymi cytatami znalezionymi u różnej maści filozofów, zwłaszcza francuskich i niemieckich. Lubują się we wszelkiego rodzaju dygresjach i zbaczaniu na nieistotne tematy, orbitujące wokół historii jakiegoś sporu. Takie dysputy przypominają mi kawiarniane rozmowy i dlatego nazwałem je „kawiarnianą apologetyką”. Nie tędy droga. Dyskusje przy cygaretce i lampce wina, okraszone elokwencją i cytatami z Nietzschego, nie są apologetyką wielkiego kalibru. Nie są właściwie żadną apologetyką. To tylko mamrotanie pozbawione większego znaczenia.

 

9) Nie opowiadaj ateiście o swojej wierze.

 

Pewien znany mi apologeta chrześcijański (choć nie uważa się on za apologetę ale i tak nim jest), z którym się przyjaźnię i którego cenię za intelekt, ma pewną irytującą manierę, która polega na tym, że namiętnie opowiada on ateiście o swojej wierze. Czyni on nawet coś jeszcze bardziej gorszego: łatwowiernie deklaruje w obecności ateisty, że jego wiara w Boga jest „fajna”, w nadziei, że ateista zachwyci się tą fajnością. Nie popełniajmy takich naiwnych błędów. Dla ateisty twoja wiara w Boga nie jest fajna i zupełnie go ona nie interesuje. Gardzi on tą wiarą i wręcz chełpi się tym, że gardzi. A przy okazji gardzi tobą. Interesuje go wyłącznie atak na ciebie i twoje przekonania religijne. Musisz więc zrozumieć, że dyskutując z ateistą jesteś w stanie wojny światopoglądowej. Powinieneś odnaleźć się w warunkach ataku i odpierania ataków agresora, a nie w warunkach wzajemnego zachwytu swoją odmiennością. To nie klub dyskusyjny i nie kółko zainteresowań filozoficznych. Jesteś na wojnie.

 

10) Nie bądź miękki, musisz być ostry jak brzytwa.

 

Musisz być precyzyjny i ostry jak brzytwa w polemice. Musisz podkreślać swą stanowczość i być pewny siebie. Osoba, która nie jest przekonana co do swych poglądów będzie łatwa do pokonania. Taką osobę łatwo stłamsić, nakłonić do wyparcia się ze swych przekonań i nawet do przyznania się, że jest mało inteligentna. Aby stawać w szranki światopoglądowe trzeba być osobą twardą, stanowczą i zdecydowaną. Nie wolno odstępować nawet na krok od swojego stanowiska. Owszem, może zdarzyć się, że czasem pomylisz się w jakimś punkcie. Uczciwość nakazuje aby przyznać się wtedy do pomyłki. Niemniej jednak jest to coś zupełnie innego niż pozwolenie na zepchnięcie się do narożnika. Jeśli ktoś nie ma silnej osobowości to nie powinien moim zdaniem stawać do jakichkolwiek zażartych polemik, nie tylko tych religijnych, ale w ogóle. Jeśli chcesz nauczyć się nieprzejednanej postawy od jakiegoś apologety, którego mógłbym ci postawić za wzór, to obejrzyj debaty polemiczne chrześcijańskiego apologety presupozycyjnego Sye Ten Bruggencate. Wtedy zrozumiesz o co mi chodzi. Musisz dyskutować właśnie tak jak on. Ani kroku w tył.

 

11) Nigdy nie przyznawaj ateiście racji.

 

Ten podpunkt wiąże się ściśle z punktem poprzednim i wypadałoby go nieco rozwinąć. W polemice z ateistą należy unikać stwierdzeń typu „masz rację”. Pewien znany mi apologeta, którego cenię, regularnie popełnia ten błąd, licząc na to, że ateista będzie dla niego bardziej łaskawszy w dyskusji. Ale nie jest bardziej łaskawszy. Na konsensus z ateistą też bym nie liczył i omawiałem już tę kwestię w punkcie 5.

 

12) Nie opisuj ateiście swojego punktu widzenia.

 

Ten punkt jest podobny do punktu 9 ale chodzi mi tu o coś nieco innego. Pewni apologeci teistyczni robią swego rodzaju błąd polegający na tym, że zamiast atakować rozumowanie ateisty opowiadają mu o swoim punkcie widzenia na jakąś sprawę. Nie popełniaj również i tego błędu. Ateisty nie obchodzi to tak samo jak opowiadanie mu o twojej wierze. On będzie wciąż atakował twoje rozumowanie jeśli ty w końcu w sposób zdecydowany nie zaatakujesz jego rozumowania. Niepotrzebnie opisując mu swoje przemyślenia marnujesz czas jaki mógłbyś poświęcić na atakowanie jego poglądów. Pamiętaj – to jest wojna światopoglądowa, a nie klub dyskusyjny wzajemnej adoracji.

 

13) Unikaj „apologetyki pobożnościowej”.

A na koniec omówię pewne zjawisko występujące wśród wierzących, którzy próbując polemizować z ateistami uciekają w coś, co można określić mianem „apologetyki dewocyjnej”. Niektórzy ludzie sądzą, że da się przegadać ateistę za pomocą uporczywie powtarzanych zaklęć religijnych. Są więc tacy, którzy straszą ateistę piekłem. Inni straszą ateistę Bogiem lub diabłem. Nie tędy droga. Dyskutując w ten sposób dajesz oczywiście świadectwo i przestrzegasz ateistę przed jego marnym losem w kontekście braku osiągnięcia zbawienia, niemniej jednak nie są to żadne argumenty. Argumentowanie na podstawie tego co zdarzy się w przyszłości jest błędem logicznym. Poza tym pamiętaj, że twoje dyskusje są obserwowane przez innych. Uciekając się do „apologetyki pobożnościowej” dajesz jedynie świadectwo swojej intelektualnej bezradności. Można z powodzeniem pokonać ateistę na płaszczyźnie merytorycznej. Nie ma on żadnej przewagi intelektualnej nad nikim ponieważ jego światopogląd już na starcie jest zawieszony w epistemologicznej próżni. Nie musisz się więc uciekać do apologetyki dewocyjnej. Nie rób tego i unikaj tego ponieważ nawet wierzący widzą, że to droga, która podąża do ślepego zaułka.

Jan Lewandowski